Mateusz Klinowski, burmistrz Wadowic w internecie opublikował swoje zarobki, wyliczając, że w jego przypadku pensja w wysokości 8,2 tys. złotych netto to wcale nie tak dużo. Teraz tłumaczy, że swoim wpisem chciał tylko pokazać, że do polityki nie poszedł dla pieniędzy. - Pan burmistrz strzelił sobie w kolano i to na samym początku kadencji. Powinien się skupić na sprawach gminy, a nie na zarobkach – ocenia Waldy Dzikowski, poseł PO.
Mateusz Klinowski, burmistrz Wadowic na swojej stronie szczegółowo pokazał ile zarabia. Według umowy wynoszą one 11 tys. brutto, czyli nieco ponad 8 tys. złotych "na rękę”.
- Kwota może się wydawać spora w zestawieniu z dochodami wielu rodzin. Słowem kluczowym jest tutaj: "w zestawieniu". Porównanie jej z moimi dochodami w przeszłości, czy aktualnymi kosztami życia, stanowi mocną jej korektę - napisał na swojej stronie.
Wyliczył, że obecnie zostaje mu na rękę "tylko" 3 tysiące więcej niż gdy pracował, jako adiunkt na uczelni, a ma więcej pracy i mniej czasu dla siebie.
"Nie jestem burmistrzem dla pieniędzy"
Klinowski wywołał burzę, a teraz broni się przed tymi, którzy zarzucają mu, że żalił się, iż zarabia za mało. Jak podkreśla, jego wpis miał tylko na celu dać odpowiedź tym, którzy twierdzą, że został burmistrzem dla pieniędzy.
- Chciałem skomentować zarzuty, że się obłowiłem i pokazać, że to nie są tak wielkie pieniądze. Zanim objąłem urząd, nie spodziewałem się, że panuje tam taki chaos. Teraz sam, krok po kroku muszę podejmować wiele decyzji by to wszystko uporządkować. To ogromna presja i odpowiedzialność. A potem słyszę, że jestem tam dla kasy – mówi w rozmowie z portalem tvn24.pl. - Dla mnie, z punktu widzenia zarobków przeciętnego człowieka, ta kwota nie jest mała. Jednak z perspektywy decyzji, które muszę podejmować, zarobki nie są zbyt wysokie – podkreśla.
"Rozmawiajmy o klasie i zarobkach samorządowców"
Systemowe zwiększenie pensji wójtów i burmistrzów co najmniej o 10 tys. zł mogłoby spowodować, że do polityki poszli by ludzie lepiej wykształceni i nastawieni bardziej altruistycznie. Oszczędności na tym stanowisku – paradoksalnie – wydają się promować niską jakość samorządowej klasy politycznej.burmistrzklinowski.pl
Jak twierdzi, postulując zwiększenie wypłat dla samorządowców o "co najmniej 10 tys. zł", nie myślał o własnej pensji, a chciał jedynie wywołać dyskusję na temat tego, czy zarobki samorządowców są na pewno kuszące dla osób, które mają kompetencje by te funkcje pełnić.
- Jeśli dyskutujemy o jakości klasy politycznej, nie sposób wspominać o zarobkach. Żaden dobry menadżer nie zdecyduje się na pracę za takie wynagrodzenie. Jeżeli chcemy, by na stanowiskach wójtów czy burmistrzów zasiadały osoby kompetentne, to musimy poważnie też rozmawiać o ich zarobkach – podkreśla.
Poprzedniczkę ostro krytykował za zarobki
Wcześniej, w trakcie kampanii Klinowski krytykował swoją przeciwniczkę w wyścigu o fotel włodarza miasta, poprzednią burmistrz Ewę Filipak za zbyt wysokie zarobki. Razem z inicjatywą Wolne Wadowice zawiesił w pobliżu centrum miasta planszę prezentującą pensje Filipiak oraz innych urzędników. Wszystko zostało też szczegółowo opisane na stronie inicjatywy. Dziś twierdzi, że nie była to manifestacja przeciwko wysokim pensjom, ale przeciw niekompetencji urzędników.
- Nie krytykowałem samej wysokości zarobków burmistrz i jej kolegów. Twierdziłem natomiast, że za tak duże pieniądze nie robią nic. Chcieliśmy, żeby za podobne wynagrodzenie na tych stanowiskach mogły pracować osoby z lepszymi kompetencjami, które zrobiłyby dla miasta znacznie więcej – podkreśla Klinowski.
"Płacę za to, że chcę by urząd był w pełni transparentny"
Jak zaznacza, nie spodziewał się też, że w urzędzie czeka go tyle pracy. - Pracuję dla Wadowic 10-12 godzin dziennie, żeby to wszystko funkcjonowało. Niemal wszystko po 20 latach urzędowania moich poprzedników wymaga naprawy – mówi.
Chwali się też sukcesami 6 tygodni swoich rządów. - Wprowadziliśmy spore oszczędności, o 400 tys. złotych więcej przeznaczyliśmy na drogi i chodniki na wsiach. Będziemy stawiać kosze na śmieci oraz ławki, których brakowało. Reorganizujemy system pracy urzędu, jego dostępność dla mieszkańców. W mieście wreszcie pełni patrole straż miejska, poważnie zaczynamy rozmawiać o pozyskiwaniu środków unijnych, nowych inwestycjach – wymienia.
Podkreśla, że najważniejsze dla niego jest, aby urząd miasta był transparentny. Zaznacza, że jako jedyny opublikował swoje zarobki, a w niedalekiej przyszłości planuje ujawnienie wypłat wszystkich urzędników. To oznaczać będzie kolejną burzę.
– Płacę cenę za postulowaną przecież przez wielu transparentność i otwartość władzy. Może się okazać, że społeczeństwo nie jest jeszcze na to gotowe. Ktoś jednak musi zacząć – podkreśla.
"Strzelił sobie w kolano"
Czy burmistrz Wadowic słusznie rozpoczął dyskusję o wynagrodzeniach samorządowców?
- Pan burmistrz na początku kadencji powinien się skupić na sprawach gminy. Rozmowy o wysokości pensji na samym początku pierwszej kadencji zapewne nie spodobają się mieszkańcom. Na samym początku rządów w mieście to strzał w kolano – ocenia Waldy Dzikowski, poseł PO z Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.
Jak zaznacza, sama komisja w najbliższym czasie nad zarobkami samorządowców na pewno się nie pochyli. - Zajmujemy się kadencyjnością, prawem budowlanym, kwestią janosikowego. To są teraz priorytety. Samorządowcy mogą teraz zarabiać około 12 tys. zł brutto. Takie w Polsce są realia, może kiedyś to się zmieni – kończy Dzikowski.
Autor: mmw/gp / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Klinowski Blog