Ponad 100 beczek z niebezpieczną substancją straszy mieszkańców Tomaszowa Mazowieckiego. Ci apelują do władz miasta, by je wywieźć i zutylizować nim chemikalia dostaną się do gleby i zatrują wodę. Problem w tym, że miasto nie jest w stanie znaleźć właściciela beczek ani terenu.
Beczki z nieznaną substancją stoją na terenie upadłych już największych w Europie zakładów włókien chemicznych "Wistom". Wypalona ziemia wokół nich świadczy, że umieszczone w nich chemikalia mają żrące właściwości.
Po ogłoszeniu upadłości w latach dziewięćdziesiątych ponad 100 hektarów ziemi znalazło się w rękach prywatnej osoby. - Właścicielem jest Chang Meng Song, obywatel Tajwanu, którego ciężko uchwycić - mówi Agnieszka Tarnawska z Urzędu Miasta w Tomaszowie.
Miał być park, są długi
Zagraniczny inwestor zniknął osiem lat temu i zamiast polsko-tajwańskiego parku przemysłowego zostawił po sobie długi. Nie płacił podatków, dlatego sąd wydzierżawił teren firmom z branży chemicznej. Ale żadna z firm nie przyznaje się do odpadów.
Przepisy ustawy o odpadach mówią, że jeśli nie uda się ustalić ich posiadacza, to odpowiada za nie właściciel terenu. Czyli zaginiony Tajwańczyk Chang Meng Song.
Wiceprezydent Tomaszowa Grzegorz Haraśny nie jest zaskoczony tym, że nikt nie chce się do beczek przyznać. - To są pieniądze, to jest odpowiedzialność i trudno ocenić, ile kosztuje usunięcie tych odpadów - mówi. Zdaniem ekspertów utylizacja chemikaliów może kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych. W konsekwencji będzie musiało zapłacić za to miasto, chyba że substancje, które są w beczkach stanowią zagrożenie dla ludzi lub środowiska. To ustali specjalna komisja.
Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24