Nawet ich nie znała. Tylko jedną dziewczynę. Zawołała ją z samochodu: Ola, wsiadaj, przejedziemy się. 19-latka dała się namówić na nocną wycieczkę. Nad ranem chłopak, który prowadził stracił panowanie nad autem. Zginęło pięcioro młodych ludzi. Ona przeżyła, bo wypadła przez okno. Śledczy już przesłuchali Olę. - Kierowca nie miał uprawnień, prędkość była bardzo duża - mówią śledczy o tragicznym wypadku pod Bełchatowem (woj. łódzkie).
Ola jest pacjentką szpitala w Bełchatowie. Jej stan jest stabilny. Już kilka godzin po tym, jak uczestniczyła w tragicznym wypadku w Dobięcinie lekarze podkreślali, że miała mnóstwo szczęścia. Wypadła z rozpędzonego opla na chwilę przed tym, jak roztrzaskał się o drzewo.
Jest w na tyle dobrym stanie, że rozmawiała już ze śledczymi.
- Nie znałam ich. Oprócz koleżanki, która zaprosiła mnie na wycieczkę. To miała być tylko przejażdżka - mówiła dziewczyna prokuratorom, którzy badają okoliczności wypadku.
Tegoroczna maturzystka wsiadła do samochodu pomiędzy drugą a trzecią w nocy. Wcześniej rozmawiała ze znajomymi ze swojego osiedla w Bełchatowie. Późna noc nikogo nie wyganiała do domu - w końcu w najlepsze trwały wakacje.
Bez uprawnień, na łysych oponach
Za kierownicą opla, według zeznań nastolatki, siedział 24-latek. Nie wiadomo, czy był trzeźwy. Z jego ciała, podobnie jak od wszystkich innych uczestników wypadku, pobrano próbki krwi. Po to, żeby sprawdzić, kto pił alkohol.
- Mężczyzna, który miał siedzieć za kierownicą nigdy nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdami - informuje tvn24.pl Sławomir Mamrot z prokuratury w Piotrkowie Trybunalskim.
Tuż po wypadku samochód był tak zniszczony, że nikt nie był w stanie stwierdzić, gdzie kto siedział. Ola powiedziała śledczym, że usiadła z tyłu. Obok trzech innych osób. Z przodu jechało dwóch mężczyzn. Samochód był pięcioosobowy.
- Sprawdziliśmy, że pojazd miał ważny przegląd techniczny. Podczas badania okresowego mógł być na oponach zimowych. W momencie wypadku samochód jechał na oponach niemal pozbawionych bieżnika - tłumaczy kom. Sławomir Szymański z bełchatowskiej policji.
Funkcjonariusze, którzy badali wrak opla stwierdzili, że opony były charakterystycznie zdarte z jednej strony. To znaczy, że najprawdopodobniej w samochodzie nie było ustawionej zbieżności kół.
Bez szans
Zgłoszenie o wypadku policjanci dostali przed 6. Po przyjeździe na miejsce pierwszych służb, nie żyły trzy osoby. Ratownicy walczyli przez chwilę o życie jednego z pasażerów, ale bezskutecznie. Do szpitala w Bełchatowie trafiła Ola i jej rówieśnik. Mężczyzna zmarł niedługo potem.
- Biegli z zakresu ruchu drogowego będą ustalać, dlaczego doszło do wypadku i z jaką prędkością przemieszczał się pojazd - dodaje prokurator Mamrot.
Jak jednak nieoficjalnie mówią nam funkcjonariusze policji, samochód musiał gnać przez wąską, gminną drogę z dużą prędkością. Z drogi wypadł na łuku drogi. Niewykluczone, że samochód "odkleił się" od jezdni po przejechaniu wzniesienia, które jest tuż przed zakrętem. Samochód uderzył w drzewo z dużą siłą.
Życie stracił 24-latek, dwóch dwudziestolatków, 19-latek i 18-latka.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź