Krucyfiks zanurzony w moczu, martwy koń z tabliczką "INRI", ukrzyżowana kobieta czy krzyż ze wstawionym zdjęciem męskich genitaliów - to najgłośniejsze skandale religijne w historii, jakie wybuchły z powodu kontrowersyjnych dzieł sztuki. Wytaczano procesy o obrazę uczuć religijnych katolików, zamykano wystawy i niszczono eksponaty, a artystów skazywano. Oto prace, które wstrząsnęły nie tylko światem sztuki.
Pikieta, która trwa właśnie przed warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej, to efekt skandalu jaki wywołał film "Adoracja" Jacka Markiewicza z 1992 roku, prezentowany w ramach wystawy "British British Polish Polish: Sztuka krańców Europy, długie lata 90. i dziś". Widok mężczyzny, który przytula się i głaszcze Jezusa, oburza między innymi posłankę PiS Annę Sobecką. Uznała to za profanację, dlatego do prokuratury złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
"Pan Jacek Markiewicz obraził swoim zachowaniem moje uczucia religijne, znieważając publicznie figurę Jezusa przybitego do krzyża. Znieważanie krzyża to znieważenie samego Boga i Męki Chrystusa. Takie zachowanie boleśnie rani uczucia każdego chrześcijanina" - czytamy w donosie posłanki.
Podobne zawiadomienie złożył również Ryszard Nowak z Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami. "Na filmie całkiem nagi Jacek Markiewicz ociera się genitaliami o naturalnej wielkości figurę Jezusa Chrystusa przybitego do krzyża" - wymienił powód swojego oburzenia.
"Włoski prowokator pokazał wielki, środkowy palec"
- Takie zaślepienie jest bliższe fanatyzmowi niż prawdziwej miłości - tak Maurizio Cattelan skomentował burzę, jaka wybuchła w Polsce w 2000 roku, gdy w warszawskiej Zachęcie pokazano jego głośną rzeźbę "La Nona Ora" ("Dziewiąta godzina"), przedstawiającą naturalistycznie wykonaną woskową figurę Jana Pawła II przygniecionego przez meteoryt.
- Zaskoczyło mnie, że posłowie tak łatwo utożsamili przedmiot - bo przecież tym jest figura papieża w mojej pracy - z osobą i wartościami, które reprezentuje - dodał w rozmowie z "Rzeczpospolitą", nie kryjąc, że oczekiwał raczej dyskusji, a nie ataku, zwłaszcza, że jego dzieło było już wtedy znane na świecie, z sukcesem pokazywał je wcześniej w Wenecji, Londynie i Bazylei.
Co więcej, Włoch najpierw skonsultował artystyczny pomysł ze swoją bardzo religijną rodziną (jego siostra jest zakonnicą) i dopiero, gdy idea się spodobała, przystąpił do pracy.
Tymczasem w Polsce, wkrótce po otwarciu, wystawę w Zachęcie odwiedził Wojciech Cejrowski, który próbował przykryć rzeźbę białym prześcieradłem. Potem dwójka prawicowych posłów usunęła kamień z rzeźby papieża i pozostawiła list adresowany do premiera oraz ministrów kultury i sprawiedliwości z żądaniem zamknięcia wystawy i wszczęcia śledztwa przeciwko jej kurator. Skandal, jaki wybuchł, spowodował dymisję dyrektor Andy Rottenberg.
Polska awantura nie była jednak czymś szczególnym w karierze 53-letniego artysty. Cattelan uważany jest za obrazoburcę, swoimi pracami polemizującymi z wiarą katolicką nikogo nie pozostawia obojętnym. Gdy dwa lata temu w Nowym Jorku na swojej retrospektywnej wystawie pokazał np. martwego konia z tabliczką "INRI", klęczącego Hitlera z rękoma złożonymi do modlitwy czy ukrzyżowaną kobietę, podzielił nawet krytyków.
