Fałszywy konwojent, który ukradł 8 milionów złotych ma trafić do więzienia na 8 lat i dwa miesiące. Surowe wyroki usłyszeli też jego kompani i pomysłodawcy spektakularnego skoku sprzed dwóch lat - były policjant Adam K. ma spędzić za kratkami 6 lat, tyle samo co Dariusz D. Na siedem lat skazał sąd ich kolegę - Marek K. Nie ma przestępstw doskonałych - mówił sędzia. Wyroki nie są prawomocne.
Oskarżonym groziło do 10 lat więzienia.
Krzysztof W., który w 2015 roku został zatrudniony na podstawie fałszywych dokumentów do firmy ochroniarskiej i w kluczowym momencie odjechał bankowozem wypchanym gotówką został uznany winnym przywłaszczenia mienia o znacznej wartości i udziału w zorganizowanego grupie przestępczej.
Mężczyzna ma trafić do więzienia na 8 lat i dwa miesiące. Oprócz tego ma zapłacić 200 tys. złotych grzywny (śledczy żądali dla niego 9 lat za kratkami).
Winnym - zdaniem sądu - jest też były policjant, Adam K. Mężczyzna ma za kratkami przesiedzieć 6 lat i dwa miesiące. Oprócz tego ma zapłacić 150 tys. złotych grzywny.
To surowszy wyrok, niż ten, o który wnioskował autor aktu oskarżenia, Łukasz Biela z poznańskiej prokuratury. W swojej mowie końcowej wnioskował on dla niego tylko o rok więzienia - nadzwyczajne złagodzenie kary w zamian za współpracę z organami ścigania (to po jego wyjaśnieniach doszło do zatrzymania pozostałych członków grupy).
Sąd odczytał też wyrok dla żony i teścia Adama K., których były policjant poprosił o wpłacenie kradzionych pieniędzy do banku. Zostali skazani na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Inny z twórców planu, Marek K. ma w więzieniu spędzić 7 lat (prokuratorzy żądali 8 lat za kratkami).
Dariusz D., który pomagał fałszywemu konwojentowi przerzucać skradzione miliony został skazany na 6 lat pozbawienia wolności (prokuratorzy wnioskowali o karę trzech lat więzienia warunkowo zawieszonego na sześć lat).
Mają oddać pieniądze
Krzysztof W., Dariusz D., Adam K. i Marek K. - wszyscy oni odpowiadali za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Sąd zobowiązał ich do solidarnego naprawienia szkody na rzecz banku, którego środki były skradzione.
Na odczytaniu wyroku pojawił się tylko Marek K. Fałszywy konwojent nie chciał być przywożony z aresztu. Do sądu okręgowego w Łodzi nie przyszedł też ani Adam K., ani Dariusz D. Nieobecny był też prokurator Łukasz Biela.
Wyroki nie są prawomocne.
"Nie ma przestępstw doskonałych"
Sędzia Robert Świecki w uzasadnieniu wyroku podkreślał, że zgromadzony w tej sprawie materiał dowodowy "nie budzi żadnych wątpliwości" co do winy oskarżonych.
- Przestępstwo było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach, od początku do końca. Nie ma jednak przestępstw doskonałych - podkreślał sędzia.
Dodał, że oskarżeni robili wszystko, żeby ich wykrycie było niemożliwe.
- Oskarżeni popełniali jednak błędy. W tej sprawie wielką pracę wykonały organy ścigania - zaznaczył Robert Świecki.
Bez złagodzenia kary
Sędzia odniósł się też do surowego wyroku dla Adama K., który - zdaniem prokuratury - zasługiwał na nadzwyczajne złagodzenie kary.
- Bez niego przestępstwo byłoby niemożliwe. To on wprowadził Krzysztofa W. (fałszywego konwojenta - red.) w arkana pracy konwojenta. On zapewniał finansowanie operacji i urządzenia użyte w przestępstwie. Na współpracę zdecydował się dopiero pod naciskiem zgromadzonych na niego dowodów. Nie była to spontaniczna decyzja - uzasadniał sędzia.
Dodał, że jeszcze w lipcu 2015 roku Adam K. przepisał cały swój majątek na żonę.
- To było przemyślane działanie, które miało ochronić jego interesy, jeżeli doszłoby do jego zatrzymania - mówił Świecki.
Superskok
Do kradzieży 8 mln złotych doszło 10 lipca 2015 roku w Swarzędzu pod Poznaniem. Krzysztof W., zatrudniony jako ochroniarz na podstawie fałszywych dokumentów miał dyżur. Razem z dwoma innymi konwojentami rozwoził pieniądze do bankomatów. Kiedy dwaj koledzy weszli do banku, W. odjechał bankowozem. Włączył zagłuszacz sygnały GPS i pojechał do lasu, gdzie czekali na niego wspólnicy. Jeden z nich (Dariusz D.) pomagał przerzucać gotówkę do czekającego już samochodu. Bankowóz został potem wyczyszczony chlorem i porzucony w lesie.
Policja przez kilka miesięcy nie wiedziała, kto może stać za tą spektakularną kradzieżą. Zagadka zaczęła się wyjaśniać po zatrzymaniu Adama K. Został zatrzymany po tym, jak poprosił żonę i teścia o wpłacenie części łupu na bankowe konto.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź