Od momentu emisji we wrześniu reportażu Bertolda Kittela "Pancerny Marian i pokoje na godziny" pytania dotyczące oświadczeń majątkowych prezesa Najwyższej Izby Kontroli wciąż pozostają bez odpowiedzi. W ostatnich tygodniach między Marianem Banasiem a obozem rządowym dochodzi do wyraźnych napięć. Spekulacje na temat jego ewentualnej dymisji nasiliły się w ostatnich dniach. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie prezesa NIK. Sam Banaś w najnowszym oświadczeniu poinformował jednak, że nie zamierza ustąpić ze stanowiska.
W wyemitowanym 21 września reportażu dziennikarz "Superwizjera" Bertold Kittel przyjrzał się kamienicy w krakowskim Podgórzu, którą do oświadczeń majątkowych wpisywał prezes NIK. Trafił na prowadzony tam hotel na godziny i spotkał przestępcę skazanego prawomocnym wyrokiem.
Mężczyzna ten w obecności reportera odbył rozmowę telefoniczną, twierdząc, że rozmawia z Banasiem. Po publikacji reportażu prezes NIK przyznał, że rzeczywiście odebrał ten telefon, i tłumaczył, że wynajął kamienicę synowi tego mężczyzny. Zaprzeczał, jakoby był to jego bliski znajomy.
W ostatnim upublicznionym oświadczeniu majątkowym Marian Banaś zadeklarował, że z wynajmu dwóch mieszkań i 400-metrowej kamienicy w 2018 roku zarobił trochę ponad 65 tysięcy złotych. To oznacza średni miesięczny dochód w wysokości 5475 złotych. Za wynajem podobnej kamienicy w takiej krakowskiej lokalizacji, według lokalnych biur nieruchomości, mógłby uzyskać co najmniej trzy razy więcej - około 15 tysięcy złotych miesięcznie.
Rozliczenia z dzierżawcą
Po emisji reportażu pojawiły się zarzuty, że Marian Banaś pobierał zbyt niski czynsz za najem kamienicy, by zmniejszyć w ten sposób wysokość koniecznych do zapłacenia podatków.
- Na pierwszy rzut oka jak najbardziej wstępna kwalifikacja: unikanie opodatkowania. I to jest jeden czyn, który tu widzę. Prokurator Generalny z urzędu powinien wszcząć postępowanie, a jeżeli nie prokuratura, to urząd skarbowy. I zweryfikować rzetelność podatkową deklarowaną przez pana Banasia - oceniał anonimowo w połowie października w rozmowie z reporterem "Faktów" TVN Wojciechem Bojanowskim były funkcjonariusz CBA.
Po emisji reportażu "Superwizjera" szef NIK przyznał w telewizji państwowej, że czynsz płacony przez dzierżawcę za najem budynku był niższy niż powinien. - Ta niższa cena wzięła się stąd, że kamienica miała być kupiona na podstawie umowy przedwstępnej i w finale, później, już przy rozliczeniu, ta cena miała być wyrównana - powiedział.
Co łączyło Mariana Banasia z krakowskimi przestępcami?
Wielokrotnie padło też pytanie o charakter znajomości Mariana Banasia z przestępcami, których krewny wynajmował od niego kamienicę.
To z jednym z braci K. - Wiesławem, ps. Simon, znanym krakowskim przestępcą rozmawiał Bertold Kittel w czasie swojej wizyty w kamienicy przy ul. Krasickiego 24.Razem z bratem Januszem, ps. Paolo, Wiesław K. zajmował się w stolicy Małopolski prowadzeniem agencji towarzyskich. Simon groził gwałtem młodej dziewczynie, straszył ludzi piłą mechaniczną (został za to skazany przez sąd w Elblągu), a rodzina K. terroryzowała sąsiadów gazem.
W 2005 roku bracia K. brali udział w krwawych porachunkach między grupami sutenerów. Uzbrojeni w niebezpieczne przedmioty bandyci starli się w rejonie krakowskiego Kazimierza. W czasie zajść ranny został policjant. Bracia zostali prawomocnie skazani za udział w porachunkach grup sutenerskich oraz za groźby karalne użyte przy próbie egzekucji długu.
Umowę dzierżawy krakowskiej kamienicy Marian Banaś podpisał w 2014 roku z Dawidem O. Z ustaleń oko.press wynika, że Janusz K. to ojczym dzierżawcy.
Tłumaczenia Mariana Banasia
Do zarzutów związanych z kamienicą na krakowskim Podgórzu Banaś odniósł się między innymi podczas posiedzenia sejmowej komisji do spraw kontroli państwowej, które odbyło się 27 listopada.
- Jeśli chodzi o kamienicę na ulicy Krasickiego 24 w Krakowie, która wywołuje najwięcej emocji: w roku 2001 kamienicę przy ulicy Krasickiego 24 oraz działkę z budynkiem mieszkalnym w gminie Brzesko przepisał na mnie w zamian za dożywotnią opiekę ich właściciel Henryk Stachowski. Znaliśmy się od ponad 20 lat. Stachowski był żołnierzem AK oraz powojennego podziemia niepodległościowego. Zapłacił za to zdrowiem w ubeckich katowniach i więzieniem. W latach 80. zapisał ładną kartę w Solidarności. Był bezdzietnym wdowcem i aż do swojej śmierci w 2007 roku stał się faktycznym członkiem mojej rodziny, uczestnicząc w jej życiu - czytał Banaś.
Banaś mówił, że w 2004 roku kamienica została wyremontowana i przeznaczona na akademik, który prowadził jego syn Jakub, a następnie na działalność hotelowo-turystyczną. - W związku ze zmianą planów zawodowych mojego syna przez ogłoszenie znalazłem nowego dzierżawcę. Nie budził żadnych obaw. Był osobą niekaraną i zainteresowaną odkupieniem ode mnie kamienicy, na czym także mi szczególnie zależało - zapewnił.
19 marca 2014 roku - jak mówił Banaś - podpisano dwie umowy. - Pierwsza na dziesięcioletnią dzierżawę kamienicy (z) ustalonym na cztery tysiące złotych czynszem. Ale po stronie dzierżawcy zostały wszelkie koszty związane z utrzymaniem nieruchomości. Druga umowa to przyrzeczenie sprzedaży kamienicy. W dniu podpisania umowy nie pełniłem żadnych funkcji rządowych - tłumaczył.
Jak dodał, 19 grudnia 2015 roku, "30 dni od objęcia funkcji wiceministra finansów", Banaś "zawarł notarialną przedwstępną umowę sprzedaży kamienicy na rzecz wspomnianego dzierżawcy". - Postanowieniem tej umowy dzierżawca zobowiązał się do wpłacenia mi zadatku i zaliczek na poczet kupna kamienicy. W przypadku gdyby zrezygnował z zakupu, zadatek nie podlegał zwrotowi, ale jego wysokość kompensowała dotychczas pobierany czynsz. Sugerowanie, że w ten sposób próbowałem dokonać optymalizacji podatkowej, jest bezpodstawnym i zniesławiającym kłamstwem - podkreślił.
Banaś dalej mówił, iż w marcu 2018 roku dzierżawca kamienicy poinformował go, "że będzie musiał zrezygnować z kupna, gdyż nie zdołał uzyskać kredytu". - W grudniu 2018 roku w obecności notariusza złożyliśmy wspólne oświadczenie o zamknięciu wzajemnych rozliczeń wobec niemożliwości kupienia nieruchomości - stwierdził.
Prezes NIK oświadczył, że 17 sierpnia 2019 roku sprzedał kamienicę "wyspecjalizowanej firmie zajmującej się rewitalizacją takich obiektów".
- Firma nie ma żadnych związków z poprzednim dzierżawcą. Drugiego września w mojej byłej kamienicy zjawił się Bertold Kittel z TVN, który ukrytą kamerą nagrał moją telefoniczną wymianę zdań z dzwoniącym do mnie ojczymem byłego już dzierżawcy. Nie miałem wpływu na to, komu dzierżawca kamienicy udostępnił numer mojego telefonu. Gdy zorientowałem się, że rozmawiałem z inną osobą niż dzierżawca, przerwałem natychmiast połączenie - przekonywał.
Działania służb i śledztwo prokuratury
CBA poinformowało 16 października o zakończeniu trwającej od kwietnia kontroli oświadczeń majątkowych Banasia, obejmującej dokumenty złożone w latach 2015-2019, gdy był kolejno wiceministrem i ministrem finansów.
Prezes NIK miał siedem dni na zgłoszenie uwag do ustaleń służb. Banaś oświadczył, że 16 października zakończył urlop bezpłatny i przystąpił do wykonywania obowiązków w NIK. Pod koniec października pismo z uwagami Banasia do zastrzeżeń CBA po kontroli jego oświadczeń majątkowych trafiło do Biura.
28 listopada prezes NIK został wezwany do rezygnacji na spotkaniu z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim i koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamińskim. Dzień później NIK poinformowała w komunikacie, że decyzja o dymisji nie została podjęta. Tego samego dnia Centralne Biuro Antykorupcyjne skierowało do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Banasia.
3 grudnia Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo dotyczące podejrzeń nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych prezesa.
4 grudnia marszałek Sejmu Elżbieta Witek poinformowała, że nie otrzymała żadnego pisma z NIK w sprawie ewentualnej dymisji Banasia.
Również 4 grudnia Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego poinformowała o rozpoczęciu wobec Banasia "postępowania sprawdzającego".
Banaś był gotów "złożyć rezygnację z urzędu"
4 grudnia prezes NIK Marian Banaś wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że "w poczuciu odpowiedzialności za Najwyższą Izbę Kontroli" będzie kontynuował powierzoną mu przez parlament misję. Zapewnił, że był gotów "złożyć rezygnację z urzędu". - Z przykrością stwierdziłem jednak, że moja osoba stała się przedmiotem brutalnej gry politycznej - dodał. Powiedział też, że jest gotów "odpowiedzieć na każde pytanie śledczych". Oświadczenie zamieszczono w środę na stronie internetowej Izby.
Banaś nie przyjął zaproszenia od senatorów
27 listopada senacka komisja samorządu terytorialnego i administracji państwowej skierowała do Banasia zaproszenie na 10 grudnia. Spotkanie - jak mówił przewodniczący komisji Zygmunt Frankiewicz - miało dotyczyć wątpliwości dotyczących oświadczeń majątkowych szefa NIK.
9 grudnia do Senatu dotarło pismo, w którym Banaś odmówił udziału w posiedzeniu komisji. Argumentował - powołując się na konstytucję i ustawę o NIK - że kontrolę nad NIK sprawuje Sejm, a przepisy nie nakładają na niego "żadnych obowiązków wobec Senatu".
"DGP" o szczegółach kontroli CBA
Wyniki kontroli CBA pozostają niejawne. 16 grudnia "Dziennik Gazeta Prawna" dotarł do jej szczegółów. Jeden z wątków, który wzbudził zastrzeżenia kontrolerów z Centralnego Biura Antykorupcyjnego, dotyczy posiadanej przez Banasia w domu gotówki w wysokości przeszło 200 tysięcy złotych.
Kontrolerów - jak podaje gazeta - zainteresowała też jedna z inwestycji Mariana Banasia. Ulokował on ponad 60 tysięcy złotych w rzeźbie i zarobił na tym około 10 tysięcy złotych.
W reakcji na publikację prezes NIK oświadczył, że "powaga Najwyższej Izby Kontroli i jej prezesa" nie pozwala mu na "polemikę w mediach".
Źródło zdjęcia głównego: NIK