Ruszył proces biskupa Piotra J.

Wyjaśnienie biskupa zostało utajnione
Wyjaśnienie biskupa zostało utajnione
Źródło: archiwum
6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata, 2,4 tys. zł grzywny i 4 tys. na Fundusz Pomocy Postpenitencjarnej oraz 4-letni zakaz prowadzenia pojazdów - taką karę uzgodnił biskup Piotr J. z prokuratorem. J. oskarżony jest o prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwym. Sąd ma ogłosić wyrok w piątek.

Wcześniej biskup wnosił o karę 8 miesięcy ograniczenia wolności i czterech lat zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów. W razie skazania w trybie dobrowolnym przez osiem miesięcy miał wykonywać prace społeczne. W środę, podczas niejawnej części procesu, biskup przedłożył nową propozycję kary.

"Stopień społecznej szkodliwości czynu był znaczny"

- Kryzys który przeżywam ma konsekwencje prawne i właśnie je ponoszę. Oby ten kryzys był dla mnie okresem wzrostu w człowieczeństwie kapłaństwie i biskupstwie - mówił w środę duchowny.

Prokurator Tomasz Dems powiedział, że kara musi być adekwatna do wszystkich przesłanek kodeksowych. - Stopień społecznej szkodliwości czynu był znaczny. Oskarżony przyznał, że odcinek drogi jaki przejechał tego dnia, był długi - dodał. -Przypadek, los czy opatrzność boska - w zależności od światopoglądu - spowodował, że na drodze oskarżonego stanęła latarnia, a nie człowiek - podkreślił oskarżyciel zauważając, że duchowny jak każdy obywatel miał świadomość zakazu jazdy po alkoholu i rażąco naruszył te reguły. Wydaje się, że oskarżony w pełni zrozumiał naganność swego czynu. Wydaje się, że poniósł karę - całkowicie lub w części stracił zaufanie społeczne. Długi przed nim okres i ciężka praca, aby to zaufanie odzyskać - ocenił Dems. Adwokat biskupa J. Michał Skwarzyński mówił w sądzie, że rolą mediów nie powinno być wydawanie wyroków, ale informowanie. - Zachował się jak nikt nigdy dotąd - złożył oświadczenie z publicznymi przeprosinami i wyraził wolę poddania się karze - a taki czyn popełniali i posłowie, i inne osoby publiczne. Nikt się tak nie zachował, a media tego nie doceniły - powiedział o biskupie.

Wydał oświadczenie

20 października 57-letni biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej stracił panowanie nad autem i uderzył w latarnię przy Wisłostradzie. Badanie na zawartość alkoholu w organizmie wykazało ponad 2,5 promila.

Dwa dni później duchowny wydał oświadczenie, w którym przyznał się do prowadzenia auta pod wpływem alkoholu i oddał się do dyspozycji papieża. - Nie powinienem kierować samochodem pod wpływem alkoholu - napisał hierarcha. Przeprosił wszystkich, których zgorszył swoim czynem, w szczególności wiernych archidiecezji, których zaufanie zawiódł. - To jednak się stało, dlatego też oddaję do dyspozycji Ojca Świętego moją posługę biskupa pomocniczego archidiecezji warszawskiej - napisał biskup. Zapewnił też, że chce jak najszybciej skorzystać ze specjalistycznej pomocy.

Przyznał się do zarzucanego mu czynu

Biskup został przesłuchany i złożył wyjaśnienia. Przedstawiono mu zarzut prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości. Biskup przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze.

Ostatniego dnia października Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście-Północ skierowała do sądu akt oskarżenia wobec biskupa, wraz z wnioskiem o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy. Wymiar kary został uzgodniony z prokuraturą, tak jak wnioskował biskup: osiem miesięcy ograniczenia wolności i cztery lata zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów.

W razie skazania w trybie dobrowolnym biskup przez osiem miesięcy miał wykonywać prace społeczne - 20 godzin miesięcznie.

Sąd: sprawa będzie toczyła się w normalnym trybie

Wniosek nie został jednak zaakceptowany przez Sąd Rejonowy dla Warszawy - Śródmieścia. Sąd postanowił, że sprawa będzie toczyła się w normalnym trybie, bo brak jest podstaw do uwzględnienia wniosku o poddanie się karze. Za kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch.

PAP/su//ec

Czytaj także: