O odwołanie przewodniczącego apelowała na wtorkowym posiedzeniu Platforma Obywatelska wraz ze swoimi koalicjantami. Złożyli wniosek w tej sprawie, ale zgodnie z prawem takie pismo może być rozpatrywane dopiero na kolejnej sesji. Wiadomo już jednak, że radni Klimiuka nie odwołają, bo ten ich ubiegł i sam złożył rezygnację.
Ostre wystąpienie radnego PiS
Klimiuk w długim wystąpieniu ostro skrytykował swoich przeciwników. Zarzucał im m.in. bojkotowanie sesji przez nieprzychodzenie na nią, paraliżowanie pracy rady i w końcu "brak szacunku wobec prawa i etosu samorządowca".
- Próbowałem osiągnąć kompromis, proponowałem powołanie ponadpartyjnego zarządu, zrobiłem wszystko, aby sesje były prowadzone w sposób uporządkowany, ale od spotykałem się z murem agresji i łajdactwa - mówił stanowczo.- Część radnych przekroczyła wszelkie granice wstydu i działała tylko na własną korzyść. Biorąc jednak pod uwagę, że ci radni stanowią połowę składu rady, ja nie zamierzam ani dnia dłużej reprezentować was przed mieszkańcami, ponieważ was etos działania wbrew woli mieszkańców jest dla mnie obcy - oświadczył.
"Zamiast atakować powinien przeprosić"
Koalicja na przemówienie Wiktora Klimiuka reagowała gromkim śmiechem. Ostateczną informację o rezygnacji przyjęła brawami. Radni drugiej strony zdecydowanie nie zgadzają się jednak ze słowami byłego już przewodniczącego.
- Złożyliśmy wniosek o jego odwołanie nie bez powodu. To, w jaki sposób traktował radnych było niegodne tej ważnej funkcji - komentuje niezależny radny Filip Pelc. W odpowiedzi na zarzuty o paraliż pracy rady kierowane do Platformy i niezrzeszonych Pelc przekonuje, że było wprost przeciwnie. Według niego to właśnie Klimiuk te prace blokował.
- Uniemożliwiał pełnienie funkcji jednej z radnych przez półtora roku, choć ta dostała mandat od wyborców. Przez jego zachowanie nie mogła brać udziału w głosowaniach. Był wobec niej arogancki. Zamiast atakować powinien po prostu przeprosić - mówi Pelc.Mówiąc o blokowaniu mandatu "jednej z radnych", Pelc ma na myśli Lucynę Wnuszyńską, której sytuację opisywaliśmy na tvnwarszawa.pl na początku stycznia. Jej głos rzeczywiście był nieuznawany przez przewodniczącego Klimiuka, gdyż uważał, że nie złożyła skutecznego ślubowania. Spór toczył się przez długie miesiące, przeciął go dopiero sąd administracyjny, uznając, że Wnuszyńska złożyła prawidłowo swoje ślubowanie i powinna być radną. Brak głosu Wnuszyńskiej powodował pat w radzie dzielnicy. Radna reprezentuje bowiem lokalne stowarzyszenie Inicjatywa Mieszkańców Białołęki, które współpracuje z niezrzeszonym Filipem Pelcem i Platformą Obywatelską. Łącznie (z Wnuszyńską) obydwie organizacje mają 12 przedstawicieli w 23-osobowej radzie. Z kolei będące po przeciwnej stronie Prawo i Sprawiedliwość wraz ze stowarzyszeniem Razem Dla Białołęki wspólnie mają 11 przedstawicieli. Prosty rachunek wskazuje, że Wnuszyńska była języczkiem u wagi. Bez niej bowiem stosunek głosów wynosił 11 do 11. I takim właśnie wynikiem kończyło się przez ostatnie miesiące niemal każde ważne głosowanie.
Uznanie radnej IMB dodaje jedną szablę PO i niezależnym, kształtując stosunek głosów 12 do 11.
Przerwa do 21 lutego
Wróćmy jednak do byłego już przewodniczącego Klimiuka. Jego odejście i tak powinni przegłosować radni. Chyba, że nie zdążą tego zrobić w ciągu miesiąca - wtedy, jak powiedział sam radny na sesji, uprawomocni się automatycznie. I tak pewnie będzie, gdyż we wtorek Prawo i Sprawiedliwość ogłosili przerwę w posiedzeniu do 21 lutego.
Czytaj także o zamieszaniu politycznym na Bemowie:
Sesja Bemowo
Sesja Bemowo
kw/b
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl