Nagranie z kamer monitoringu na rogatkach w Nowym Dworze Mazowieckim publikujemy jako przestrogę. Pokazuje ono, jak może skończyć się ignorowanie sygnalizacji świetlnej. We wtorek po południu pociąg pendolino uderzył tam w autobus uwięziony między szlabanami.
Machał, krzyczał…
Zdarzenie zarejestrowały kamery umieszczone po obu stronach przejazdu kolejowego. Na nagraniu widać wyraźnie, że czerwone pulsujące światło ostrzegające o tym, że wkrótce zostaną opuszczone szlabany, pali się przed tym, jak autobus dociera do przejazdu.
Mimo to kierowca nie zatrzymuje się. Szlabany opadają, jeden tuż za autobusem, a drugi tuż przed nim. Kierowca nie ma jak odjechać.
Podjeżdża więc blisko szlabanu. Jednak tył autobusu wciąż wystaje nad torowiskiem, gdzie lada moment pojawi się pociąg.
Kierowca przez kilkadziesiąt sekund próbuje stanąć tak, żeby autobus nie mógł zderzyć się z pociągiem, chwilę później wychodzi na zewnątrz. Rozgląda się i wraca do środka, po raz kolejny próbuje stanąć inaczej. Bezskutecznie. Znów wychodzi, mija kolejna minuta. Sprawdza, czy szlaban można "samodzielnie podnieść". Pasażerowie czekają w środku zakleszczonego pojazdu. Mężczyzna bezradnie chodzi po przejeździe. Wreszcie orientuje się, że nadjeżdża pociąg.
Wówczas próbuje zwrócić uwagę maszynisty. Skacze, nerwowo macha rękami. Część pasażerów wybiega z autobusu. Maszynista nie ma jednak żadnych szans, by zatrzymać ciężki pociąg na tak krótkim odcinku. Pendolino uderza w tył autobusu, a ten - przesuwając się - łamie szlaban.
Od momentu zamknięcia rogatek do uderzenia pociągu w autobus mijają cztery minuty.
Śledztwo prokuratorskie
W pociągu było 210 pasażerów, w autobusie 40. Nikt nie został ranny. Sprawę bada prokuratura. W środę kierowca został przesłuchany.
- Kierowca usłyszał zarzut bezpośredniego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Przyznał się do winy, złożył wyjaśnienia - powiedział nam Michał Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Jak dodał, w trackie przesłuchania mężczyzna "wyraził skruchę i przyznał się do winy". Okazało się, że jako kierowca pracował trzy tygodnie.
Prokuratura nie wystąpiła z wnioskiem o areszt wobec niego. 48-latek został jednak objęty dozorem policyjnym.
Prokuratura jeszcze we wtorek zdecydowała o wszczęciu śledztwa w kierunku sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi od 6 miesięcy do ośmiu lat wiezienia.
Zderzenie autobusu i pendolino
Zderzenie autobusu i pendolino
kz/pm/jb