- Ziobro chciał się pozbyć groźnego konkurenta w wyścigu po tytuł jedynego sprawiedliwego szeryfa Polski - tak o dymisji Janusza Kaczmarka mówi w "Dzienniku" Marek Biernacki (PO). Minister sprawiedliwości zaprzecza. - Kaczmarek wiedział o akcji CBA i skłamał - twierdzi.
Zdaniem Biernackiego, odwołanie ministra Kaczmarka było planowane od dawna. W rozmowie z "Dziennikiem" ujawnia on, że już od kilku tygodni dochodziły do niego informacje, że CBA i Zbigniew Ziobro właśnie Kaczmarka podejrzewają o bycie źródłem przecieku w sprawie "operacji Lepper".
- Tajemnicą poliszynela jest to, że szef resortu sprawiedliwości już od długiego czasu miał plan usunięcia Kaczmarka z życia politycznego - mówi Biernacki. - Kaczmarek nigdy nie był człowiekiem Ziobry, bardziej był związany z prezydentem. Musiał więc zostać skasowany. Poseł PO uważa też, że "minister sprawiedliwości zazdrościł swojemu byłemu współpracownikowi bardzo dobrych relacji z dziennikarzami".
- Gdyby okazało się, że źródłem przecieku nie był Kaczmarek, to potwierdzi się, że padł on ofiarą szaleńczej walki o wpływy w ekipie rządowej, nad którą nikt dziś już nie panuje - twierdzi w "Dzienniku" Biernacki.
Zwolennikiem teorii, że to Ziobro stoi za odwołaniem Kaczmarka jest też Ryszard Kalisz. Zdaniem polityka SLD, Kaczmarek nie poinformował Leppera o prowokacji w ministerstwie rolnictwa, bo według prawa nie mógł o niej wiedzieć. Jedynym ministrem, który mógł być poinformowany o akcji służb, jest szef resortu sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Wynika to z ustawy o CBA - twierdzi Kalisz.
Oficjalnym powodem odwołania ministra Kaczmarka, podanym przez premiera Kaczyńskiego, jest "znalezienie się przez szefa MSWiA w kręgu podejrzeń o przeciek na temat operacji CBA w aferze gruntowej". Kaczmarek zaprzecza: - Nie jestem źródłem przecieku. Ale by to wyjaśnić, potrzebna jest komisja śledcza, bo minister Ziobro tego nie gwarantuje - zapewnia Kaczmarek. Do sprawy dodaje wręcz własne oskarżenia: - Mam podstawy sądzić, że od maja tego roku sprawdzano moje billingi oraz pocztę mailową bliskich mi osób. Nie wiem, dlaczego to robiono - powiedział "Dziennikowi".
Oliwy do ognia dolewa także minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro: - Prokuratorzy nie mają wątpliwości, że zeznania byłego ministra spraw wewnętrznych składane pod odpowiedzialnością karną mijają się z prawdą. Co więcej, te zeznania, inne od ustaleń śledczych, mogą mieć istotne znaczenie dla ustaleń śledztwa w sprawie afery gruntowej. Minister sprawiedliwości stwierdził też, że Kaczmarek wiedział o akcji CBA - pisze gazeta.
Skąd podejrzenie, że to Kaczmarek ostrzegł Leppera? Dzień przed planowanym wręczeniem łapówki szef MSWiA miał się spotkać w restauracji Panorama w hotelu Marriott z Ryszardem Krauze i posłem Samooobrony Lechem Woszczerowiczem. To Woszczerowicz miał przekazać Lepperowi informację o szykowanej na niego pułapce - pisze "Dziennik".
Według gazety, to po rozmowie z Woszczerowiczem widocznie zdenerwowany Lepper wezwał do siebie Janusza Maksymiuka i nakazał mu spotkać się z Piotrem Rybą, swoim współpracownikiem. Maksymiuk spotkał się z Rybą przed budynkiem Sejmu, co zarejestrowały kamery. W tym samym czasie, w jednym z hoteli, wspólnik Ryby Andrzej Kryszyński już liczył pieniądze z łapówki. Zadzwonił do Ryby i zapytał co z decyzją o odrolnieniu działki. Usłyszał "To nie moja sprawa". Wybiegł więc z hotelu i zadzwonił do niego ponownie, tym razem z budki telefonicznej. Wówczas dowiedział się już, że cała operacja była prowokacją CBA.
Zarówno Kaczmarek, jak i Krauze zaprzeczają, jakoby doszło do jakiegokolwiek spotkania, Woszczerowicz zaś jest nieuchwytny już od kilku dni. Kaczmarek twierdzi, że w Mariotcie spotkał się z prezesem PZU Jaromirem Netzlem. Tymczasem Netzel twierdzi, że tego dnia rozmawiał z szefem MSWiA najwyżej przez 15 minut i nie w "Marriotcie". - Nie kłamałem. Mówiłem tylko to, co pamiętałem - twierdzi tymczasem Kaczmarek.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: Radek Pietruszka/PAP