Za trzy miesiące grozi nam zapaść systemu opieki zdrowotnej w Polsce, alarmuje "Dziennik". Dług szpitali sięgnie jednej czwartej budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia. Może zabraknąć nie tylko na leki, ale również na prąd, ogrzewanie i naprawę sprzętu medycznego.
Do tej pory aż w połowie województw dyrektorzy nie porozumieli się jeszcze z NFZ. Negocjacje są najtrudniejsze w tych placówkach, do których w przyszłym roku trafią najmniejsze pieniądze. Dyrektorzy są zdeterminowani, ale twierdzą, że nie otrzymali żadnych dodatkowych pieniędzy. System działa siłą rozpędu, ale przez pierwsze trzy miesiące 2008 roku możliwości opłacania dyżurów i negocjowania podwyżek wyczerpią się. Dlaczego? Zwiększenie wyceny za usługi medyczne o ok. 10 proc. spowodowało, że NFZ płaci co prawda więcej, ale często za mniejszą liczbę usług - więc bilans wychodzi na zero. Proszący o anonimowość urzędnik NFZ przyznaje, że podwyżki są iluzoryczne. "W systemie jest tyle samo pieniędzy, ile było dotychczas. Nic nie przybyło" - informuje. Rząd musi przestać udawać, że problem go nie dotyczy, podkreśla "Dziennik". Konieczne jest podjęcie strategicznej decyzji: albo wzmocnienie publicznej służby zdrowia, np. przez podniesienie składki zdrowotnej i doprowadzenie do tego, że będziemy na nią przeznaczać 6 proc. PKB, tak choćby jak Czesi i Węgrzy, albo całkowita deregulacja i prywatyzacja.
Źródło: Dziennik