Hulajnoga wybuchła w mieszkaniu. Wyrwane okno, uszkodzone dwa lokale. Ale winnych nie będzie

Wybuch na Kłobuckiej
Wybuch w mieszkaniu przy Kłobuckiej
Źródło: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl
Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie wybuchu hulajnogi elektrycznej w bloku komunalnym na Kłobuckiej. Zdaniem śledczych, przyczyną była awaria akumulatora.

- Śledztwo w przedmiotowej sprawie zostało umorzone ze względu na stwierdzenie braku znamion czynu zabronionego – przekazała Aleksandra Skrzyniarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - W toku śledztwa ustalono, że przyczyną zdarzenia był stan awaryjny podłączonego do ładowania akumulatora elektrycznej hulajnogi, w wyniku stanu awaryjnego akumulatora lub jego ładowarki doszło do gwałtownego wydzielania się palnego (dymu lub gazu), a następnie jego zapłonu – dodała.

Prokuratura sprawdzała również, czy hulajnoga była rozmontowana lub przerabiana. Ale – jak podaje teraz Aleksandra Skrzyniarz – tak nie było.

"Potężny huk usłyszałam"

Do eksplozji doszło 6 czerwca w bloku komunalnym przy Kłobuckiej. W mieszkaniu na drugim piętrze wyrwane zostało okno. Z użytku zostały wyłączone dwa lokale. Ten, w którym doszło do eksplozji, i mieszkanie poniżej. Z informacji przekazanych nam przez policję wynikało, że w mieszkaniu przebywała rano matka i dwoje jej dzieci. Na miejscu pracowała straż pożarna, policja i pogotowie ratunkowe. Wezwano też inspektora nadzoru budowlanego. Sytuacji na miejscu przyglądali się też urzędnicy z Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego urzędu miasta oraz przedstawiciele władz Ursynowa.

Jednym ze świadków porannego zdarzenia była pani Katarzyna Bąk, która wraz z mężem i niepełnosprawnym synem mieszka pod lokalem, w którym doszło do eksplozji. - Przed godziną ósmą potężny huk usłyszałam. U mnie trochę tynku się posypało. Wybiegłam szybko na klatkę, żeby zorientować się, w którym mieszkaniu do tego doszło. Pobiegłam na górę. Słyszałam tam krzyki, próbowałam otworzyć drzwi, ale zablokowały się - opisuje kobieta. I dodaje, że w tym czasie jej mąż, podobnie jak inni sąsiedzi, dzwonił na numer alarmowy. - Szybko przyjechała straż, pogotowie i pomoc. Drzwi trzeba było wyważać - zaznaczyła.

Czytaj także: