Mieszkańcy zgłosili wcześniej drogowcom, że wyjdą na ulicę. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, zapewniała, że akcję będą zabezpieczały policja i służby drogowe.
- Mieszkańcy Woli Mrokowskiej domagają się od dłuższego czasu stworzenia bezpiecznego przejścia dla pieszych i przejazdu samochodów przez krajową "7". Chcą też świateł, żeby móc wyjechać z domu. Jak sami mówią, ten wyjazd potrafi trwać nawet 10 minut albo i dłużej - relacjonował reporter tvnwarszawa.pl Lech Marcinczak. - Często dochodzi w tym miejscu do bardzo poważnych wypadków. Wielokrotnie lądował tu śmigłowiec LPR zabierając potrąconych pieszych i poszkodowanych w wypadkach - dodał.
Policja rozładowuje korki
Jak mówił Marcinczak, policja była na miejscu zgromadzenia od samego początku. - Służby robią wszystko się, żeby nie tworzyły się duże zatory. Co jakiś czas funkcjonariusze stają z lizakiem na środku przejścia, zatrzymują ruch w obu kierunkach. Wtedy mieszkańcy powoli spacerują w jedną i drugą stronę, po czym policjanci znowu wpuszczają kierowców, tak żeby rozładować zator do zera - opisywał nasz reporter.
I dodał, że w efekcie korki są, ale niewielkie. - Tworzą się na długości około 200-300 metrów od przejścia. Widać, że priorytetem są tutaj kierowcy. Nie ma jednak tak dużych utrudnień jak w ubiegłym tygodniu, kiedy protestujący wyszli na drogę bez zapowiedzi - zaznaczył nasz reporter.
Drogowcy sugerowali objazd blokowanego odcinka przez Mszczonów S8/DK50.
Już raz protestowali
To nie pierwsza taka demonstracje w tym miejscu. W ubiegłą niedzielę mieszkańcy też wyszli na ulicę, domagając się poprawy bezpieczeństwa na przejściu dla pieszych. Wyjaśniali naszemu reporterowi, że w tym miejscu nie da się bezpiecznie przejść ani przejechać, a pokonanie skrzyżowania jest okupione długimi minutami oczekiwania.
Reporter TVN24 Michał Gołębiowski rozmawiał wówczas z jednym z radnych gminy Lesznowola. - Wystosowaliśmy w zeszłym roku pięć pism do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad z prośbą o budowę sygnalizacji świetlnej. Na wszystkie pisma GDDKiA, odpowiedziała negatywnie, dlatego ludzie postanowili wziąć sprawy w swoje ręce - tłumaczył radny.
Autorka/Autor: mp/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Lech Marcinczak / tvnwarszawa.pl