Ci, którzy remont obserwowali od rana, nie mogli uwierzyć, że grupa robotników po spadzistym dachu chodzi w tak beztroski sposób: kilkanaście metrów nad ziemią, bez żadnej asekuracji.
"Wynocha mi stąd"
Robotnicy jednak nic sobie nie robili z zagrożenia. - Często efektem takich zdarzeń są skutki śmiertelne lub kalectwo, albo przynajmniej ciężkie obrażenia ciała - mówi Anna Wójcik z Okręgowego Inspektoratu Pracy.
To jednak nie przekonuje pracowników, którzy - jak mówią - "niczego się nie boją". - Pracuję cały czas i nie martwię się, że spadnę. Gdybym tak liczył to nie mógłbym wejść na dach - mówi jeden z "odważnych".
Ich "zapał" do pracy próbowała ugasić policja, ale musiała poczekać na przyjazd kierownika prac. Jego tłumaczenie było mało przekonujące. - Wynocha mi stąd. My tutaj was nie wzywaliśmy - usłyszał od niego reporter TVN Warszawa.
Więcej do powiedzenia mieli za to inspektorzy, którzy prac zakazali. Kierownikowi robót grozi kara finansowa, do 2 tys. zł.
Leszek Dawidowiczran/ec