Ustawa o IPN zmieniona po legislacyjnym sprincie. Premier chwalił się w środę sukcesem, sięgając również do historycznych odniesień. Padło wiele słów, ale zdaniem historyków nie wszystkie oddawały rzeczywistość. - Jestem zawstydzony, że muszę mówić premierowi naszego kraju, że głęboko się myli - komentuje profesor Jacek Leociak z Centrum Badań nad Zagładą Żydów Polskiej PAN. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W środę Sejm uchwalił, Senat przyjął bez poprawek, a prezydent podpisał nowelę ustawy o IPN. Nowelizacja uchyla artykuły: 55a, który grozi karami grzywny i więzienia za przypisywanie polskiemu narodowi i państwu odpowiedzialności między innymi za zbrodnie III Rzeszy Niemieckiej, oraz artykuł 55b, który głosi, że przepisy karne mają się stosować do obywatela polskiego oraz cudzoziemca - "niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu".
Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie w swoich przemówieniach mówił o "prawdzie". A prawda o skutkach zmienionej ustawy o IPN, według premiera, brzmi tak: zaznaczyliśmy mocno naszą pozycję, podnieśliśmy wiedzę i świadomość tego, czym jest sprawa polska, prawda historyczna o Polsce, w niebywały sposób.
"To jest klęska wizerunkowa"
Choć intencją rządu była walka między innymi ze sformułowaniem "polskie obozy koncentracyjne", to, szczególnie w pierwszych dniach zamieszania wokół uchwalonej w styczniu ustawy, częstotliwość jego użycia w internecie znacząco wzrosła. A relacje polsko-izraelskie i polsko-amerykańskie znalazły się w poważnym kryzysie.
- Na pewno głośniej mówiono o Holokauście na polskich ziemiach, Zagładzie, ale czy wszystkie te środowiska wyciągnęły takie wnioski, jak pan premier sugeruje, to absolutnie wątpię - ocenia profesor Andrzej Żbikowski z Żydowskiego Instytutu Historycznego.
- To jest klęska wizerunkowa. To jest klęska moralna i ja nie wiem, kiedy my zdołamy odrobić te straty - dodaje profesor Jacek Leociak z Centrum Badań nad Zagładą Żydów Polskiej Akademii Nauk.
"Banalizowanie heroizmu"
Premier mówi jednak o sukcesie. - Nie byłoby, drodzy państwo, takiego oświadczenia kanclerz Niemiec, ministra spraw zagranicznych Niemiec, również polityków zachodnioeuropejskich, którzy wyraźnie wskazują na winę Niemiec - przekonywał w środę Mateusz Morawiecki.
- Warto przypomnieć, że (...) od Willy Brandta w 1970 roku wielokrotnie kanclerze, ważni ministrowie absolutnie deklarowali tę odpowiedzialność, winę niemiecką - zwraca uwagę profesor Żbikowski.
Klęczący przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta Willy Brandt przeszedł do historii. Ale i Angela Merkel o niemieckiej odpowiedzialności za Holokaust mówiła nie raz. - Nie widzimy żadnego powodu, aby zmieniać obraz przeszłości, szczególnie tej części historii. Uznajemy niemiecką odpowiedzialność za Holokaust - mówiła w październiku 2015 roku.
Mateusz Morawiecki - z wykształcenia historyk - w swoich środowych wystąpieniach podkreślał, że dotychczas rola Polaków w II wojnie światowej nie była właściwie akcentowana. - Po raz pierwszy na arenie międzynarodowej pojawiają się takie sformułowania, że bardzo wielu Polaków ratowało Żydów w czasie II wojny światowej - wskazywał.
Choć takiemu stwierdzeniu przeczyć może choćby ponad 6,5 tysiąca medali Sprawiedliwy wśród Narodów Świata przyznanych Polakom, najliczniejszej grupie wyróżnionych przez izraelski instytut Yad Vashem. Z tą zresztą liczbą - Polaków ratujących Żydów - premier też polemizuje.
- Setki tysięcy, ja zresztą uważam, że milion albo ponad milion Polaków ratowała Żydów - mówił Morawiecki.
- Chciałoby się, żeby milion Polaków czynnie pomagał, ale wtedy pewnie i uratowanych mielibyśmy ze 100-150 tysięcy, a nie tylko 30 - komentuje profesor Żbikowski.
- To była heroiczna postawa. Mówienie o tym, że miliony Polaków ratowały Żydów, jest banalizowaniem tego heroizmu - dodaje w rozmowie z reporterem magazynu "Polska i Świat" profesor Leociak. - Jestem zawstydzony, że muszę mówić premierowi naszego kraju, że głęboko się myli i nie szanuje pamięci Sprawiedliwych - przyznaje.
Autor: js//now / Źródło: tvn24