To już dziewiąta doba poszukiwań pięcioletniego Dawida z Grodziska Mazowieckiego. O akcji służb i roli ojca w zaginięciu chłopca mówił w TVN24 prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej doktor Jerzy Pobocha.
Służby nie ustają w poszukiwaniach chłopca, który zaginął ponad tydzień temu. - Co prawda, nowe informacje o tej sprawie pojawiają się codziennie, ale jedno się nie zmienia: policjanci cały czas pracują w terenie i nie chcą mówić o konkretnych lokalizacjach, bo niepotrzebna im publiczność, jak twierdzą. Potrzebują spokoju, żeby też psy, które z nimi pracują, mogły robić to bez zakłóceń - relacjonowała w piątek rano na antenie TVN24 reporterka Karolina Wasilewska.
Przypomniała, że w czwartek śledczy przeszukali okolice lotniska Chopina, między innymi ogródki działkowe. Na to miejsce wskazują logowania telefonu ojca.
Konflikt, długi, aspekty kulturowe
Gościem porannego pasma TVN24 był prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej doktor Jerzy Pobocha, który odniósł się czwartkowych słów policji, że "aktualnie kluczową kwestią jest odtworzenie relacji w rodzinie dziecka".
- To jest jeden z elementów, który mógł wpływać na motyw pozbycia się czy schowania dziecka. Tutaj zadziałał zespół niekorzystnych czynników. Po pierwsze, był to hazardzista, który miał długi, my wiemy o 200 tysiącach, ta suma mogła być większa. Po drugie konflikt z żoną, zwykle matka w takich sytuacjach chce zabrać dziecko. Z kolei ojciec, jak w tym przypadku, to dziecko jednak wziął - wymieniał Pobocha.
I zwrócił również uwagę na aspekt kulturowy: - Ten ojciec pochodził z Kazachstanu. Tam te relacje i rola ojca, mężczyzny w rodzinie, jest trochę inna niż w Polsce. Nie wiem, w jakim stopniu on te zwyczaje kulturowe przeniósł do Polski, ale o takim elemencie kulturowym też trzeba mówić - argumentował.
"To nie musiało być zabójstwo z użyciem noża"
- Prawdopodobnie wiemy, że on przez te dwa tygodnie [kiedy miał urlop - red.] być może przygotował się do dokonania przestępstwa. Miał dużo czasu, żeby przemyśleć to w szczegółach. Na przykład wyłączał telefon, żeby nie można było sprawdzić, gdzie się logował. To świadczy o jego przemyślanym działaniu, a nie impulsywnym - przekonywał doktor.
Dodał, że osoby, które dokonują samobójstwa po zabójstwie, zazwyczaj działają w silnych emocjach i to się odbywa w krótkim okresie. - Opiniowałem osoby, które zabiły dziecko, ale przeżyły samobójstwo, bo obrażenia, które sobie zadały nie były śmiertelne. Jeżeli chodzi o sposób ewentualnego zabójstwa, nie musi to być tylko zabójstwo z użyciem noża. Te przypadki, które znam, to na przykład otrucie dziecka. Jest to mniej obciążające dla sprawcy i prostsze w wykonaniu, nie zostawia się krwi, śladów i łatwiej to ciało gdzieś schować - mówił Pobocha.
Depresję nie zawsze ujawnia się na zewnątrz
Doktor nawiązał również do wypowiedzi współpracowników ojca Dawida, którzy wspominają go jako "dobrego, spokojnego pracownika, choć ostatnio zamkniętego w sobie". - Osoby, które chcą w przyszłości popełnić samobójstwo i są w stanie depresji, nie zawsze muszą to ujawniać na zewnątrz. Znam przypadki, że osoba przebywała wśród psychiatrów przez wiele tygodni i nie spowodowało to, że rozpoznali u niej depresję, a potwierdził to dopiero fakt samobójstwa - przekonywał prezes PTPS.
Zaznaczył, że obserwacje tych ludzi nie muszą wyjaśnić ich stanu psychicznego. - Prawdopodobnie on już wtedy mógł być przygotowany, zdeterminowany i zrealizował to w taki sposób, że teraz policja ma problemy ze znalezieniem dziecka - dodał Pobocha.
Śmierć ojca, zaginięcie syna
Do zaginięcia chłopca doszło w środę 10 lipca. Około godziny 17 pięcioletni Dawid Żukowski wyszedł ze swoim ojcem z domu dziadków w Grodzisku Mazowieckim. Mężczyzna miał go zawieźć do matki, do Warszawy. Rodzice nie byli rozwiedzeni, ale nie mieszkali razem. Ostatni raz kontaktowali się o godzinie 18 w środę.
Ojciec Dawida zginął tego samego dnia tuż przed godziną 21 potrącony przez pociąg. Według ustaleń funkcjonariuszy było to samobójstwo. Kilka godzin później, około północy, matka zgłosiła zaginięcie chłopca.
Policjanci w Grodzisku Mazowieckim znaleźli samochód, którym ojciec poruszał się z dzieckiem. Stał trzy kilometry od torów w grodziskiej dzielnicy Łąki. Śledczy dotarli także do monitoringu, który pozwolił odtworzyć trasę samochodu między Grodziskiem a Warszawą.
mp/ran