Pod prąd, na czerwonym, po wysepkach. Szaleńczy rajd ulicami Warszawy

Rajd po Warszawie opublikował w internecie najprawdopodobniej sam kierowca
Źródło: Fakty TVN
Jechał pod prąd, na czerwonym świetle i po wysepkach, a to wszystko z ogromną prędkością. W internecie pojawiło się wideo z nocnego rajdu po Warszawie, który jednak nie zakończył się żadną kontrolą drogową. Dopiero po burzy, jaką nagranie wywołało w sieci, służby zwróciły na nie uwagę.

Nagranie do internetu wrzucił najprawdopodobniej sam kierowca białego BMW M3. Trwa ono kilkanaście minut. Na wideo widać, jak kierowca ściga się z kilkoma motocyklistami, a inni kierowcy się nie liczą. W pewnym momencie mężczyzna mówi nawet: "zapier...my właśnie po mieście, kur...a, się ganiamy z chłopakami...".

30 km szaleńczej jazdy

- Kierowca pokonał, podejrzewam, około 30 kilometrów i tak naprawdę zupełnie bezkarnie pokonał te kilometry. Nie zakończyło się to żadną kontrolą drogową, a na pewno zakończyłoby się to odebraniem prawa jazdy - mówi Krzysztof Wincentowicz z Akademii Bezpiecznej Jazdy Tomasza Kuchara. Co więcej, BMW przejeżdżało najprawdopodobniej obok patrolu policji. Oraz tam, gdzie działa monitoring i fotoradary. Rajd wywołał burzę, a nie pochwalają go nawet użytkownicy portalu Adrenaline Motorsport. "Tak się składa, że jeżdżę motocyklem i wczoraj miałem okazję mijać się z tym debilem na zakręcie. Ten typ na wyboistej drodze, na łuku, tak ściął zakręt, że dosłownie mało co nie wylądowałem w rowie" - napisał ~aqq.

- Złamać przepisy zdarza się każdemu. Łamać je notorycznie, to już świadczy o tym, że nie nadajemy się na kierowcę. Ale jeszcze nagrać to, to już trzeba być skrajnym wariatem. A udostępnić w sieci, to już świadczy o tym, że po prostu albo ma się jedną szarą komórkę, która nie trafia na drugą, albo naprawdę jest się pod wpływem czegoś - mówi z kolei Adam Kornacki z TVN Turbo.

Policja wszczęła śledztwo. Dlaczego tak późno?

Policja wszczęła śledztwo w sprawie opisywanego przejazdu dopiero w sobotę, gdy o filmie zrobiło się głośno w internecie. - Nie ma takiej metody, żeby postawić policjanta na każdym skrzyżowaniu. Również sieć fotoradarów nie jest tak rozpowszechniona w Warszawie, żeby na pewno tego kierującego ujawnić - tłumaczy Robert Opas z Komendy Stołecznej Policji. Zdaniem Janusza Popiela ze Stowarzyszenia "Alter Ego", która pomaga poszkodowanym w wypadkach i kolizjach drogowych, tak późna reakcja policji jest dowodem na to, że służba nie jest jeszcze przygotowana na "ponadrutynowe działania". - Najłatwiej zwalczać tę szarą masę kierujących, którzy przekroczą pięć kilometrów - prędkość administracyjnie dopuszczalną - i twierdzić, że to wpłynie na poprawę bezpieczeństwa - mówi Popiel.

WIĘCEJ NA TEN TEMAT NA STRONIE FAKTÓW

FAKTY.TV24.PL

Szaleńczy rajd ulicami Warszawy

Czytaj także: