Przy zjeździe niedokończoną ścieżką rowerową zginęła 16-latka. Jej rodzice twierdzą, że bielańscy urzędnicy "zastawili śmiertelną pułapkę", bo nie zadbali o bezpieczeństwo w trakcie realizacji inwestycji. Ci nie mają sobie jednak nic do zarzucenia. Zdaniem policji stromy zjazd, choć już kompletny, w ogóle nie nadaje się do jazdy rowerem.
Do tragicznego wypadku doszło wiosną 2017 roku. Latem 2018 roku wznowiono śledztwo w sprawie jego przebiegu. Ale rodzice Magdy walczą też o to, by bielański urząd dzielnicy poprawił samą drogę - ich zdaniem wciąż stanowi ona zagrożenie.
Feralna alejka ma około 150 metrów długości. Jest dosyć stroma - park położony jest bowiem na Skarpie Wiślanej, a ścieżka łączy położoną na górze ulicę Kolektorską z biegnącą dołem Gdańską. Gdy doszło do tragedii, droga nie była ukończona - ani formalnie, ani w praktyce. Projekt organizacji ruchu wciąż czekał na zatwierdzenie, a na obu końcach brakowało tak zwanych "włączeń" - asfalt był przerwany.
Dziewczyna zjechała nią na rolkach. Straciła równowagę właśnie na pasie luźnej ziemi, tuż przed chodnikiem. Upadła wprost pod koła nadjeżdżającego auta. Zginęła na miejscu.
Zdaniem rodziców Magdy, czekająca na poprawki droga nie była ani dobrze zabezpieczona, ani właściwie oznakowana. Gdyby było inaczej, to - według nich - dziewczyna nigdy nie odważyłaby się tamtędy zjechać. - Jesteśmy przekonani, że Magda zginęła przez "bylejactwo".
Zmienili projekt...
Droga dla rowerów była inwestycją dzielnicy Bielany, a sam pomysł pojawił się w II edycji budżetu partycypacyjnego, na 2016 rok. Tamtejsi urzędnicy podkreślają, że dostał poparcie, więc musiał być zrealizowany.
Zanim do tego doszło, projekt został jednak przez nich zmodyfikowany. - Gdyby ścieżka została poprowadzona według projektu pomysłodawcy, nachylenie na jednym z odcinków przekraczałoby 60 procent - wyjaśniała w zeszłym roku ówczesna rzeczniczka dzielnicy Małgorzata Kink. I dodawała: - A zgodnie z przepisami nachylenie nie powinno przekraczać pięciu procent. W wyjątkowych przypadkach może być większe, jednak nie bardziej niż 15 procent. Z kolei burmistrz dzielnicy poprzedniej kadencji Tomasz Mencina w piśmie do rodziców Magdy z czerwca 2018 roku podkreślał, że zmodyfikowany przebieg jest też zgodny z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego.
Urzędnicze zmiany sprawiły jednak, że ścieżka krzyżuje się z ulicą Gdańską nie tam, gdzie kierowcy wolniej pokonują łuk drogi, lecz kawałek dalej, w miejscu, gdzie ulica jest już prosta, a auta zaczynają się rozpędzać. I właśnie tam doszło do tragedii.
- Czyli mieszkańcy mogą ginąć, gdyż będzie to zgodnie z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego? A urzędu miasta nie będzie to obciążać, bo [po wypadku - red.] postawiono ostrzeżenia? Co więcej, mieszkańcy będą ginąć na własne życzenie, gdyż ścieżka została zrealizowana na ich wniosek, w ramach budżetu partycypacyjnego? - drwi z argumentów dzielnicy Tomasz Kowalak, ojciec Magdy.
... zlekceważyli opinię
Na tym nie koniec wątpliwości. Urzędnicy z Bielan zdecydowali się bowiem na rozpoczęcie budowy, choć nie wszystko zostało uzgodnione. W listopadzie 2016 roku pełnomocnik prezydenta do spraw komunikacji rowerowej Łukasz Puchalski negatywnie zaopiniował projekt w wersji poprawionej przez dzielnicę, wskazując, że "nie spełnia on podstawowych zasad tworzenia infrastruktury rowerowej, takich jak: spójność, bezpośredniość, atrakcyjność, bezpieczeństwo i wygoda".
Z kolei projekt włączenia ścieżki w ulicę Gdańską negatywnie zaopiniował miejski inżynier ruchu Janusz Galas.
- Przy realizacji ścieżki przez park Stawy Kellera nie zostały uwzględnione uwagi, które przekazaliśmy na temat inwestycji - twierdzi Puchalski.
Mimo to, urzędnicy z Bielan zdecydowali zacząć prace. Ruszyły pod koniec listopada 2016 roku, a realizował je - należący do miasta - Zakład Remontów i Konserwacji Dróg. W grudniu zostały zakończone - bez "włączeń". W imieniu dzielnicy odebrał je Tomasz Grot, główny specjalista w wydziale infrastruktury.
