Kobieta wraz ze swoim mężem zaplanowała lot na 15 sierpnia. Historię opisujemy w grudniu, ponieważ jej bohaterka dopiero teraz opowiedziała ją portalowi tvnwarszawa.pl. Poniższy przykład może stanowić przestrogę dla każdego, kto kiedykolwiek dostał mandat i zapomniał o jego zapłaceniu.
- Wszystko było przygotowane i dokładnie zaplanowane. Przyjechaliśmy na Okęcie, skąd mieliśmy lecieć do Azji, Zostaliśmy odprawieni i czekał nas ostatni punkt, czyli kontrola paszportowa – relacjonuje Anna Gliszczyńska. Kobieta nie spodziewała się, że wtedy nagle runą jej plany i zamiast na pokład samolotu… trafi do aresztu.
"Nie miałam świadomości"
- Nic nie wskazywało, że człowiek, który sprawdzał mój paszport, wezwie straż graniczną. Zabrano mnie i powiedziano, że mam zadłużenie względem skarbu państwa na sto złotych. Moje zatrzymanie było zaskoczeniem, nawet szokiem. Nie miałam świadomości jakiegoś zadłużenia – tłumaczy Gliszczyńska.
Kobieta miała trafić do aresztu na cztery dni
W tym samym czasie, kiedy kobieta składała wyjaśnienia, jej mąż wsiadał już do samolotu. – Nie wiedział, co się stało. Zadzwonił do mnie z pokładu, zapytał dlaczego nie przeszłam. Powiedziałam, że jestem w areszcie i że na pewno nie polecę – wspomina Anna. Przyznaje, że mogła zapomnieć o mandacie i nie wiedziała, że z tego powodu może trafić do aresztu.
Procedury
- Panowie ze straży granicznej sami byli skonsternowani tą sytuacją, ale jest takie magiczne słowo – procedury. Usłyszałam, że zostały uruchomione. Dopóki ktokolwiek nie wpłaci tych pieniędzy za mnie, to będę siedzieć cztery dni. Przelicznik jest 25 złotych za dzień – wylicza.
Kobieta przed zamknięciem w areszcie próbowała sama uregulować dług, jednak wspomniane wyżej procedury nie pozwalały na takie działanie. Jedyną przepustką na wolność było dostarczenie oryginału potwierdzenia opłacenia mandatu.
– To było święto, dlatego trudno było gdziekolwiek zrobić przelew. Mieszkamy w Gliwicach, ale na szczęście mamy znajomą w stolicy. Pojechała na jedyną czynną pocztę i wpłaciła pieniądze. Po pięciu godzinach dotarła na Okęcie z potwierdzeniem. Dopiero wtedy mnie wypuszczono – wspomina Gliszczyńska.
Cela do której trafiła Anna Gliszczyńska
Anna Gliszczyńska wylicza, że z powodu aresztowania nie wyleciała w terminie. Aby dołączyć do męża, musiała kupić nowe bilety za kilka tysięcy złotych. Podkreśla też, że do Singapuru dotarła dwa dni później, niż planowała, a cała sytuacja kosztowała ją wiele stresu.
Na szczęście dałam radę. Dowiedziałam się też, że przede mną siedzieli ludzie za drobne wykroczenia drogowe, typu przekroczenie prędkości, złe parkowanie. Przed odlotem z kraju można znaleźć się w areszcie dla deportowanych – podsumowuje kobieta.
Straż graniczna precyzuje, że samo otrzymanie mandatu nie skutkuje zatrzymaniem na lotnisku. W tym przypadku Anna Gliszczyńska była poszukiwana, ponieważ sąd prawdopodobnie zamienił niezapłacony mandat na karę aresztu.
Zaostrzenie przepisów
Zatrzymanie na lotnisku to efekt zaostrzenia przepisów Kodeksu Granicznego strefy Schengen. Od 7 kwietnia 2017 roku każdy podróżny, który wjeżdża na terytorium tej strefy lub ją opuszcza, musi być sprawdzany w krajowych i europejskich bazach danych. Straż Graniczna nie chciała nam podać, jakie gromadzi informacje o obywatelach, które mogą potem stać się przeszkodą w wyjeździe poza strefę Schengen.
- Podczas kontroli granicznej postępuje zgodnie z dyspozycją jednostki prowadzącej poszukiwania. Jeśli osobę należy zatrzymać, zostaje zatrzymana – wyjaśnia Agnieszka Golias, rzeczniczka prasowa komendanta głównego Straży Granicznej.
Kiedy zapytaliśmy o to, co zrobić aby uniknąć niespodziewanego aresztowania na granicy, rzecznik potraktowała "to jako pytanie, o to co mają zrobić osoby poszukiwane przez wymiar sprawiedliwości, aby uniknąć zatrzymania".
Przypomnijmy, że przed 7 kwietnia, korzystając z prawa do swobodnego przemieszczania się, przeprowadzano tzw. kontrolę minimalną, która polegała na potwierdzeniu tożsamości podróżnego oraz weryfikacji dokumentów pod kątem ich ważności i autentyczności.
Po zmianie przepisów straż graniczna ma obowiązek dokładnego sprawdzenia każdej osoby w celu potwierdzenia, że nie jest poszukiwana, nie obowiązuje jej zakaz wjazdu na terytorium Unii Europejskiej i nie została zastrzeżona jako osoba stanowiąca zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa czy porządku publicznego.
Skrzynka pocztowa
Dlaczego Gliszczyńska dowiedziała się o długu dopiero na lotnisku? Według adwokata Piotra Kaszewiaka, taka sytuacja mogła wydarzyć się z powodu zaniedbania i nieodbierania listów od organów ścigania.
Kaszewiak przypomina, że powinniśmy pamiętać o regularnym sprawdzaniu naszej skrzynki pocztowej. - Musimy reagować na każdą korespondencję, którą otrzymujemy. W tym przypadku na pewno policja lub sąd przesyłali listy. Jest taka reguła, że jeśli nie odbierzemy poczty, a do skrzynki trafi drugie awizo, to traktowane jest to jako doręczenie przesyłki – wyjaśnia adwokat.
- W praktyce oznacza to, że przyjmuje się, że pismo nam doręczono i zapoznaliśmy się z jego treścią. W związku z tym, bez naszej wiedzy i obecności, może odbyć się postępowanie sądowe. W tej sytuacji prawdopodobnie niezapłacony mandat zamieniono na karę pozbawienia wolności i wydano nakaz aresztowania. Kobieta mogła być również zatrzymana w innej sytuacji, na przykład podczas kontroli drogowej – podsumowuje Kaszewiak.
Mateusz Dolak/ jp
m.dolak@tvn.pl