To jeden z czterech procesów cywilnych wytoczonych w Sądzie Okręgowym w Warszawie przez Marzenę K. - byłą urzędniczkę Ministerstwa Sprawiedliwości, podejrzaną o złożenie fałszywych oświadczeń majątkowych w związku z aferą reprywatyzacyjną.
K. żąda - w sprawach nieruchomości, do których za bezcen odkupiła roszczenia - w sumie 34 mln zł odszkodowań, m.in. za "wydanie wadliwej decyzji administracyjnej", za "sprzedane lokale mieszkalne" oraz wynagrodzenia za "bezumowne korzystanie z budynku". Wcześniej dostała łącznie 38 mln zł w ramach takich odszkodowań w sprawie sześciu innych stołecznych nieruchomości. Miała tego nie ujawnić w oświadczeniach majątkowych jako urzędnik MS. I za to usłyszała zarzuty.
"Zasady współżycia społecznego"
W sprawie, którą w piątek zajmował się sąd chodzi o nieruchomość przy ul. Sieleckiej. W 2011 r. Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Warszawie uchyliło jako nieważną decyzję Prezydium Rady Narodowej m. st. Warszawy z 1954 r. o odmowie przyznania dotychczasowym właścicielom tego gruntu prawa własności czasowej. Potem roszczenia do tej nieruchomości nabył od jej spadkobierców znany z obrotu nieruchomościami Marek Mossakowski - za kwotę do tysiąca zł. Następnie roszczenia odszkodowawcze miał odsprzedać K. na mocy umowy za 2,2 tys. zł. To dało jej prawo do złożenia pozwu. Prokuratoria Generalna, jako reprezentant Skarbu Państwa wniosła o oddalenie pozwu, podkreślając, że K. nie ma legitymacji do domagania się tego odszkodowania. - Według nas to roszczenie odszkodowawcze nie było przedmiotem umów cesji - powiedziała dziennikarzom radca Prokuratorii Generalnej Agnieszka Więcek. - Odszkodowanie za wadliwą decyzję należy się temu, kto poniósł szkodę, a powódka jej nie poniosła - dodała. Powołała się na "zasady współżycia społecznego". Do sprawy przyłączyła się Prokuratora Okręgowa w Warszawie jako "rzecznik praworządności".
Ani Marzena K. - która w piątek przyszła do sądu - ani jej adwokat nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. SO miał w piątek przesłuchać Mossakowskiego jako świadka, ale powiadomił on sąd, że musiał się niespodziewanie zaopiekować chorą matką, której nie zdążył zapewnić innej opieki. Sąd wezwał go ponownie na 8 września. Kilka dni temu Prokuratura Regionalna w Warszawie wniosła sprzeciw od decyzji SKO z 2011 r. ws. Sieleckiej 36/38, żądając stwierdzenia jej nieważności jako wydanej z "rażącym naruszeniem prawa".
"Nie ma czego takiego, jak cena rynkowa roszczeń"
W lutym Sąd Okręgowy w Warszawie nieprawomocnie oddalił jedno z powództw Marzeny K. - ws. nieruchomości przy Brackiej 23 - w którym domagała się 9 mln zł "wynagrodzenia za bezumowne korzystanie" z niej przez miasto. K. nabyła za 30 tys. zł roszczenia odszkodowawcze ws. tej nieruchomości na mocy umowy od swego brata mec. Roberta N. (jest aresztowany pod zarzutem korupcji przy stołecznych "dzikich reprywatyzacjach"). To on przeprowadził reaktywację przedwojennej spółki – właściciela Brackiej 23 – która "odzyskała" nieruchomość; N. został pełnomocnikiem tej spółki. Sąd podkreślił wówczas, że wartość wierzytelności była kilkaset razy większa od kwoty kupna. Sam N. mówił podczas swojego przesłuchania, że umowa cesji była korzystna dla spółki, bo nie inwestowała środków w proces, gdyż gdyby K. go przegrała, poniosłaby wielkie koszty sądowe. - To powódka zapłaciła wpis sądowy 100 tys. zł, co jest jej ryzykiem - mówił N., dodając że "nie ma czego takiego, jak cena rynkowa roszczeń". K. była jednym ze współwłaścicieli słynnej działki przy Pałacu Kultury i Nauki pod dawnym adresem Chmielna 70, wokół której jesienią 2016 r. rozpoczęła się afera reprywatyzacyjna.
Ostatnio właściciele Chmielnej 70 zwrócili działkę miastu.
Sprawa Marzeny K.
Sprawa Marzeny K.
PAP/kz
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN