Pokazem filmu Damiana Kocura "Pod wulkanem" rozpocznie się w poniedziałek wieczorem 49. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W Konkursie Głównym znalazło się 16 tytułów. Do najbardziej wyczekiwanych należą: "Pod wulkanem", polski kandydat do Oscara, "Dziewczyna z igłą" Magnusa von Horna czy "Minghun" Jana P. Matuszyńskiego.
Przypomnijmy, że film Damiana Kocura "Pod wulkanem" przed kilkoma dniami został wybrany przez komisje selekcyjną polskim kandydatem do przyszłorocznych Oscarów. Jednocześnie nakręcony w koprodukcji duńsko-szwedzko-polskiej film Magnusa von Horna "Dziewczyna z igłą", świetnie przyjęty w Konkursie Głównym festiwalu w Cannes, został duńskim kandydatem do Oscara.
Takiej sytuacji jeszcze nie mieliśmy na festiwalu w Gdyni - bez względu na zwycięzcę imprezy (wygrać może też całkiem inny obraz), oba te filmy rywalizować będą bowiem między sobą o złotą statuetkę w kategorii: film międzynarodowy.
Spośród 16 filmów - tyle tradycyjnie startuje w Konkursie Głównym od kilku lat, znalazły się cztery debiuty oraz cztery drugie filmy. Również cztery z nich wyreżyserowały bądź współreżyserowały kobiety. Nie jest to może imponująca liczba, ale jak na warunki polskie - warta odnotowania.
Na te tytuły czekamy najbardziej
Nie da się ukryć, że otwierający festiwal dziś wieczorem drugi film Damiana Kocura "Pod wulkanem" to najbardziej oczekiwany obraz tegorocznej edycji gdyńskiej imprezy. Obraz niezwykle ciepło przyjęty przed kilkoma dniami na prestiżowym międzynarodowym festiwalu w Toronto recenzenci określali jako "refleksyjny i pełen napięcia". Kocur wymienił nazwisko wielkiego Michaela Hanekego jako "źródło wpływów".
Film opowiada o chwili, w której grupa turystów z Ukrainy, która spędza wakacje na Teneryfie, nagle dowiaduje się o ataku zbrojnym Rosji na ich kraj. Jest 24 lutego 2022 roku, a bohaterowie nagle z turystów stają się uchodźcami. Filmowe wydarzenia oglądamy z perspektywy 16-letniej Sofii, dotąd beztroskiej dziewczyny. Ta sytuacja zmienia jej postrzeganie rzeczywistości i znacząco wpływa na relację z innymi. Na Teneryfie nie słychać strzałów ani odgłosu bomb, ale z każdej strony czuć narastający konflikt.
Branżowy amerykański magazyn "Variety" przywoływał słowa reżysera, który mówił: "Świat nigdy nie był tak blisko 'wybuchu wulkanu' jak teraz, choć wszyscy uśpiliśmy się pewnością, że wybuch nie zdarzy się podczas naszego życia. [...] Mój film jest o tym, jak pozorne jest nasze bezpieczeństwo i jak szybko, w ciągu jednej nocy, możemy zmienić się z turystów w uchodźców, niezależnie od koloru skóry czy kraju pochodzenia".
Wielkie zainteresowanie budzi też wspomniana "Dziewczyna z igłą" Magnusa von Horna, znakomicie przyjęta w Cannes. Reżyser dwukrotnie odbierał już prestiżowe nagrody za dwa swoje wcześniejsze filmy: "Intruz" i "Sweat". Urodzony w Szwecji absolwent łódzkiej szkoły filmowej, od lat mieszkający w Polsce, nazywa swój film "baśnią o straszliwej prawdzie", która silnie oddziałuje na zmysły widza. W rozmowie z PISF mówił: - Zawsze chciałem nakręcić horror, ale im dłużej nad nim pracowałem, tym silniej na wierzch wychodziły elementy dramatyczne.
Fabuła filmu rozgrywającego się na początku XX wieku, skupia się na młodej kobiecie, Karoline (Victoria Carmen Sonne), szukającej miłości i poczucia stabilności. Dziewczyna jest pracownicą fabryki w Kopenhadze i znalazła się w trudnej życiowej sytuacji - zachodzi w niechcianą ciążę i traci pracę. Zrozpaczona, zwraca się o pomoc do przypadkowo poznanej kobiety (Trine Dyrholm). Jak informują twórcy: "Charyzmatyczna właścicielka nielegalnej agencji adopcyjnej, pomaga matkom znaleźć nowe domy dla ich niechcianych dzieci. Nie mając alternatywy, Karoline podejmuje u Dagmar pracę jako mamka. Kobiety nawiązują nić porozumienia, jednak świat Karoline rozpada się na kawałki, gdy odkrywa szokującą prawdę o swojej mocodawczyni".
I wreszcie kompletnie inne kino - "Minghun" Jana P. Matuszyńskiego. Jak można zorientować się z uderzających atmosferą duchowości opisów to film bardziej z ducha Kieślowskiego niż dwa poprzednie głośne tytuły Matuszyńskiego. Zdobywca Złotych Lwów za debiutancką "Ostatnią rodzinę" tym razem zafundował nam "opowieść o nadziei, miłości i poszukiwaniu".
W materiałach prasowych twórcy piszą: "Jurek wraz ze swoim teściem Benem (Daxing Zhang) konfrontuje się ze stratą bliskiej osoby i decyduje się odprawić chiński rytuał minghun, tzw. zaślubiny po śmierci. Bohaterowie ruszają w emocjonalną podróż, której celem jest znalezienie idealnego partnera na wieczność. Zderzenie odmiennych kultur ma pomóc uświadomić zarówno filmowym bohaterom, jak i widzom, że bez względu na pochodzenie wszyscy przynależymy do jednej człowieczej rodziny".
Film można było zobaczyć na festiwalu Nowe Horyzonty, a recenzenci najwięcej miejsca poświęcili poruszającej kreacji Marcina Dorocińskiego w roli Jurka.
Z pewnością w walce o nagrody liczyć się będą także znane już widzom, obecne wciąż w kinach głośne tytuły uznanych twórców: "Zielona granica" Agnieszki Holland, "Kobieta z..." Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta oraz "Biała odwaga" Marcina Koszałki. Ciekawie zapowiada się także kino gatunkowe w wydaniu Xawerego Żuławskiego czyli "Kulej. Dwie strony medalu", opowiadająca o latach 1964-68, gdy Jerzy Kulej zdobył dwa medale olimpijskie.
Zmiany, zmiany, zmiany
Tegoroczna, 49. edycja FPFF w Gdyni odbywa się w cieniu wielkich zmian personalnych, jakie dokonały się w ostatnich miesiącach w polskiej kinematografii.
Od lipca br. mamy nową dyrektorkę PISF - jest nią Karolina Rozwód - doświadczona menadżerka kultury. Nowego szefa doczekała się również Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny - został nim Tomasz Kolankiewicz, były dyrektor artystyczny FPFF w Gdyni. I wreszcie nowym gdyńskim dyrektorem artystycznym FPFF została ceniona w środowisku Joanna Łapińska.
Zmiany widać gołym okiem. Choćby po tytułach Konkursu Głównego, w którym po ośmiu latach wpychania na siłę kuriozalnie złych "bogoojczyźnianych" produkcji, tym razem oszczędzono ich publiczności. Jak pamiętamy, nawet samograj, jakim jest biografia Rotmistrza Pileckiego, okazał się katastrofalnie złym i kiczowatym filmem. Podobne "kwiatki" pojawiały się przez cały ten okres w konkursie co roku. Pozostaje więc cieszyć się, że nareszcie trafiły do niego tytuły, dla których jedynym kryterium były walory artystyczne.
- Jestem przekonana, że tegoroczna konkursowa szesnastka będzie punktem wyjścia do istotnej rozmowy o kondycji polskiego kina i jego przyszłości - mówiła niedawno Łapińska, zapowiadając zbliżający się 49 FPFF. Wszyscy na to liczymy.
Wypada jeszcze dodać, że tegorocznym laureatem Platynowych Lwów za całokształt dokonań będzie wybitny reżyser, scenarzysta i pedagog, współtwórca i wykładowca Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy - Wojciech Marczewski.
Festiwal potrwa do 28 września. W tym dniu poznamy zdobywców Złotych Lwów.
Źródło: FPFF, PISF, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe