Jeden z porywaczy Krzysztofa Olewnika podciął sobie gardło i rozciął brzuch. Potem nie zgodził się na zszycie ran, bo - jak tłumaczył - chciał awansować w więziennej hierarchii. Służba więzienna mu uwierzyła i nie zakwalifikowała tego jako próby samobójczej. On sam w liście do innego oskarżonego ws. Olewnika napisał, że chciał się zabić.
Plastikowy nożyk
Rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej Luiza Sałapa w TVN24 powiedziała, że Witkowski "za pomocą plastikowego nożyka przeciął sobie powłoki skórne na szyi i na brzuchu". - Jak sam mówił, zrobił to - posłużę się cytatem - w ramach zasad panujących wśród grypsujących, czyli wśród podkultury więziennej - powiedziała Sałapa. - On chciał w ten sposób pokazać, że jest mocny - dodała rzeczniczka.
Odmówił zszycia ran
Przestępca został natychmiast przewieziony do szpitala więziennego w Łodzi. Odmówił zszycia swoich ran, które według służby więziennej były powierzchowne. Wrócił potem do aresztu śledczego, gdzie jego rany zagoiły się same.
- O wszystkim został oczywiście natychmiast poinformowany Sąd Okręgowy w Płocku - powiedziała Sałapa. Zaznaczyła też, że opinia publiczna nie była o tej sprawie informowana, bo "(służba więzienna - przyp. red.) nie musi inforomować o wszystkich incydentach, do których dochodzi w więzieniach". - jesteśmy kontrolowani przez wystarczająco dużą ilość instytucji - uważa Sałapa.
Jeden z porywaczy
Witkowski jest obecnie objęty specjalnym nadzorem, przebywa w celi monitorowanej i objęty jest pomocą psychologiczną. Odsiaduje wyrok 13 lat więzienia za współudział w porwaniu (razem z trzema innymi skazanymi), przetrzymywanie i domaganie się okupu za Krzysztofa Olewnika.
Dotychczas w zakładach karnych życie odebrało sobie trzech oskarżonych o współudział porwaniu Olewnika.
Źródło: www.latkowski.com/blog, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24