Autobus miejski nadział się na barierę. Zamiast pochłonąć energię wbiła się na osiem metrów

We wtorek rano w Rembertowie doszło do groźnie wyglądającej kolizji. Autobus nocny uderzył w barierę energochłonną, która przebiła się do wnętrza pojazdu. W zdarzeniu nikt nie ucierpiał, bo pojazd był prawie pusty. W przeciwnym razie doszłoby do tragedii.

O zdarzeniu przy Chełmżyńskiej poinformowali stołeczni strażacy na Facebooku. "Przy ulicy Chełmżyńskiej doszło do groźnej kolizji autobusu miejskiego z barierą energochłonną. W wyniku jej najechania wbiła się do pojazdu na znaczną odległość" - napisali. "Znaczna odległość" nie oddaje do końca skali spustoszenia, jakie metalowa bariera poczyniła w pojeździe. Przebiła szoferkę, na szczęście nie raniąc kierowcy. Zamiast pochłonąć energię uderzenia - do czego w założeniu służy - wbiła się aż do drugich drzwi, mijając po drodze przednie koła, miejsce dla niepełnosprawnych i wózków dziecięcych. W sumie aż osiem metrów w głąb.

Nikomu nic się nie stało

Na szczęście autobus nie był wypełniony pasażerami i nikomu nic się nie stało. - Zgłoszenie otrzymaliśmy o godzinie 5.58. Po przybyciu na miejsce strażacy zastali autobus z wbitą barierą energochłonną o długości ośmiu metrów przez środek autobusu. Podróżujący autobusem opuścili pojazd przed przybyciem strażaków. Kierujący autobusem nie uskarżał się na żadne dolegliwości - poinformował Michał Wichrowski ze stołecznej straży pożarnej.

- Nasze działania polegały na odcięciu barierki, wyjęciu jej z autobusu i złożeniu na pasie zieleni. Dalsze działania prowadzili policjanci oraz pracownicy Miejskich Zakładów Autobusów - dodał.

Jak doprecyzował Jarosław Florczak z Komendy Stołecznej Policji, do kolizji doszło na wysokości adresu Chełmżyńska 104. - Autobus nocny linii N24 uderzył w bariery energochłonne. Nie ma informacji na temat osób poszkodowanych. Kierowca autobusu był trzeźwy - podał Florczak.

Dlaczego się wbiła?

Stołecznych drogowców zapytaliśmy, dlaczego bariery - zgodnie ze swoim przeznaczeniem - nie pochłonęły energii uderzenia. Jakub Dybalski z Zarządu Dróg Miejskich nie odpowiedział wprost. Stwierdził jedynie, że w miejscu, gdzie doszło do kolizji obowiązuje ograniczenie prędkości, a same bariery są odsunięte od krawędzi jezdni.

- Te bariery stoją w tym miejscu od lat, co najmniej od 2005 roku. Pewnie zamontowano je do ochrony pieszych. Stoją na chodniku, a nie przy samej krawędzi, na fragmencie z ograniczeniem prędkości do 50 kilometrów na godzinę. Trudno mi powiedzieć, dlaczego kierowca w nie wjechał. Ale ewidentnie nie mógł o nie "zahaczyć", tylko wjechał w całości na chodnik - przekazał nam Dybalski.

Wadliwe bariery na S8

W czerwcu ubiegłego roku informowaliśmy o tragicznym wypadku autobusu miejskiego, który spadł z wiaduktu przy moście Grota-Roweckiego. W wyniku tego wypadku zginęła jedna osoba, a kilkanaście zostało rannych. Tamto miejsce również zabezpieczały bariery energochłonne, ale te zostały przebite przez rozpędzony autobus. Tuż po wypadku w branżowym portalu brd24.pl pojawiły się zarzuty dotyczące konstrukcji barier. Ich autorzy wraz z ekspertami z dziedziny bezpieczeństwa stwierdzili, że w tym miejscu zastosowano bariery złego typu, które na dodatek zostały zamontowane w niewłaściwy sposób. Specjaliści stwierdzili, również, że bariery mogły przebić kabinę pojazdu.

Tragiczny wypadek autobusu w Warszawie
Źródło: TVN24
Czytaj także: