- Powinniśmy na ten temat jak najściślej milczeć. To są rynsztokowe historie. Po prostu wstydzę się dawać komentarz do tej sprawy – oświadczył były ambasador w Rosji Stanisław Ciosek. Zdaniem historyków i specjalistów od relacji polsko-rosyjskich treść tablicy powieszonej na obelisku w Strzałkowie jest oburzająca.
Na terenie byłego obozu jenieckiego pod Strzałkowem (Wielkopolskie), na obelisku upamiętniającym 90. rocznicę odzyskania niepodległości, nieznani sprawcy umieścili tablicę, na której napisano po rosyjsku: "Tutaj spoczywa 8000 radzieckich czerwonoarmistów, brutalnie zamęczonych w polskich obozach śmierci w latach 1919-1921". Wojewoda wielkopolski zdecydował o jej zdjęciu w niedzielę po południu.
"Jak najszybciej powinniśmy o tym zapomnieć"
Zdaniem Stanisława Cioska tablica w Strzałkowie to odwet za tablicę w Smoleńsku umieszczoną tam przez Polaków niezgodnie z prawem. - Jedna rzecz jest warta drugiej - powiedział.
- Ciekaw jestem teraz, czy cerkiew prawosławna zgłosi się, by przechowywać tę "świętą tablicę ze Strzałkowa", bo słyszałem, że tablica smoleńska będzie umieszczona w jednej z polskich bazylik i traktowana jako relikwia - dodał.
- To w ogóle nie powinno mieć miejsca. Ani tablica smoleńska, ani tablica w Strzałkowie. One obie umieszczone zostały z pogwałceniem dobrych obyczajów, nie mówiąc już o prawie międzynarodowym - powiedział Ciosek.
To w ogóle nie powinno mieć miejsca. Ani tablica smoleńska, ani tablica w Strzałkowie. One obie umieszczone zostały z pogwałceniem dobrych obyczajów, nie mówiąc już o prawie międzynarodowym Stanisław Ciosek
W jego ocenie, umieszczenie tablicy w Strzałkowie nie było inspirowane przez władze Rosji. - Durniów, którzy robią takie rzeczy przecież nie brakuje. To są ludzie wściekli, opętani, dlatego powinniśmy dać sobie z tym spokój. Po prostu powstrzymuję się przed użyciem słów, które byłyby obraźliwe, mimo że cisną mi się na usta - mówił.
- To jest przerażające do czego doprowadziliśmy. Jak najszybciej powinniśmy o tym zapomnieć - dodał.
"To po prostu absolutne kłamstwo"
Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, stwierdza krótko, że to, co było napisane na tablicy "to po prostu absolutne kłamstwo od początku do końca".
- Tablica umieszczona w Strzałkowie o "polskich obozach śmierci" to usiłowanie wprowadzenia w przestrzeń publiczną informacji nie mających nic wspólnego z rzeczywistością i prawdą historyczną. To informacja całkowicie kłamliwa - podkreślił. Według niego sprawa losu żołnierzy sowieckiej Rosji wziętych do niewoli podczas wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r. jest drażliwa w polsko-rosyjskich relacjach.
- Prawda historyczna jest tutaj jednak utrwalona ponad wszelką wątpliwość - zaznaczył Kunert, przypominając, że zgodnie ze wspólnymi publikacjami polskich i rosyjskich historyków sowieccy jeńcy umierali w wyniku złych warunków obozowych.
- W związku z tym, tę próbę umieszczenia tablicy należy jednoznacznie potępić. Napędza ona spiralę złych i niepotrzebnych emocji - dodał Kunert.
Polscy i Rosyjscy historycy mają wspólne zdanie
To, co głosi ta tablica nie ma nic wspólnego z badaniami historyków, czy z dyskusją naukową na temat losów jeńców sowieckiej Rosji, ich liczby i przyczyn śmierci. Mamy tutaj do czynienia z akcją polityczną Włodzimierz Marciniak
- Warto dodać, że w rosyjskich komentarzach internautów jest jedna bardzo charakterystyczna wypowiedź. "Bardzo dobrze, że to zrobiono, ponieważ w przeciwnym wypadku może postać wrażenie, że tylko my jesteśmy unurzani po łokcie we krwi polskich patriotów". Ten wpis bardzo celnie oddaje cel polityczny całej akcji. Chodzi o to, żeby nie powstało wrażenie, że tylko strona sowiecka ponosi odpowiedzialność za zbrodnie - uważa prof. Marciniak.
Ocenia on, że wśród polskich i rosyjskich historyków w sprawie bolszewickich jeńców nie ma sporu. Są wspólne publikacje. - Krótko mówiąc w obozach były fatalne warunki przebywania. Chodzi zarówno o wyżywienie, także opiekę zdrowotną oraz epidemie grypy, tyfusu i innych chorób, które rzeczywiście dziesiątkowały jeńców. Było to spowodowane nieefektywnością państwa polskiego - wyjaśnił profesor.
- To prowokacja, która nie ma absolutnie nic wspólnego z prawdą historyczną – stwierdza natomiast historyk dr Sławomir Dębski.
Przeciwwaga dla zbrodni katyńskiej?
Doktor podkreślił, że twierdzenia o polskich mordach na radzieckich jeńcach z 1920 r. były popularne na przełomie lat 80. i 90., gdy temat ten miał być przeciwwagą do ujawnienia informacji o zbrodni katyńskiej.
- Nikt rosyjskich żołnierzy nie rozstrzeliwał - zaznaczył Dębski, który jako pełnomocnik ministra kultury zajmuje się obecnie tworzeniem Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, mającego wspierać dialog w stosunkach polsko-rosyjskich oraz współpracować z analogiczną placówką, która ma powstać w Rosji.
"Coś zdumiewającego"
Co myśleć o samowolnym zawieszeniu tablicy w Strzałkowie przez trzech nieznanych mężczyzn nie wie natomiast historyk Polskiej Akademii Nauk z polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych prof. Wojciech Majerski.
- To, że się ta tablica w ogóle tam znalazła, to jest coś zdumiewającego - powiedział profesor. Odniósł się też do niedawnych zajść związanych z tablicą w Smoleńsku. - Polska tablica została wywieszona w sposób nieomal ostentacyjny, pojechała delegacja, na oczach całego Smoleńska to zawisło. Natomiast tutaj nikt nic nie wie. To jest coś dziwnego – powiedział Materski.
Wyjaśnił, że obóz w Strzałkowie był obozem jenieckim o bardzo wysokiej śmiertelności. - Prowadzony był w taki sposób, że rzeczywiście w tych ciężkich czasach ta śmiertelność była wysoka. Nie tylko z obiektywnych względów, ale pewnych zaniedbań, pewnego bałaganiarstwa, ale to przecież nie ma nic wspólnego ze świadomym zamęczeniem - uważa profesor.
Źródło: PAP