Zdziwiłbym się, gdyby Marek Falenta trafił do więzienia, ponieważ PiS mógłby mieć kłopoty. Natomiast oburza mnie to, bo mieliśmy do czynienia z oczywistą niedoróbką pracy policji, która powinna była zabezpieczyć taką osobę. W sytuacji, gdyby chciała opuścić kraj, powinna była ją zatrzymać - mówił w "Kropce nad i" mecenas Roman Giertych.
Biznesmen Marek Falenta zniknął, gdy jego prawnicy wyczerpali możliwości odroczenia wyroku 2,5 roku więzienia dla niego w sprawie tak zwanej afery podsłuchowej.
Na początku marca Sąd Okręgowy w Warszawie zdecydował o wydaniu za Falentą listu gończego.
Giertych: Falenta do października się nie pojawi
Mecenas Roman Giertych zapytany w "Kropce nad i", czy dziwi go fakt, że Marek Falenta nie został doprowadzony do więzienia, zaprzeczył.
- Zdziwiłbym się, gdyby trafił do więzienia, dlatego, że wówczas PiS mógłby mieć kłopoty. Natomiast czy mnie to oburza? Oburza, bo w moim przekonaniu mieliśmy do czynienia z oczywistą niedoróbką pracy policji, która powinna zabezpieczyć taką osobę. W sytuacji, w której chciałaby opuścić kraj, powinna była ją zatrzymać - ocenił prawnik.
Giertych stwierdził, że skoro za bieznesmenem nie został wydany Europejski Nakaz Aresztowania, to "widocznie pan (minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim - red.) Brudziński marzy już o wyjeździe do Brukseli, nie miał już głowy, żeby się tym zająć".
- Byłem na sprawie Marka Falenty. Uczestniczyłem w tej sprawie jako przedstawiciel oskarżycieli posiłkowych. Pamiętam jasne zeznania kelnerów, którzy mówili w ten sposób: jak PiS dojdzie do władzy, nic nam się nie stanie, bo nas zabezpieczą. To są zeznania pod przysięgą złożone czy na etapie postępowania przygotowawczego bez przysięgi, ale zostały złożone również w sądzie - wyjaśnił Giertych.
- Mamy do czynienia z sytuacją, w której ktoś przeprowadził operację, polegającą na nielegalnych podsłuchach. Kto na tej operacji zyskał? Wyłącznie PiS. Kto był wśród osób bliskich Markowi Falencie? Były osoby związane politycznie czy personalnie z PiS-em. Wcale się nie dziwię więc, że Marek Falenta nie pojawił się w więzieniu. Sądzę, że do października się nie pojawi - podkreślił adwokat.
Nagrani politycy i kryzys w rządzie Tuska
Ujawnione w tygodniku "Wprost" nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska.
Sprawa dotyczyła nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. na zlecenie Falenty w warszawskich restauracjach osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Nagrano m.in. ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury i rozwoju - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika.
Giertych: Kaczyński wstrzymuje procedurę
"Jarosław Kaczyński nie odebrał wezwania do zwrotu 50 tysięcy złotych. Pomimo dwukrotnego awizo" - poinformował w środę Roman Giertych. Pełnomocnik austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera zapowiedział, że przekaże sprawę do sądu.
Gość "Kropki nad i" tłumaczył, że we wtorek przyszła "informacja z poczty, że mieszkanie zamknięte, adresat nie odebrał" wezwania. - Dzisiaj po południu otrzymałem informację, że podobny manewr został zastosowany wobec wezwania sądowego - powiedział Giertych.
- Złożyliśmy sprawę do sądu o wynagrodzenie dla mojego mocodawcy. Sąd, rozpoczynając procedurę, wysłał pismo do pana Jarosława Kaczyńskiego. Tego pisma (lider PiS - red.) też nie odebrał, przetrzymując dwa tygodnie pisma sądu. Sąd ponownie zwrócił się do niego - wyjaśnił adwokat, dodając, że jego zdaniem Jarosław Kaczyński "wstrzymuje procedurę". - Aby rozpoczął się proces sądowy, (Kaczyński - red.) musi odebrać to pismo - podkreślił Giertych.
- Zobaczymy, jak to się skończy. Nie sądzę, żebyśmy przegrali tę sprawę, dlatego, że są bardzo mocne dowody i są bardzo jasno złożone zeznania - mówił. - A fakt, że dzisiaj ja się dowiaduję, że Jarosław Kaczyński przedłuża postępowanie sądowe - już nie tylko mojego wezwania nie odbiera, tylko nie odbiera wezwań z sądu - to oznacza, że chce przedłużyć moment, w którym będzie musiał przed sądem stanąć. Bo prokuratura może go nie wezwać na świadka, a sąd go na pewno wezwie - ocenił prawnik.
Giertych: prokuratura nie ujawnia tajemnicy śledztwa, po prostu łże
Roman Giertych został zapytany, czy nie dziwi go fakt, że prokuratura nie poszukuje księdza Rafała Sawicza, członka rady fundacji Instytutu imienia Lecha Kaczyńskiego, któremu prezes PiS - zgodnie z zeznaniami Birgfellnera - miał przekazać kopertę z 50 tys. zł.
- Prokuratura przede wszystkim powinna rozpocząć śledztwo w tej sprawie. Jak można poszukiwać kogokolwiek, jak nie ma postanowienia o wszczęciu śledztwa - mówił.
I podkreślił: - Nie może zabezpieczyć dowodów, nie może zwrócić się do spółki Srebrna, gdzie znajdują się te wszystkie dokumenty, które potrzebne są do rozstrzygnięcia, również te tłumaczone dokumenty. Wskazaliśmy, że dokumenty, które prokuratura chce tłumaczyć, są przetłumaczone w spółce Srebrna, wystarczy się zwrócić. Prokuratura tego nie robi, bo nie wszczęła śledztwa.
Adwokat poinformował także, że w związku z działaniami prokuratury, złożona została skarga do prokuratora nadrzędnego, a w sytuacji braku odpowiedzi na nią, sprawa zostanie zgłoszona do sądu.
"Z uwagi na brak konsekwencji w zeznaniach Geralda Birgfellnera nie jest możliwe doprecyzowanie, jaka część kwoty mogła stanowić jego honorarium, a jaka mogłaby stanowić zapłatę dla podmiotów współpracujących" – stwierdziła w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prokurator Mirosława Chyr, zastępująca rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Prokuratura nie ujawnia tutaj tajemnicy śledztwa. Pani prokurator, która tu się wypowiada, po prostu łże, mówiąc potocznie. Mój mocodawca bardzo jasno, przez 25 godzin zeznawał na ten temat. Przedstawił co było kwestią jego wynagrodzenia, a co jest kwestią kosztów, które poniósł i jakie ma zobowiązania z tytułu, że pracował dla pana Jarosława Kaczyńskiego. Te wszystkie rzeczy zostały bardzo precyzyjnie przedstawione - skomentował zacytowany fragment tekstu "Rzeczypospolitej".
- Jeżeli to zdanie pani prokurator (z "Rzeczpospolitej" - red.) jest prawdziwe, to w znaczeniu merytorycznym prawdziwe nie jest - dodał.
"Taśmy Kaczyńskiego"
Tak zwane taśmy Kaczyńskiego dotyczą planów budowy w Warszawie biurowca przez powiązaną ze środowiskiem prezesa PiS spółkę Srebrna. Kaczyński wstrzymał inwestycję ze względu na między innymi nieprzychylność władz stolicy. Srebrna nie zapłaciła Austriakowi za wykonaną pracę.
W kolejnych dniach pojawiły się następne taśmy. Pod koniec stycznia, pełnomocnik austriackiego biznesmena Jacek Dubois zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Zawiadomienie dotyczy braku zapłaty za złożone biznesmenowi zlecenie związane z przygotowaniami do inwestycji.
Według mecenasa Dubois doszło do popełnienia oszustwa na kwotę kilku milionów złotych.
Autor: tmw//plw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24