Kolejny nieoczekiwany zwrot w sprawie śmiertelnego potrącenia 16-letniej Magdy na ulicy Świętego Wincentego. Oskarżony Adrian M. przyszedł na środową rozprawę w obstawie antyterrorystów. Jak dowiedział się portal tvnwarszawa.pl, prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie "podżegania do jego zabójstwa".
Na środowej rozprawie spodziewano się przełomu, bo 26-letni Adrian M. deklarował wcześniej, że właśnie w środę przedstawi swoje wyjaśnienia w procesie, w którym oskarżony jest o to, że w grudniu 2015 rozjechał na ulicy Świętego Wincentego 16-letnią Magdę. Kierowca prowadzący wówczas czarnego mercedesa po wypadku uciekł z miejsca zdarzenia.
Zdaniem prokuratury za kierownicą siedział właśnie Adrian M. On sam do tej pory nie przyznawał się do winy. Podczas pierwszej rozprawy, w marcu tego roku, powiedział jedynie: - To nie ja kierowałem mercedesem 28 grudnia.
Pięciu antyterrorystów
Na tamtą rozprawę M. został przywieziony z aresztu przez zwykły konwój, czyli dwóch policjantów. Ale z rozprawy na rozprawę miał coraz większą ochronę. Dwa miesiące temu pilnowało go już kilkunastu umundurowanych policjantów (jeden z psem) oraz "tajniaków". Na czas jego przejścia opróżniano z ludzi sądowy korytarz.
Szybko okazało się, że oskarżony o spowodowanie wypadku nie jest już aresztowany, a funkcjonariusze pilnują nie jego samego, tylko... jego bezpieczeństwa. Adrian M. poszedł bowiem na współpracę z prokuraturą i obciążył swoimi wyjaśnieniami osoby zajmujące się przestępstwami narkotykowymi.
W środę, ku zaskoczeniu publiczności, jego obstawa jeszcze bardziej się rozrosła. Zamiast dotychczasowej asysty M. przyszedł w towarzystwie pięciu antyterrorystów w kominiarkach i z długą bronią. Tak chroni się zwykle świadków koronnych. Ale, potwierdziliśmy to w dwóch źródłach, Adrian M. nie ma takiego statusu.
Co więcej, prokuratura poprosiła sąd o prowadzenie rozprawy za zamkniętymi drzwiami. I sędzia Iwona Gierula uwzględniła ten wniosek. Powołała się na przepisy, które dają sądowi taką możliwość w przypadku, gdyby jawność mogła "wywołać zakłócenie spokoju publicznego" oraz "naruszyć ważny interes prywatny" oskarżonego.
"Zagrożenie jest realne"
Poprosiliśmy o wyjaśnienie, dlaczego złożono taki wniosek.
- W Prokuraturze Okręgowej Warszawa - Praga prowadzone jest śledztwo w sprawie podżegania do zabójstwa Adriana M. - poinformował nas prokurator Marcin Saduś, rzecznik prokuratury. - W naszej ocenie zagrożenie pozbawienia życia Adriana M. przez osoby trzecie jest realne. Okoliczności, które miały być ujawnione na rozprawie toczącej się przed sądem, w której Adrian M. jest oskarżony o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, miały ścisły związek ze śledztwami toczącymi się w tutejszej prokuraturze okręgowej - podkreśla Marcin Saduś.
Te śledztwa dotyczą przestępstw narkotykowych. W jednym z nich M. ma status podejrzanego.
Jak informowaliśmy w środę rano na tvnwarszawa.pl, trzy akty oskarżenia przygotowane na podstawie zebranych m.in. dzięki Adrianowi M. dowodów trafiły już do sądu. Śledczy zarzucili 26 osobom popełnienie 43 przestępstw z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii oraz dwóch polegających na posiadaniu broni i amunicji oraz ukrywaniu dokumentów. - W ocenie prokuratora, większość oskarżonych z procederu handlu heroiną lub obrotu środkami odurzającymi uczyniła sobie stałe źródło dochodu - mówił prokurator Marcin Saduś.
Łzy oskarżonego
Z powodu utajnienia rozprawy publiczność nie mogła wysłuchać tego, co do powiedzenia miał Adrian M. Ale jeszcze przed rozprawą Andrzej "Żurom" Żuromski, znany raper i prezes Fundacji Pomożecie-Pomożemy, który wspiera rodziców zmarłej Magdy, oświadczył: - Jest przełom. Adrian M. przyznał się do winy.
Jak twierdził, M. powiedział to dwa miesiące temu w prokuraturze, podczas przesłuchania w śledztwie "narkotykowym". Sąd zażądał dostarczenia protokołu z tego przesłuchania. Prokuratura zobowiązała się to zrobić do 20 listopada. I tak też się stało. Podczas środowej rozprawy sąd miał odczytywać te protokoły, a Adrian M. miał się do nich ustosunkować. Czy tak się stało? Nie wiadomo, bo rozprawa toczyła się zamkniętymi drzwiami.
Zza tych drzwi wydostała się jedynie informacja, że podczas składania wyjaśnień przed sądem Adrian M. płakał.
Piotr Machajski