"Włoski dowcipniś i prowokator ponownie pokazuje wielki, środkowy palec dosłownie i w przenośni..." - skwitował ekspozycję krytyk agencji Bloomberga. I wytykał sztuce Cattelana, że jest nieszczera i obraźliwa.
"Uszkodzenie dzieła jest atakiem na wolność twórczą"
Z podobnymi opiniami musi się zmagać także nowojorski artysta Andres Serrano, od czasu, gdy w 1987 roku nasikał do przezroczystego naczynia i umieścił w nim plastikowy krucyfiks. Ukrzyżowany Jezus pływający w moczu stał się jednym z największych kulturalnych skandali końca XX wieku i wywołał dziesiątki dyskusji na temat artystycznej wolności przekazu. Fotografia "Piss Christ" oburza nadal. Ostatnio w roku ubiegłym podczas wystawy w Awinionie, gdy dwie osoby wyposażone w młotek i ostre narzędzie przebiły pleksiglasową ochronę fotografii i przedziurawiły zdjęcie.
Organizacja katolicka Institut Civitas, która uznała pracę Serrano za bluźnierczą, domagała się zamknięcia wystawy. Biskup Awinionu Jean-Pierre Cattenoz zażądał, aby zdjąć fotografię i potępił ją jako "ohydną", która "szydzi z obrazu Chrystusa na krzyżu, serca naszej wiary chrześcijańskiej". Nie pomogła nawet natychmiastowa reakcja ministra kultury Francji, Frederica Mitterranda. - Może ona szokować niektórych widzów, ale jej uszkodzenie jest atakiem na wolność twórczą, zapewnioną artystom przez prawo - ogłosił.
Podobnie było w 1997 roku podczas ekspozycji w Australii - protestujący uszkodzili "Piss Christ", a po ich atakach wystawę zamknięto. W Polsce zdjęcie było wystawiane w 1994 roku w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej, ale w ocenzurowanej formie. Mimo to szybko usunięto je z wystawy.
Za to inne prace Serrano - "Semen and Blood III" (użył własnej spermy i odrobiny bawolej krwi, zmieszał i przydusił dwoma pleksiglasowymi płytkami) oraz "Piss and Blood" (tu zmieszał z krwią nieco moczu) - już nie wywołały skandalu. Co więcej, te "fizjologiczne" dzieła sztuki docenili inni artyści - muzycy zespołu Metallica udekorowali nimi dwa następujące po sobie albumy: "Load" i "Reload".
Szczątki ludzkie kontra Kościół
Polski artysta Grzegorz Klaman nie miał już tego szczęścia. W 1994 roku jego wystawa "Emblematy" nie doszła do skutku, gdyż - jak argumentował ówczesny dyrektor instytucji Wojciech Krukowski - "obraża jego uczucia religijne". Cykl pokazywał szczątki ludzkie (jelita, mózg, wątrobę, oko, ucho, język) w formie preparatów anatomicznych, zamkniętych w obiektach geometrycznych, m.in. w krzyżu.
Artysta bronił się, że "w dobie przeszczepów, klonowania i manipulacji genetycznych uznał użycie części zwłok za całkiem do przyjęcia". Mimo to przeniesienie preparatów z laboratorium do galerii wywołało pierwsze w nowej Polsce sprzeciwy estetyczne i religijne.
Po latach Klaman tak odniósł się do tamtego skandalu: - Sztuka, która ma ogromną rozpiętość i nie ma granic, musi upominać się o pewne prawa, które wydają się człowiekowi naturalne, jak wolność wypowiedzi czy swobody seksualne. Ale Kościół najchętniej zagospodarowałby ponad połowę przestrzeni publicznej i mentalnej w tym kraju jakimiś regulacjami sprzed 2000 lat.
Mówił nie tylko o sobie, ale i Dorocie Nieznalskiej, swojej uczennicy, którą dwójka posłów skrajnie prawicowej Ligi Polskich Rodzin doprowadziła w 2002 roku do postawienia przed sądem. Powodem była jej wystawa w gdańskiej Galerii Wyspa, na której pokazała m.in. "Pasję" - podświetlaną skrzynkę w kształcie równoramiennego krzyża ze wstawionym zdjęciem męskich genitaliów, a do tego film pokazujący mężczyznę ćwiczącego w siłowni.
Sąd za genitalia w krzyżu
Politycy złożyli w sądzie doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Pierwszy proces Nieznalskiej trwał kilka miesięcy i zakończył się skazaniem jej na sześć miesięcy ograniczenia wolności polegającym na wykonywaniu prac społecznych. Po apelacji wszczęto drugi proces. Zakończył się uniewinnieniem - po ośmiu latach od wybuchu afery.
Krytycy publicznie zadawali pytanie: "Czy Nieznalska to 'rytualna ofiara' młodej demokracji?" i "dlaczego elity dały się zastraszyć terrorowi ultraprawicowego kołtuństwa à la Radio Maryja?". A o posłach, którzy rozpętali aferę i doprowadzili do skazania artystki, pisali po procesie tak: "Dzisiaj ci ludzie politycznie nie istnieją. Ale pozostawili po sobie dziedzictwo".
Efekt? Artystka właściwie zniknęła z artystycznego obiegu, a "Pasję" dopiero wiele lat po wybuchu skandalu zdecydowała się pokazać prywatna galeria z Poznania.
- W Polsce istnieję w obiegu niszowym. Wystawiają mnie prywatne galerie, ale nie publiczne czy głównego nurtu. Wystawiam też za granicą, ale tam jestem postrzegana przez pryzmat procesu, że pochodzę z takiego dziwnego kraju, w którym stawia się przed sądem artystów - tak Nieznalska oceniła pokłosie afery.
"By ludzie zobaczyli ciemną stronę religii"
Coś w tym jest. Głośna wystawa "Irreligia", pokazująca polską sztukę niesakralną XIX wieku, zupełnie inaczej była odbierana w Belgii i w Polsce. Wyklęli ją paulini z Jasnej Góry oraz część naszych polityków i urzędników, którzy określali ją jako "bulwersujące próby ośmieszenia polskiej kultury w Brukseli" oraz próby "sponiewierania, ośmieszenia i upodlenia wartości, które dla tak wielu z nas przedstawiają świętość". Biskupi wystosowali w tej sprawie nawet specjalne oświadczenie, wystawę potępił też Prymas Polski kard. Józef Glemp. Tymczasem w Belgii ekspozycja zyskała przychylność duchowieństwa, sponsorowały ją chrześcijańskie stowarzyszenia, a niektóre prace były wystawione w kościele.
Choć można było zobaczyć wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z domalowanymi wąsami, mężczyzn obsikujących Chrystusa, figurę Matki Boskiej na bruku, przygniecioną wielkimi pęcherzami wypełnionymi wodą, wystawy nie zamknięto. Wręcz przeciwnie: ekspozycję przedłużono, a belgijska telewizja publiczna rozpoczęła specjalną emisję cyklu "Courants d'Art" ("Kierunki sztuki") dotyczącą wyłącznie "Irreligii".
Jednak polska Katolicka Agencja Informacyjna pytała organizatora wystawy jedynie o to, czy nie widzi w pokazywaniu "Irreligia" nic złego i czy artysta powinien dowolnie używać przedmiotów kultu, wykorzystywać je bez żadnej refleksji. Zarzucała mu, że zaistniał głównie dzięki sensacji wokół wystawy.
Kazimierz Piotrowski bronił się: - Nie chciałem wojny z całym katolickim narodem, bo sam czuję się dobrze w katolicyzmie. Zrobiłem tę wystawę po to, by ludzie zrozumieli, jaka jest ich kultura. By zobaczyli ciemną stronę religii. Nagonka na mnie czy na artystów nic nie załatwi. Artysta ma prawo wypowiedzieć swoją religijność. Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim uczono nas, że człowiek ma zajmować się prawdą. Ja jestem za prawdą.
Autor: Agnieszka Kowalska/jk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe