Śledztwo po ataku psa na dzieci. "Strasznie były pogryzione"

Sąsiadka o zdarzeniu
Źródło: TVN24
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie pogryzienia przez amstaffa dwójki małych dzieci pod Mławą. Wiadomo, że pies należał do rodziny od niedawna.

- W piątek wszczęte zostało śledztwo w sprawie narażenia dzieci na ciężki uszczerbek na zdrowiu. Grozi za to do pięciu lat więzienia - mówi Iwona Śmigielska–Kowalska z Prokuratury Okręgowej w Płocku.

"Przekazała innej osobie"

Jak dodaje, po ataku psa ośmiomiesięczna dziewczynka jest w stanie zagrażającym życiu. Trzyletni chłopiec jest w lepszym stanie. Oboje przebywają w Centrum Zdrowia Dziecka.

Prokuratura przesłuchała najbliższych członków rodziny. Na pytania śledczych mają jeszcze odpowiadać rodzice.

- Skontaktowała się z nami poprzednia właścicielka psa, również będzie przesłuchana. Chodzi o wyjaśnienie, jak zwierzę znalazło się u tej rodziny. Mówiła, że przekazywała go zupełnie innej osobie - wyjaśnia prokurator Śmigielska–Kowalska.

RMF FM podaje, co powiedziała kobieta: według niej, zwierzę od wielu miesięcy reagowało agresją na widok niemowląt. Radio relacjonuje, że była właścicielka mówiła również, iż zamieściła w sieci ogłoszenie, że chce oddać psa osobie, która nie ma małych dzieci. Zwierzę miało trafić wtedy do mężczyzny, który zapewniał, że pies nie będzie mieć kontaktu z dziećmi.

Przeprowadzono również sekcję zwłok amstaffa pod kątem ustalenia, czy nie był chory na wściekliznę. Na wyniki jeszcze trzeba poczekać.

"Strasznie były pogryzione"

O zdarzeniu w Mławie informowaliśmy w czwartek. Doszło do niego jeszcze w środę wieczorem, około godziny 21, w miejscowości Łomia (powiat mławski). Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że pies najpierw zaatakował starsze z dzieci, które bawiły się na podwórku, a następnie rzucił się na kobietę, która trzymała na rękach ośmiomiesięczną córkę.

- Pies zaatakował te dzieci i strasznie były pogryzione. Koleżanka wzięła od matki jedno dziecko i pojechała z nim do szpitala. I to drugie też. Zadzwoniłam na pogotowie szybko - mówiła chcąca zachować anonimowość sąsiadka.

Podkreśliła, że były dwa psy. - Tylko jeden był zadomowiony, a drugi był od razu wzięty po dniu, to nie znał ich. Dlatego tak wyszło - stwierdziła.

ran/pm

Czytaj także: