Więcej wolnego czasu, praca zdalna i samotność powodowały, że w niektórych krajach po wybuchu pandemii schroniska dla zwierząt pustoszały z dnia na dzień. Ani jednego psa, wolontariusze bijący brawa – takie obrazki już w maju Fakty TVN pokazywały m.in. z jednego ze schronisk na Florydzie. W Polsce tendencja jest jednak inna. Również w maju Schronisko na Paluchu przekazywało, że przez ostatnie 1,5 miesiąca trafiało do nich mniej zwierząt. Wynikało to prawdopodobnie z tego, że właściciele lepiej pilnowali swoich czworonogów, siedząc w domu. Ale w skali roku nie widać jednak, by adopcji było więcej niż w ubiegłych latach. - Do tej pory adopcji psów było 1643, a kotów 1224 (dane na dzień 18 grudnia – red.). W 2020 mieliśmy przez cały rok 1787 adopcji psów, a kotów 1184 – mówi nam Magdalena Migdal ze schroniska dla bezdomnych zwierząt Na Paluchu w Warszawie. - To są porównywalne liczby i nie odnotowujemy ani większego, ani mniejszego zainteresowania adopcją. Wiem, że takie wiadomości w mediach w czasie pandemii są, ale być może ta tendencja jest bardziej za granicą. Niektórzy taką tezę postawili też u nas, ale liczby tego nie wskazują – dodaje.
Pandemia to trudny czas dla zwierząt ze schroniska
Paluch musiał być wiosną zamknięty z powodu rządowych obostrzeń, które miały zapobiegać dalszemu rozprzestrzenianiu się koronawirusa. - Na pewno dla zwierząt był to jednak trudny czas, nie widywały swoich wolontariuszy w ogóle. Był moment, że nie mogły odbywać się też spacery przedadopcyjne. Wtedy mieliśmy jednak pozwolenie, by bardzo dużo psów zabrali do domów tymczasowych, a tam czekały na tę adopcję właściwą – mówi Migdal.
Od maja wolontariusze mogą już przychodzić, ale schronisko od tej pory pracuje w dwóch zespołach, zgodnie z wymogami sanitarnymi. Oprócz tego, na podpisanie np. umowy adopcyjnej trzeba się teraz umówić na konkretną godzinę. – Wcześniej tego nie było, ale to się sprawdza i prawdopodobnie zostaniemy przy tym także po pandemii – dodaje.
Azyl dla psów z Radys
W lipcu do warszawskiego schroniska przyjechało łącznie 135 psów z Radys na Mazurach. O przyjęciu zaniedbanych czworonogów zadecydował prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski po tym, jak właściciel tamtejszej placówki usłyszał zarzuty znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem. Łącznie w Radysach, w skrajnie trudnych warunkach znalazło się blisko dwa i pół tysiąca psów. Ze 135, które znalazły swój azyl w Warszawie, dwa niestety zmarły. Jak przekazuje Migdal, domu szuka jeszcze 56 z nich. - Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że część tych psów w ogóle nie podchodziła do człowieka, siedziały schowane i niektóre z nich, gdy dopiero otworzyły się, poszły do nowych domów. Natomiast wiele jest w trakcie socjalizacji z naszymi behawiorystami. Nie da się stwierdzić, czy chodzi o przeżycia ze schroniska czy o te wcześniejsze – zanim trafiły do Radys. Nie powiedzą nam, co się z nimi działo. To są zwierzęta, które unikają kontaktu z człowiekiem, bały się wychodzić z własnych boksów. One tak naprawdę dopiero uczą się obcowania z człowiekiem – ocenia Migdal.
I wyjaśnia, że wśród tych psów są takie, które nie mają wiele dobrych albo w ogóle żadnych doświadczeń z ludźmi. Tym z Radys pomaga grupa wolontariuszy i wykwalifikowani behawioryści. - W tamtym schronisku nic takiego nie było. Tam psy w ogóle nie wychodziły na spacery, nie było behawiorysty, który by z nimi pracował. U nas jest miejsce, gdzie można otwierać klatkę i psy same decydują, kiedy wychodzą na wybieg. Później powoli uczą się chodzenia na smyczy. Najpierw chodzą na takich długich linkach. Oswajamy je, przystosowujemy do życia z człowiekiem – mówi dalej. Zaznacza, że niektóre z nich potrzebują dużo czasu, by dać komukolwiek się dotknąć.
W Radysach ściśnięte w kurnikach, na Paluchu wożone w "karocy"
Migdal opowiada nam też jedną z najtrudniejszych historii: dwóch niewielkich suczek z Radys – Magii i Iluzji. - W Radysach siedziały ściśnięte, nie można było tego nazwać budami, tylko kurnikami. Bały się podejść do człowieka. Kiedy przyjechały do Warszawy, cały czas siedziały w budach, nie chciały wychodzić. Przez pierwsze dwa tygodnie miały kwarantannę – jedna zaczęła wychodzić i powoli cieszyć się na widok opiekuna, który ją karmił i u niej sprzątał, ale nadal było tak, że jak ktoś wchodził do klatki, to się chowała. Potem nastąpił moment, że już się nie bała i potrafiła zjeść coś z ręki. Jak się skończył okres tej kwarantanny, przeszły pod opiekę wolontariuszy, którzy za pierwszym razem stwierdzili, że wezmą je w taki kontener na wózek i przewiozą na wybieg, gdzie możemy puszczać psy luzem. Ale za pierwszym razem weszły pod altankę i nie chciały stamtąd wyjść. Musieliśmy ją podnosić, bo się tam schowały – mówi.
Wolontariusze wozili suczki w tzw. "karocy" aż któregoś dnia nastąpił przełom. - Z takiego czołgania i chowania się po kątach, one nagle postanowiły już biegać, bawić się i być szczęśliwe. Później stopniowo zaczęliśmy zaprowadzać je na smyczy na wybieg, nie wozić – dodaje.
Sunie przyjechały jak inne psy Radys w lipcu. Magia znalazła dom w połowie września, a Iluzja pojechała do nowych właścicieli w połowie października. - Przeszły dosyć szybko tę przemianę i taką całkowitą, o 180 stopni. Od psów, które w ogóle z budy nie wychodziły do psów, które chciałyby skakać i się przytulać. Niesamowita przemiana – ocenia Migdal.
Biorą ze schroniska, później zwracają
Jak w każdym schronisku, także i w tym na Paluchu zdarza się jednak, że ktoś zwraca adoptowanego czworonoga. Jednak w ostatnich latach ich liczba zmalała. - Liczba zwrotów u nas w schronisku zmalała jeszcze cztery lata temu, kiedy wprowadziliśmy surowszą procedurę adopcji. Tych zwrotów jest zdecydowanie mniej. Są różne sytuacje. Czasami jest zwrot po wielu latach, bo właściciel umarł, a rodzina nie chce albo nie może się zająć zwierzęciem albo ktoś zachorował i nie da rany się nim opiekować – mówi Migdal.
I podaje przykład ostatnio zwróconego z powrotem kota: - Pani wzięła go i przerosło ją to, że jest sama za niego odpowiedzialna. Wróciła płacząc i powiedziała, że musi go oddać. Sama przyznała, że kot nic takiego nie robił. Historie są różne. Są ludzie, którzy przepracowują problem, ale są też tacy, którzy np. są mało cierpliwi, nie chcą korzystać z porad, poświęcić czasu i wolą zwierzaka oddać – ocenia dalej.
Procedury w schronisku nie wszystkim też odpowiadają, co niektórych odstrasza od adopcji. - Myślę, że trzeba zmienić podejście do zwierząt, bo u nas w kraju jest nadal wciąż przedmiotowe. Ludzie są oburzeni, że nie mogą po prostu przyjść i wziąć sobie psa ze schroniska. Nie zdają sobie sprawy z tego, że te zwierzęta już raz były skrzywdzone. My musimy zrobić wszystko, żeby mieć pewność, że wydajemy je do domu, które o niego zadba. Jedyne, na czym możemy się opierać to nasza procedura adopcji, która dla wszystkich jest taka sama.
A wygląda ona tak: w przypadku kotów trzeba wypełnić ankietę przedadopcyjną, a na jej podstawie pracownik biura adopcji przeprowadza z zainteresowanym rozmowę. W przypadku psów, do ankiety dochodzą jeszcze spacery przedadopcyjne, których jest minimum dwa.
Najszybciej nowy dom znajdują małe psy
Jakie czworonogi cieszą się największym powodzeniem? Okazuje się, że im mniejszy, tym ma łatwiej. - Największą popularnością cieszą się małe psy do pięciu czy sześciu kilogramów, ale też młode czworonogi. Najmniejsze szanse na adopcję mają nawet nie te starsze psy, a te, które mają poważne problemy behawioralne - np. nie akceptują wszystkich osób czy potrafią zareagować na obcego lub inne zwierzę agresywnie. Dzięki promocji schroniska i wolontariuszy, starsze zwierzęta naprawdę znajdują dom. Rzadko już się zdarza, że umierają w schronisku – mówi Migdal. I zaznacza, że jeszcze dekadę temu zdarzało się, że na nowy dom czekały nawet kilkunastoletnie psy. Bo kilka razy straciły dom, czy trafiły na właściciela, który nagle zachorował lub zmarł.
Czym powinniśmy się kierować przy wyborze? - Najważniejszy jest temperament czworonoga, a także jakie jest nasze dotychczasowe doświadczenie w opiece nad psem. Musimy być też świadomi, jak chcemy spędzać z nim czas. Jeśli prowadzimy mniej aktywny tryb życia, to nie wybierajmy szczeniaka albo psa młodego, czyli takiego do kilku lat. Taki potrzebuje dużo ruchu, zabawy. Jeśli lubimy spędzać czas na kanapie, to weźmy psa trochę starszego, dojrzalszego, który też pewnie będzie lubić długie spacery, ale może niekoniecznie będzie potrzebował już tyle zabawy, ile np. młodszy pies – zaznacza Migdal.
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: UM Warszawa