To nietypowy trójkąt. Mężczyzna w średnim wieku i dwoje dwudziestoparolatków. Kiedyś wszyscy troje byli równolatkami. Jak to możliwe? Starszy mężczyzna to pisarz, który próbuje wyłuskać ze swojej pamięci emocjonalne rozterki młodości i obraz utraconych przyjaciół. Teatr Współczesny serwuje francuską klasykę na małej scenie.
Teksty dramatyczne Jean Luc Lagarce'a to kanon francuskiej literatury. Tamtejszy maturzysta z założenia powinien kojarzyć jego sztuki. Biorąc pod uwagę fakt, że największą wartością dla tego pisarza jest samo słowo, a w jego sztukach dzieje się niewiele, można przypuszczać, że to dla francuskich nastolatków twardy orzech do zgryzienia.
Niemniej, to właśnie Lagarce grany jest we Francji najczęściej po Shakespearze i Molierze. Nie można się temu dziwić, bo melodyjność języka i estetyka mówienia mają w kraju nad Sekwaną wielkie znaczenie.
Utraceni przyjaciele z młodości
"Historia miłosna" to w zasadzie próba zrekonstruowania przez pisarza-narratora własnej młodości, obrazu przyjaciół i emocji towarzyszących odległym czasom. Jako dwudziestoparolatek był z kobietą. Oboje przyjaźnili się z innym mężczyzną.
W pewnym momencie dochodzi do nieokreślonej zdrady, która rozbija przyjaźń. Drogi przyjaciół się rozchodzą. Późniejszy pisarz opuszcza kobietę i przyjaciela. Staje się odludkiem i skupia na pracy. Pozostała dwójka wyjeżdża z miasta, by próbować układać sobie życie.
Laboratorium emocji
Jak wypada na scenie Lagarce przetłumaczony na polski? Problematycznie. Scenograficzna oprawa spektaklu jest ciekawa. Przestrzeń sceny zabudowana jest białym nowoczesnym miękkim obiciem z tak zwanej ekologicznej skóry. Na scenie znajduje się staromodne rzeźbione małżeńskie łoże, które ogrywane jest na wszelkie możliwe sposoby.
Starszy mężczyzna to postać w pisarskim emplois - czarne wyraziste oprawki okularów, czarny płaszcz zarzucony na barki, biały t-shirt, czarne spodnie w kant i lśniące lakierki. Ten mężczyzna przemieszcza się w tej zamkniętej przestrzeni jak w laboratorium, w którym bada własne wspomnienia. A te chwilami są niezwykle sugestywne. Młodzi przyjaciele z przeszłości ożywają, by jeszcze raz zabawić się z mężczyzną.
Świetne aktorstwo, niestrawna historia
Przedstawienie zagrane jest świetnie. Leon Charewicz w roli Pierwszego Mężczyzny (pisarza-narratora) oraz Katarzyna Dąbrowska w roli Kobiety i Wojciech Żołądkowicz w roli Drugiego Mężczyzny prezentują bardzo dobre aktorstwo. Pozytywnie uderza przemyślane zestawienie refleksyjnego wieku średniego i intensywnie przeżywanej młodości. Dla niej twórcy przewidzieli żywiołową choreografię, która nadaje tempa. Młodzi aktorzy radzą sobie i z tym.
Niestety w tym jasno oświetlonym, sterylnym laboratorium wspomnień problemem okazuje się sam sposób opowiadania. Język dramatu jest poetycki, ale z tych rozsypanych puzzli reżyser wcale nie układa teatralnie strawnej historii. Piękno melodii francuskiego języka to dla nas niestety egzotyka. Reżyser mimo wszystko musi skupić się na anegdocie, a tego brak.
Estetycznie, ale niekomunikatywnie
Przedstawienie w końcu staje się estetycznym tworem bez krwi i kości. Nie czujemy, czy pisarz-narrator jest w stanie zbudować z własnych wspomnień sensowną historię, nie rozumiemy, jakie były jasne lub ukryte emocjonalne związki między postaciami z przeszłości.
85-minutowe przedstawienie pozostawia wielki niedosyt. Odnosi się wrażenie, że tekst przeszkadza. Drażni fragmentaryczność, która pewnie podczas lektury może zaciekawić formą, lecz niestety na scenie traci komunikatywność.
Marek Władyka
"Historia miłosna. Ostatni rozdział", premiera 27 listopada 2010 reż.: Natalia Sołtysik, obsada: Katarzyna Dąbrowska, Leon Charewicz, Wojciech Żołądkowicz
Źródło zdjęcia głównego: | "AS"