"Prowadzone przez nas przedsiębiorstwa praktycznie w jeden dzień zostały pozbawione przychodów. Rodzinne firmy przewozowe, budowane niejednokrotnie przez wiele pokoleń, oparte wyłącznie o polski kapitał, dzisiaj bankrutują" - skarżą się przewoźnicy. Dlatego we wtorek zorganizowali zmotoryzowany protest w największych miastach. W Warszawie - w Alejach Ujazdowskich.
Przewoźnicy strajkowali z powodu - jak mówią - dramatycznej sytuacji na rynku przewozów autokarowych, wywołanej skutkami epidemii COVID-19.
Kręcili kółka w Alejach Ujazdowskich
W Warszawie tuż po godzinie 15 wjechali w Aleje Ujazdowskie. - Autokary wolnym tempem jeżdżą w okolicy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - relacjonował reporter tvnwarszawa.pl Mateusz Szmelter. Zaznaczał, że przejazdy mają charakter pokojowy. - Pojawiło się kilkadziesiąt autokarów, zajmują prawy pas jezdni. Wjeżdżają od placu Na Rozdrożu w Aleje Ujazdowskie i kręcą kółka przez ulicę Bagatela oraz aleję Szucha - dodał.
Jak zaznaczył nasz reporter, porządku pilnuje kilka radiowozów policji. - W momencie, kiedy autokary zajęły dwa pasy jezdni, policjanci polecili kierowcom przez okno, by wrócili wyłącznie na prawy pas - wskazał Szmelter. Dodał też, że protestujący jadą z taką przepustowością, na jaką pozwala im również sygnalizacja świetlna.
Z kolei sami organizatorzy przekazali nam, że wydarzenie potrwa do około godziny 17. Zaznaczyli, że w tym czasie zorganizują na ulicach polskich miast "zsynchronizowane przejazdy techniczne" - zgodne z instrukcjami producentów.
Podobne protesty zapowiedzieli między innymi w Białymstoku, Wrocławiu czy Katowicach.
Na konferencji prasowej odniósł się do nich szef kancelarii premiera Michał Dworczyk. - Rząd analizuje sytuację i możliwości różnych form pomocy. Do tej pory zaangażowaliśmy poważne środki w gospodarkę i chronienie miejsc pracy. Udało nam się ochronić około 5 milionów miejsc pracy. Ochrona miejsc pracy to jeden z priorytetów rządu Mateusza Morawieckiego - powiedział.
Do protestu dołączyła branża turystyczna
W jednym z pustych autokarów jechał reporter TVN24 Paweł Łukasik, który rozmawiał z kierowcą opowiadającym o trudnej sytuacji. - Zlecenia sporadycznie się zdarzają – mówił kierowca, dodając, że kierowcy nie otrzymali dotąd żadnej pomocy. - Żyje się z tego, co się ma (…) niektórzy się pozwalniali, poszukali sobie innej pracy – dodał.
Do protestu dołączyła także branża turystyczna, która razem z transportową przedstawiła swoje postulaty.
- Przede wszystkim domagamy się i to już radykalnie, aby rząd zaliczył nas do kolejnej utworzonej tarczy antykryzysowej 6.0, ponieważ zostaliśmy pominięci. Mimo tego, że na poprzednich protestach, na poprzednich przejazdach, w poprzednich miejscach pisaliśmy do premiera i do ministerstwa, któremu podlega transport. Prosiliśmy o pomoc, ale zostaliśmy pominięci – mówił jeden z przedstawicieli branży transportowej.
Wśród innych punktów są jeszcze dopłaty do autokarów uzależnione od ich emisji spalin. Dalej odroczenie spłat kredytów i leasingów do czerwca 2021, czy odroczenie ZUS-u. – Dostaliśmy pomoc nieadekwatną – mówiła z kolei przedstawicielka branży turystycznej. - Jeśli nie dostaniemy pomocy, będziemy w dramatycznej sytuacji – dodała.
Spadek dochodów nawet do 100 procent
"W wyniku wprowadzonych w Polsce i całej Europie obostrzeń sanitarnych oraz obawy społeczne spowodowały, że popyt na nasze usługi zanikł, doszło do całkowitego zatrzymania rynku usług w tym sektorze" - pisali w zapowiedzi organizatorzy protestu. Jak wyliczyli, spadek przychodów w branży waha się w przedziale od 75 do 100 procent.
"Firmy leasingowe rozpoczęły windykację przewoźników. Parkingi są pełne odebranych autokarów. Zaczął się prawdziwy dramat wielu polskich rodzin. Dotyczy to ok. 100 000 osób związanych z branżą: pracowników, rodzin i samych przewoźników" - dodają przewoźnicy. Skarżą się również na brak wsparcia ze strony rządu, choć - jak twierdzą - wielokrotnie próbowali nawiązać dialog.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl