Kasia Smutniak, polska aktorka i modelka mieszkająca we Włoszech, otworzyła we wtorek 69. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji. O Złote Lwy ubiegać się 18 tytułów - m.in. "Passion” Briana De Palmy, "Pieta" Kim Ki Duka czy "To the Wonder" Terrence’a Malicka. Znów, niestety, zabrakło w konkursie na Lido polskiego filmu.
Kasia Smutniak bardzo sprawnie poprowadziła jako "matka chrzestna" festiwalu uroczystość jego otwarcia. Odnosząc się do tematyki przywiezionych na weneckie Lido filmów mówiła: - Żyjemy w trudnych latach, a kino jak lustro je odzwierciedla; opowiada o kryzysie, globalizacji, uprzedzeniach, pracy, emigracji, eutanazji, śmierci.
Następnie Polka wskazała puste krzesło obok miejsc zajętych przez międzynarodowe jury wyjaśniając, że ustawiono je symbolicznie, gdyż chciano, aby zasiadł w nim także znany irański reżyser Dżafar Panahi, skazany przez władze w Teheranie na karę więzienia i zakaz pracy artystycznej przez 20 lat oraz zakaz opuszczania kraju. - Żądamy jego uwolnienia i wolności dla wszystkich ludzi kina - powiedziała prowadząca ceremonię.
Przełomowy festiwal
69. wenecki festiwal - jak podkreśla jego nowy dyrektor Alberto Barbera, wybitny historyk filmu i krytyk - przyniesie prawdziwy przełom. Ma być wielkim powrotem do najlepszych tradycji tej imprezy. Uderza śmiały dobór tytułów konkursowych, a obok wielkich nazwisk kina widnieją też mało znani reżyserzy. Zmiany były niezbędne, bowiem pozycja weneckiej imprezy malała z każdym rokiem. Wszystkie najważniejsze światowe premiery trafiały ostatnio do Cannes, a dodatkową konkurencją okazał się, organizowany ledwie miesiąc po weneckim, festiwal filmowy w Rzymie.
Przywykliśmy do tego, że konkursowe rywalizacje na wielkich filmowych imprezach obywają się od lat bez nas. Zwykle jesteśmy obecni w sekcjach pozakonkursowych. Tym razem jednak nie możemy się w ogóle pochwalić rodzimą produkcją. Na osłodę pozostaje nam piękna rodaczka prowadząca ceremonię otwarcia i zamknięcia festiwalu. To dla uwielbianej przez Włochów Kasi Smutniak powrót do publicznych występów po tragedii, jaką przeżyła w ubiegłym roku, gdy zginął w wypadku spadochronowym jej mąż, włoski aktor Pietro Taricone.
Wywiad z Kasią Smutniak przeprowadziła Magda Mołek dla Dzień Dobry TVN
Festiwal otworzyła projekcja pozakonkursowego filmu "The Reluctant Fundamentalist" Miry Nair – hinduskiej reżyser nagrodzonej w Wenecji Złotymi Lwami za "Monsunowe wesele". Nair nakręciła "The Reluctant…" już w Ameryce, z hollywoodzkimi gwiazdami, zaś Wenecja szczyci się tym, że otworzyła jej drogę do światowej do kariery.
Amerykanów ci na Lido dostatek…
W weneckim jury pod przewodnictwem amerykańskiego reżysera Michaela Manna zasiądą m.in. Matteo Garrone – włoski filmowiec znany z głośnej „Gomorry”, Ursula Meier ze Szwajcarii, francuska modelka i aktorka Laetitia Casta oraz serbska performerka Marina Abramović. Po raz kolejny na czele filmowców z całego świata oceniających europejska imprezę stoi Amerykanin. W ubiegłym roku jury przewodniczył Darren Aronofsky, dwa lata temu sam Quentin Tarantino. Właśnie on Nagrodą Specjalną Jury, drugą co do ważności, uhonorował film Jerzego Skolimowskiego "Essential Killing".
Konkurs główny rzeczywiście zapowiada się ciekawie. Zanosi się, po jałowych dla artysty latach, na wielki powrót Marco Bellochio, twórcy "Czasu religii". Bellochio nakręcił swój film "Śpiąca królewna" w oparciu o znaną z mediów historię Eluany Englaro. Kobieta po ciężkim wypadku samochodowym w 1992 roku znajdowała się w tzw. stanie wegetatywnym. Po latach zmagań z włoskim prawem, jej ojciec uzyskał zgodę na odłączenie aparatury. Englaro zmarła w 2009 roku w chwili, gdy premier Silvio Berlusconi, przy poparciu Kościoła katolickiego, próbował tę zgodę cofnąć.
Kolejnym oczekiwanym tytułem jest dzieło twórcy skandalizującego "Boogie Nights", Paula Thomasa Andersona. Jego "Master" - inspirowany biografią L. Rona Hubbarda, założyciela Kościoła scjentologicznego - to wielka nadzieja przyszłorocznych Oscarów. Ze zdobywcą złotej statuetki za rolę Trumana Capote, Philipem Seymourem Hoffmanem w roli głównej. W roli jego ucznia, który z czasem zacznie kwestionować teorie swojego mentora, Joaquin Phoenix.
Nie sposób też pominąć innego amerykańskiego filmowca Terrence’a Mallicka. Ubiegłoroczna Złota Palma za "Drzewo życia", która podzieliła widzów na zwolenników i zagorzałych przeciwników dzieła, tylko przysporzyła mu popularności. Mallick w Wenecji pokaże tym razem melodramat "To the Wonder" z Benem Affleckiem i gwiazdą "Jamesa Bonda" Olgą Kurylenko. W roli ojca duchownego specjalista od czarnych charakterów - Javier Bardem.
Jakby mało było Włochom Jankesów, na Lido zawita mistrz Brian De Palma i to z erotyczny thrillerem, w rodzaju "Nagiego instynktu". Jego "Passion" Wenecja nie mogła odpuścić. Ta opowieść De Palmy o śmiertelnej walce o władzę i mężczyznę między dwoma kobietami może okazać się największym wydarzeniem festiwalu. W roli jednej z pań Noomi Rapace, niezapomniana Lisbeth Salander z ekranizacji trylogii Larssona "Millenium". I choć mamy jeszcze w konkursie dwójkę sławnych Azjatów - Takeshi Kitano i Kim Ki-Duka, choć nie brak Francuzów, jest Izraelczyk, Chilijczyk a nawet Filipińczyk, podobnie jak w Cannes, dominacja Amerykanów jest bezdyskusyjna. A przecież Wenecja, tak jak Cannes, powstała jako "europejska przeciwwaga dla zamerykanizowanego kina".
Łyk historii
Początki festiwalu w Wenecji sięgają roku 1932, kiedy to w Hotelu Excelsior przy XVIII Biennale Sztuki wyświetlono na inaugurację film "Dr Jekyll i Mr. Hyde". Już wtedy było to znaczące święto kina, bowiem pokazano dzieła tak uznanych twórców jak Frank Capra czy Rene Clair. Festiwal cech konkursowych nabrał w 1934 roku i szybko stał się narzędziem propagandy faszystowskiej. Główną nagrodą festiwalu był wtedy Puchar Mussoliniego dla najlepszego filmu, ale już w 1942 roku zrezygnowano z tej nazwy. Po śmierci Mussoliniego zmieniono nazwę na Puchar Volpiego. W 1936 festiwal przeniesiono z centrum Wenecji na wyspę Lido. Jedną z ważniejszych dat w historii festiwalu jest rok 1949. Wtedy ustanowiono nagrodę Złotego Lwa dla najlepszego filmu i nie był to przypadek. Patronem Wenecji jest boiwme św. Marek, którego atrybutem jest lew ze skrzydłami, a relikwie świętego znajdują się w weneckiej bazylice.
Na przestrzeni lat Wenecki Festiwal Filmowy doceniał znaczących twórców. W latach 50. odkryto tutaj kino japońskie oraz indyjskie, później promowano azjatyckie i dalekowschodnie. To tu w 1951 roku Złotego Lwa zdobył Akira Kurosawa za "Rashomona". Główne trofeum trafiało do tak znaczących filmów jak: "Hamlet" Laurence'a Oliviera, "Czerwona pustynia" Antonioniego, czy "Piękność dnia" Bunuela. W najlepszych latach na festiwalu w Wenecji swoje filmy prezentowali najwybitniejsi twórcy kina. Nowemu dyrektorowi festiwalu marzy się powrót do tych właśnie czasów.
Lata 1970-1972 przyniosły pierwsze Złote Lwy za całokształt twórczości - wyróżnione zostały tak wybitne osobowości kina jak Charlie Chaplin czy Ingmar Bergman. Festiwal w Wenecji zmienił się w przegląd filmowy, gdzie uczestniczyło się w spotkaniach krytyków i artystów. Jego znaczenie na międzynarodowej mapie festiwali filmowych jednak zmalało. Dopiero w latach 80-tych i 90-tych znów zyskał uznanie i stał się główną konkurencją dla Cannes. Proporcje na korzyść Cannes zmienił wiek XXI i szturm Hollywoodu na Lazurowe Wybrzeże.
Polacy w Wenecji
W całej historii weneckiego festiwalu dwukrotnie głównymi laureatami byli Polacy. Pierwszego otrzymał w 1984 roku niezwykle ceniony przez Włochów Krzysztof Zanussi za "Rok spokojnego słońca", wówczas już laureat nagrodę Jury za "Imperatyw". Kolejnego odebrał Krzysztof Kieślowski za film "Trzy kolory: Niebieski" w 1993 roku. Lata 90. przyniosły także honorowe Złote Lwy za całokształt twórczości Romanowi Polańskiemu i Andrzejowi Wajdzie. Warto też przypomnieć, że Jerzy Skolimowski prócz wspomnianej nagrody Jury przed dwóch lat, taką samą otrzymał ćwierć wieku wcześniej za "Latarniowca" z Robertem Duvallem i Klausem Maria Brandauerem.
Autor: Justyna Kobus\mtom / Źródło: tvn24.pl