Pierwszą informację o sytuacji przed sądem na Czerniakowskiej otrzymał serwis Kontakt 24. - Kozy są tego mężczyzny i są przywiązane, stoi tam też jego przyczepka, stolik turystyczny, krzesełka, kuchenka gazowa, podejrzewam że jest to jakiś jego strajk - napisał Kuba.
Nietypowy kram
Na miejsce pojechał nasz reporter. - Istotnie to nietypowe stoisko nadal znajduje się przed budynkiem sądu. Właścicielem tego przybytku jest pan Roman, który czeka na czwartkową rozprawę właśnie w tym sądzie - relacjonuje Lech Marcinczak, reporter tvnwarszawa.pl.
Dlaczego zatem, choć sprawa w sądzie jest w czwartek, mężczyzna już w środę rano pojawił się przed sądem. - Pan Roman tłumaczył mi, że inaczej nie był w stanie tego zorganizować. Nie miał z kim zostawić swoich zwierząt, dlatego zdecydował się przyjechać ze wszystkim przed sąd. Zarzekał się przy tym, że nie jest to żadna forma protestu - opowiada Marcinczak.
Choć nie przyznał skąd przyjechał do stolicy, to jego przyczepka, zarejestrowana była w dawnym województwie kieleckim.
Zabrali mu akcje?
W sprawie pana Romana zadzwoniliśmy do warszawskiego sądu okręgowego. - Istotnie ten pan ma w czwartek rozprawę w naszym sądzie. Sprawa dotyczy uchylenia uchwał jednej z firm - mówi sędzia Katarzyna Kisiel, rzecznika prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie.
Więcej światła na sprawę rzuca relacja naszego reportera. - Pan Roman powiedział mi, że sprawa dotyczy, jego zdaniem, bezprawnego pozbawienia go akcji pewnej firmy - wyjaśnia Marcinczak.
Jak dodaje Kisiel z panem Romanem rozmawiał funkcjonariusz sądowy. - Wylegitymował mężczyznę i spytał co tutaj robi. Ten odpowiedział mu, że przyjechał na czwartkową rozprawę wcześniej, żeby się nie spóźnić. Nasz policjant zgłosił sprawę do mokotowskiej policji - powiedziała rzeczniczka i dodała, że teren, na którym koczuje mężczyzna nie należy do sądu.
Koczuje przed sądem na Czerniakowskiej
jb/sk