Dawid Żukowski wciąż poszukiwany. Śledczy wrócili w okolice autostrady A2

"Mężczyzna działał pod wpływem impulsu"
Źródło: TVN 24

Kolejny dzień poszukiwań terenowych zaginionego Dawida Żukowskiego. Po jednodniowej przerwie, śledczy we wtorek wrócili w teren i w środę też kontynuują pracę. Poszukiwania skupiają się na newralgicznym punkcie ostatniej podróży ojca: okolicach węzła Konotopa.

Służby tak dużo uwagi poświęcają temu miejscu, ze względu na to, że w tym miejscu miał dwukrotnie zatrzymać się ojciec Dawida. - Raz, gdy jechał do Warszawy i to był ten dłuższy postój, około 40 minut. Wówczas odbył rozmowę z matką Dawida i wtedy miał dowiedzieć się, że kobieta chce rozwodu. Krótko po tej rozmowie miał jej wysłać SMS, że "już nigdy nie zobaczy swojego syna" - wyjaśnił reporter TVN 24 Piotr Borowski, który jest na miejscu poszukiwań.

- To jest wyraźny sygnał dla policjantów, że coś tutaj się musiało stać, jakiś impuls do pewnych zachowań. Dlatego wczoraj jeszcze raz to miejsce zostało dokładnie sprawdzone - relacjonował Borowski.

Drugi raz ojciec zatrzymał się wracając z Warszawy. - Ten postój był krótszy, ale właściwie w tym samym miejscu, tylko w przeciwnym kierunku. Tu musi być jakiś ślad, tak przekonują policjanci - zwrócił uwagę reporter.

Dodał, że we wtorek policjanci jeszcze raz sprawdzili wszystkie okoliczne studzienki, zalesione tereny i miejsca gdzie są krzaki. - Sprawdzili nawet okoliczne cmentarze czy nie ma tam jakiejś świeżo wykopanej ziemi - doprecyzował reporter.

W środę policjanci znów będą przeszukiwać okolice autostrady A2 pomiędzy węzłem Grodzisk a Konotopa.

Śmierć ojca, zaginięcie chłopca

Do zaginięcia chłopca doszło w środę. Około godziny 17 pięcioletni Dawid Żukowski wyszedł ze swoim ojcem z domu dziadków w Grodzisku Mazowieckim. Mężczyzna miał go zawieźć do matki, do Warszawy. Rodzice nie byli rozwiedzeni, ale nie mieszkali razem. Ostatni raz kontaktowali się o godzinie 18 w środę.

Ojciec Dawida zginął tuż przed 21 potrącony przez pociąg na torach kolejowych. Według ustaleń funkcjonariuszy, było to samobójstwo. Kilka godzin później, około północy, matka zgłosiła zaginięcie chłopca.

W środę policjanci w Grodzisku Mazowieckim znaleźli samochód, którym ojciec poruszał się z dzieckiem. Stał trzy kilometry od torów w grodziskiej dzielnicy Łąki. Śledczy dotarli także do monitoringu, który pozwolił odtworzyć trasę między Grodziskiem a Warszawą.

Poszukiwania

W nocy ze środy na czwartek ruszyły zakrojone na szeroką skalę poszukiwania. Łącznie przeczesano ponad cztery tysiące hektarów w okolicy Okęcia, dzielnicy Łąki w Grodzisku i autostrady A2. Bez skutku. W poniedziałek służby na jeden dzień wstrzymały poszukiwania w terenie, ale od wtorku je wznowiły.

Krew w aucie ojca?

We wtorek rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak, zdementował doniesienia medialne mówiące, że w aucie i na ubraniach ojca zaginionego dziecka znaleziono krew Dawida. - Nie ma finałowych wyników ekspertyz biegłych - zapewnił Marczak.

Krótką konferencję zdominowały doniesienia "Faktu", który podał, że ze "źródeł zbliżonych do prokuratury" wynika, iż 5-letni Dawid z Grodziska Mazowieckiego nie żyje. Według gazety, miały o tym świadczyć liczne ślady krwi i moczu dziecka w samochodzie jego ojca. Podobne ślady miały też zostać znalezione na ubraniu mężczyzny.

- Trwają badania biegłych i ekspertów i nie ma jeszcze ostatecznych wyników ekspertyz, więc spora ilość tych informacji jest niepotwierdzona. Na przykład, jeśli chodzi o odzież ojca Dawida, to cały czas czekamy na właściwie przygotowanie ubrania. W tej chwili, z uwagi na jego stan, nie możemy przeprowadzić badania - stwierdził Marczak. - Wyniki ekspertyz nie są znane, nie ma wyników, nie możemy mówić o czymkolwiek - podkreślił.

Zaplanowany sposób

- Okoliczności wskazują, że mężczyzna, ojciec dziecka, działał w sposób przez siebie zaplanowany - mówił we wtorek Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Jeśli tak było, to mężczyzna mógł mieć wiele czasu - nawet tygodnie - na przygotowania. Policja nie wyklucza więc dokładniejszego przeszukania terenu przy użyciu specjalistycznego sprzętu.

- Im dłużej nie mamy ani żywego chłopca, ani ciała, tym większe prawdopodobieństwo, że chłopiec nie żyje - ocenia doktor habilitowany Violetta Kwiatkowska-Wójcikiewicz, kryminalistyka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

mp/pm

Czytaj także: