Przez ponad dwie dekady III RP rocznica wybuchu stanu wojennego miała podobny charakter. Główną postacią, na której koncentrowała się uwaga, był gen. Wojciech Jaruzelski. Teraz rolę zmarłego Jaruzelskiego przejmuje gen. Czesław Kiszczak. To pod jego domem odbyła się manifestacja. I nie jest to jedyny powód do zmartwień dla komunistycznego wojskowego.
13 grudnia jest jedną z czarniejszych rocznic obchodzonych w Polsce. Tamten dzień 1981 roku zapisał się w historii jako początek brutalnego, przytłaczającego i smutnego okresu w najnowszych dziejach państwa polskiego. Głównym aktorem tamtych dni, który kojarzy się z nimi nierozerwalnie, jest gen. Wojciech Jaruzelski. Przez lata to on był w centrum uwagi podczas kolejnych rocznic wybuchu stanu wojennego. Teraz po raz pierwszy jest inaczej.
Nowe miejsce demonstracji
Dom gen. Jaruzelskiego na warszawskim Mokotowie od 1993 roku był co roku w noc z 12 na 13 grudnia miejscem manifestacji jego przeciwników, oskarżających go o zbrodnie wobec narodu polskiego. Czasem równolegle organizowały się grupy zwolenników generała, wyrażające poparcie dla jego osoby i decyzji podjętych w 1981 roku. Te wydarzenia stały się stałym elementem rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. W tym roku po raz pierwszy było inaczej, bowiem gen. Jaruzelski zmarł 25 maja. Nie zaplanowano żadnych manifestacji na ulicy Ikara, czyli byłym miejscu zamieszkania autora stanu wojennego. W zamian na "pierwszą linię" wkroczył współpracownik gen. Jaruzelskiego, czyli gen. Kiszczak. Pod jego domem na ulicy Oszczepników, również na warszawskim Mokotowie, odbyły się w nocy z piątku na sobotę dwa zgromadzenia publiczne. Obie zgłosiły do Urzędu Miasta "osoby prywatne", jednak chodzi o przedstawicieli środowisk prawicowych, które nawoływały w internecie do zebrania się przed domem Kiszczaka.
Kariera w służbie "ludu"
Gen. Kiszczak był w 1981 roku szefem MSW i "prawą ręką" Jaruzelskiego. Z racji zajmowanego stanowiska odpowiadał za kluczowe przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego, takie jak stworzenie list opozycjonistów przeznaczonych do internowania, przeprowadzenie ich aresztowań czy sprawne zajęcie wraz z wojskiem kluczowych obiektów infrastruktury. Podczas stanu wojennego podległe mu oddziały zajmowały się natomiast, przy wsparciu wojska, tłumieniem strajków i demonstracji. To oddziały MSW są odpowiedzialne między innymi za zamordowanie górników w kopalni "Wujek" czy uczestników demonstracji w Lublinie w 1982 roku. Zdecydowana większość ofiar stanu wojennego zginęła w wyniku działań podległych Kiszczakowi ZOMO i SB. Stanowisko szefa MSW zachował aż do 1990 roku. Po "wyborach kontraktowych" w 1989 roku został desygnowany na premiera, ale nie zdołał zgromadzić odpowiedniego poparcia w nowym Sejmie i w zamian premierem został Tadeusz Mazowiecki. Kiszczak utrzymał funkcję ministra spraw wewnętrznych, którą utracił ostatecznie w lipcu 1990 roku wraz ze złożeniem dymisji przez premiera. Później generał wycofał się z życia politycznego i w towarzystwie swojego byłego pryncypała, gen. Jaruzelskiego, zaczął stawiać się przed sądami na kolejnych procesach związanych ze stanem wojennym.
Sądowa epopeja
Historia postępowań sądowych obu generałów jest długa i zawiła. Dość powiedzieć, że żaden z nich nigdy nie trafił do więzienia. Historia gen. Jaruzelskiego została już ostatecznie zamknięta wraz z jego śmiercią. Jak chcą jego przeciwnicy, "wymknął się on sprawiedliwości", a jak woleliby jego zwolennicy, "wreszcie zaznał spokoju". Gen. Kiszczak wręcz przeciwnie, na razie nie będzie miał spokoju. Ostatnie dni przyniosły wręcz coś przeciwnego. Na początku grudnia generała pod przymusem przewieziono do Gdańska na badania lekarskie zlecone przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Mają one dać odpowiedź na pytanie, czy 89-letni Kiszczak rzeczywiście jest w tak złym stanie zdrowia, że nie może brać udział w procesie. Generał i jego obrońcy tym argumentem starają się odwlekać postępowanie przed warszawskim Sądem Apelacyjnym, który rozpatruje, czy wcześniejszy wyrok w sprawie autorów wprowadzenia stanu wojennego był słuszny. W 2012 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał Kiszczaka winnym "członkostwa w związku przestępczym o charakterze zbrojnym" i skazał na karę dwa lata więzienia w zawieszeniu. Obrońcy generała wnieśli wówczas apelację, której rozpatrywanie trwa do dzisiaj, bowiem ze względu na "zły stan zdrowia" oskarżonego, w 2013 roku zawieszono postępowanie. Później pojawiły się jednak dowody, że Kiszczak jest jednak na tyle zdrowy, aby np. wychodzić do ogrodu i bawić się z psem, wobec czego sąd nakazał przeprowadzenie badań przez specjalistów. Generał nie stawił się na nie dobrowolnie, wobec czego teraz dostarczono go na nie pod przymusem. Badania w Gdańsku już zakończono, ale jak zastrzegł sędzia prowadzący sprawę Kiszczaka, wnioski z nich mogą być znane nawet za kilka miesięcy.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl