- Wszystko to mówicie do lekarzy - usłyszeli uczestnicy przemarszu przed budynkiem Ministerstwa Zdrowia w Warszawie, gdzie wieczorem dotarł protest.
- Jeśli tylko widzicie, że ktoś nam bliski, osoba ma problem tak jak dziewczyny, które nie przeżyły, idziecie i mówicie wprost: "macie obowiązek ratować" - zwracano się do tłumu. Jak podkreślano, wiele osób jest poruszonych losem kobiet, które zmarły w szpitalach.
Protestujący przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia
Tuż przed końcem wydarzenia z megafonu uczestnicy usłyszeli: "Przyszliśmy pod Ministerstwo Zdrowia, bo wiemy, kto zarządza lekarzami, lekarkami. Wiemy, kto tworzy ten antyaborcyjny klimacik. Wiemy też, kto zafundował nam zaostrzenie prawa w 2020 roku i oczekujemy od Ministerstwa Zdrowia, żeby się po prostu w końcu ogarnęło. Bo to już jest naprawdę o sześć śmierci za dużo, a tylko o tych wiemy".
Obok budynku Ministerstwa Zdrowia, parę budynków dalej, jest kuria. - Czy to przypadek? - pytali organizatorzy. Zwrócili się do uczestników, by pokazali "środkowy palec".
- Pamiętajcie, że nie jesteście same - podkreślano.
Tłum wykrzykiwał hasła "chcemy żyć" czy "mogły żyć".
"Nie wyobrażam sobie, żeby te dziewczyny ginęły"
- Dla moich wnuczek, bo jestem matką synów, dla moich synowych, dla nas wszystkich. Po prostu ja sobie nie wyobrażam, żeby te sprawy się działy, te dziewczyny ginęły. To jest wykluczone. Ani jednej więcej - powiedziała pani Grażyna, uczestniczka marszu, zapytana o to, dla kogo uczestniczy w proteście. Jak powiedziała, kiedy usłyszała o kolejnej takiej sprawie, "zagotowało się" w niej. - Ja od pierwszej jestem wzburzona, ale to zagotowało się - powiedziała.
Jak oceniła, "trochę za mało" jest reakcji młodych kobiet.
- Bardzo delikatnie: budzi w nas to wkurzenie. Niestety dwie instytucje, jak nasz rząd i Kościół, złączyły się w jedno i kobiety na tym cierpią najbardziej od paru lat - powiedziała Kasia, kolejna uczestniczka przemarszu. - Już widać było na marszu 4 czerwca w Warszawie, jak ludzie faktycznie, jeśli złączą siły, mogą zdziałać dużo - dodała.
Protesty organizowane przez Ogólnopolski Strajk Kobiet trwały w środę nie tylko w Warszawie. Włączyły się do nich zarówno większe, jak i mniejsze miasta. Tysiące osób gromadziło się na ulicach, by upamiętnić 33-letnią ciężarną Dorotę.
W Warszawie wydarzenie zabezpieczały duże siły policji, ale jak zaznaczyła reporterka TVN24 Małgorzata Mielcarek, obyło się bez incydentów. W pobliżu odbywała się też kontrmanifestacja. Brali w niej udział przeciwnicy aborcji.
Przypomnijmy: Dorota Lalik zmarła pod koniec maja w szpitalu w Nowym Targu. Trafiła tam w piątym miesiącu ciąży po odpłynięciu wód płodowych. Zmarła po trzech dniach z powodu wstrząsu septycznego. Wykonane kilka godzin przed śmiercią u 33-latki badanie usg wykazało obumarcie płodu. Prokuratura Regionalna w Katowicach prowadzi śledztwo w sprawie śmierci kobiety.
Autorka/Autor: katke/PKoz
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24