Prokuratura prowadzi postępowanie dotyczące śmierci 18-letniej Poli. Dziewczyna trafiła do szpitala w Piasecznie z objawami grypy, jednak jej stan zaczął się pogarszać, nastolatka zmarła. Co robili lekarze z podwarszawskiego szpitala, by ratować Polę? To pytanie wciąż zadają sobie rodzice dziewczyny. My zapytaliśmy prokuraturę, na jakim etapie jest śledztwo w tej sprawie.
Sprawę prowadzi Prokuratura Regionalna w Warszawie. Śledczy początkowo nie zdradzali szczegółów postępowania, mówili, że jest za wcześnie na przekazywanie informacji. Teraz Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej przyznaje, że postępowanie trwa. Śledztwo toczy się w sprawie, co oznacza, że wciąż nikt nie usłyszał zarzutów, i dotyczy "błędu medycznego".
- Przesłuchaliśmy już świadków. W kolejnym etapie śledztwa uzyskamy opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej - powiedziała nam prokurator Aleksandra Skrzyniarz.
Zaczęło się od grypy
O sprawie pisaliśmy w maju, kiedy historię pierwsza opowiedziała reporterka programu "Uwaga!" TVN Martyna Aftyka. Pola skończyła 18 lat w styczniu tego roku. Uczyła się w renomowanym liceum w Warszawie. Za rok miała zdawać maturę. Mieszkała z rodzicami i młodszym bratem w podwarszawskim Piasecznie.
Dramat zaczął się od objawów, które zdaniem rodziców przypominały przeziębienie. - Przed wizytą u internisty gorączka nasiliła się do 40 stopni Celsjusza, co nie było typowe, bo prawie nigdy nie gorączkowała, a na pewno tak wysoko - mówił "Uwadze!" TVN ojciec Poli.
Przeprowadzony test wykluczył COVID-19 i wykazał, że Pola ma grypę. Lekarz internista przepisał leki przeciwgrypowe. Ponieważ podejrzewał również zapalenie płuc, skierował 18-latkę do szpitala, by jak najszybciej wykonać zdjęcie rentgenowskie. Matka zawiozła córkę do szpitala w Piasecznie, znajdującego się najbliżej ich domu.
- Długo czekałyśmy na lekarza. Powiedziałam, jaka jest sytuacja, i dałam mu skierowanie i zalecenia pani doktor. Stwierdził: "Wie pani, jak każdego 18-latka byśmy przyjmowali do szpitala, to by nie było miejsc". Zapytał, kiedy były przyjęte lekarstwa. Były przyjęte około godzinę wcześniej. Powiedział, że 2-3 dni trzeba ją obserwować i jeśli się nie poprawi, to mieliśmy wrócić - opowiadała z kolei matka Poli. I podkreślała: - Nie zmierzył jej ciśnienia, nie zbadał jej. Nic.
- W papierach było wskazanie, że to ma związek z zapaleniem płuc. Rentgen to jest 10-15 minut, a nie zostało zrobione nic. Wielce prawdopodobne po tym, co się później wydarzyło, że coś pod kątem płuc czy saturacji by wyszło - zwracał uwagę pan Krzysztof, ojciec Poli.
Powrót do szpitala
Po dwóch dniach leczenia w domu Pola miała silne duszności. Wezwano karetkę, która w nocy zawiozła dziewczynę do tego samego szpitala, z którego wcześniej ją odesłano. Rodzice nie mogli jechać z córką karetką, gdyż była pełnoletnia. Gdy telefonowali do szpitala w nocy, odmówiono im informacji. Rano ich córka była już nieprzytomna. Z relacji rodziców wynika, że Pola była w placówce od północy.
- Po godzinie 2 napisała: "Żyję niby". O 2:59 napisała "Ale nie wiem, czy ja to przeżyję". I ostatni SMS był o 5:57 o treści: "Nie mogę oddychać" – przywołuje zrozpaczona matka.
- Całym dramatem jest chyba to, że pomiędzy północą a godziną 6 chyba nic się nie wydarzyło ze strony lekarzy, nic takiego, żeby jej pomóc - mówił pan Krzysztof.
Pola w ciężkim stanie trafiła do szpitali w Warszawie. Najpierw Czerniakowskiego, a później MSWiA, gdzie niestety zmarła z powodu obrzęku mózgu.
Dziennikarka "Uwagi!" TVN usiłowała o sprawie porozmawiać z przedstawicielami szpitala w Piasecznie, jednak odmówiono jej wówczas komentarza.
Źródło: tvnwarszawa.pl, Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24