Rzecznik Komendy Stołecznej Policji poinformował o zakończeniu postępowania dyscyplinarnego w sprawie policjantów, którzy na początku stycznia rozbili radiowóz na drzewie w Dawidach Bankowych pod Warszawą. Funkcjonariusze przewozili w pojeździe dwie nastolatki. Jedna z nich odniosła obrażenia.
- Zakończyły się czynności dyscyplinarne dotyczące zdarzenia w Dawidach Bankowych. Koniecznym było umorzenie postępowania dyscyplinarnego przed ukaraniem dowódcy patrolu, gdyż przestał on podlegać orzecznictwu dyscyplinarnemu - przekazał Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. - Natomiast drugiego funkcjonariusza uznano winnym popełnienia czynu, za który obwiniony poniósł odpowiedzialność dyscyplinarną. Jednocześnie zaznaczam, że odrębne postępowanie karne prowadzi prokuratura - dodał Marczak.
Jaki konsekwencje ponieśli policjanci?
Jak ustaliliśmy, pod stwierdzeniem "przestał podlegać orzecznictwu dyscyplinarnemu" kryje się po prostu przejście na emeryturę. To ocaliło dowódcę patrolu przed konsekwencjami służbowymi. I nawet w przypadku skazania prawomocnym wyrokiem sądu, nie straci on uprawnień emerytalnych. Policjant może zostać ich pozbawiony tylko w dwóch przypadkach: skazania za przestępstwo korupcji lub współpracy z zorganizowaną grupą przestępczą. A nie tego dotyczą prokuratorskie zarzuty, które mu postawiono.
Młodszy policjant pozostał w służbie. Otrzymał jedną z najwyższych możliwych kar przewidzianych w postępowaniu dyscyplinarnym. Sylwester Marczak nie wskazał, którą konkretnie. Ale w artykule 134 Ustawy o policji czytamy natomiast, że wśród przewidzianych kar dyscyplinarnych są m.in.: upomnienie, nagana, wyznaczenie na niższe stanowisko, obniżenie stopnia.
W przypadku skazania prawomocnym wyrokiem policjant może zostać wydalony ze służby.
Zdarzenie w Dawidach Bankowych
Do zdarzenia doszło na początku roku w podwarszawskich Dawidach Bankowych. Funkcjonariusze z Pruszkowa otrzymali zgłoszenie dotyczące wypalania traw. Odjeżdżając, zabrali do radiowozu dwie nastolatki z grupy, która zgłosiła zdarzenie. Policjant kierujący radiowozem stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo. Dziewczyny same zgłosiły się na pogotowie, jedna z nich pojechała do szpitala.
Wobec funkcjonariuszy wszczęło postępowanie dyscyplinarne. Jednocześnie komendant stołeczny policji zdecydował o zawieszeniu dowódcy patrolu. Prokuratura Okręgowa w Warszawie przejęła od Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie śledztwo dotyczące spowodowania wypadku, jak również nieudzielenia pomocy.
Pod koniec marca i na początku kwietnia obaj funkcjonariusze usłyszeli zarzuty. "Dowódca patrolu usłyszał dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy czynu kwalifikowanego z art. 231 par. 1 k.k. w zbiegu z art. 177 par. 1 k.k. w związku z art. 11 par 2 k.k. Zarzut ten obejmuje przekroczenie uprawnień poprzez m.in. nieuprawnione zabranie pasażerek do pojazdu służbowego oraz nieumyślne spowodowanie wypadku drogowego, skutkującego u tych pasażerek obrażeniami i rozstrojem zdrowia na okres powyżej dni 7. Kolejny zarzut dotyczy czynu kwalifikowanego z art. 231 par. 1 k.k., obejmującego niedopełnienie obowiązków służbowych m.in. w zakresie nakazującym udzielenie pierwszej pomocy pokrzywdzonym w wypadku i wezwanie karetki pogotowia" - poinformował prokurator Marek Skrzetuski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
"Drugi z funkcjonariuszy również usłyszał dwa zarzuty, przy czym oba kwalifikowane są wyłącznie z art. 231 par. 1 k.k. Pierwszy zarzut obejmuje przekroczenie uprawnień - wspólnie z dowódcą patrolu - w zakresie nieuprawnionego zabrania pasażerek do pojazdu służbowego. Drugi zarzut dotyczy niedopełnienia obowiązków służbowych po przedmiotowym wypadku - analogicznie jak w przypadku pierwszego podejrzanego" - dodał prokurator Skrzetuski.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24