Jak podkreślała rzeczniczka urzędu, było to zgodne z umową i zawartym tuż przed startem prac aneksem. To w nim ZRiKD został zwolniony z obowiązku wybudowania "włączeń". Jak tłumaczy urząd dzielnicy "przebieg prac był uzależniony od dokonania niezbędnych uzgodnień przez właściwe jednostki m.st. Warszawy". Innymi słowy droga powstała bez końcowych fragmentów, bo do nich były uwagi.
Gdy doszło do wypadku, poprawiony projekt był już gotowy i uzgodniony. Nie zdążył zostać zrealizowany.
"Korespondencja nie ma uzasadnienia"
- Z chwilą przerwania robót, w grudniu 2016 roku, miasto miało więc pełną wiedzę, jakie prace należy jeszcze wykonać, by - zgodnie z planem stałej organizacji ruchu - zapewnić bezpieczeństwo w miejscu połączenia ścieżki z Gdańską. A tym samym powinno mieć świadomość, że do czasu wykonania tych prac miejsce to nie może być ogólnodostępne i niezabezpieczone - ocenia ojciec Magdy.
Dzielnica nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. Byłą już rzeczniczkę dwukrotnie pytaliśmy, czy w chwili odbioru inwestycji (bez "włączeń"), droga została zabezpieczona i kto za to odpowiadał - urząd jako zamawiający czy ZRiKD jako wykonawca? Za pierwszym razem nasze pytanie zostało po prostu przemilczane. Za drugim otrzymaliśmy wymijającą odpowiedź: "zakres rzeczowy inwestycji został wykonany zgodnie z porozumieniem dotyczącym realizacji inwestycji w ramach budżetu partycypacyjnego. Na dzień 31.03.2017 r. nie była wprowadzona stała organizacja ruchu właściwa dla ścieżki rowerowej".
Ponownie zapytaliśmy o to, gdy władzę na Bielanach objął nowy burmistrz Grzegorz Pietruczuk. Znów bez efektu. Nie udało nam się też zdobyć zgody na rozmowę z Tomaszem Grotem. Jak wyjaśnił burmistrz, urzędnik nie chce się wypowiadać ze względu na toczące się w prokuraturze postępowanie.
Rodzice Magdy o wszystkim informowali też poprzedniego burmistrza Bielan Tomasza Mencinę. Apelowali o zabezpieczenie ścieżki, by nie powtórzyła się tragedia. Jego odpowiedź ograniczała się do wyliczenia, w jaki sposób przeprowadzono proces inwestycyjny oraz stwierdzenia, że odbywał się on zgodnie z przepisami. Na kolejny list rodzicom w żałobie odpowiedział: "Dalsza wymiana korespondencji nie ma uzasadnienia, bo nie zaistniały nowe okoliczności".
ZRiKD także zapytaliśmy, czy w ocenie jego pracowników budowa została właściwie zabezpieczona. "Zlecone prace zostały wykonane i w grudniu 2016 roku odebrał je Urząd Dzielnicy Bielany, tym samym przejmując w swoje administrowanie teren przedtem wydany Zakładowi do celu budowy" - odpowiedziała rzeczniczka miejskiej spółki Karina Stopa. Usiłowaliśmy porozmawiać z kierownikiem budowy Waldemarem Wysokińskim. Pracownik ZRKiD nie dostał zgody przełożonych.
Dla rowerów bez rowerów
Tymczasem miesiąc po tragedii na obu końcach drogi powstały wreszcie brakujące "włączenia", przy których stanęły znaki ostrzegające przed niebezpiecznym zjazdem. W regulaminie parku pojawił się zakaz poruszania alejką na rolkach, wrotkach i deskorolkach, a obok niej stanęły tablice z taką informacją. W miejscu największego spadku dodano spowalniacze i napis "ZWOLNIJ". Na Gdańskiej wprowadzono z kolei ograniczenie prędkości do 30 kilometrów na godzinę. Powstały też progi zwalniające.
Wcześniej - ale też już po wypadku - o zabezpieczenie niedokończonej jeszcze drogi apelowali policjanci z Wydziału Ruchu Drogowego. "Wszystkie uwagi zawarte w w/w piśmie [z Wydziału Ruchu Drogowego KSP - red.] zostały uwzględnione i wdrożone" - zapewnił nas pod koniec 2018 roku Tomasz Demiańczuk z biura prasowego ratusza. To jednak nieprawda. Urzędnicy przemilczeli bowiem fakt, że policjanci stwierdzili, iż przy drodze powinien stanąć... zakaz jazdy na rowerach. W ich ocenie stroma alejka w ogóle nie powinna zostać dopuszczona do użytku jako ścieżka rowerowa.
Co więcej, w październiku 2018 roku, gdy zaczęliśmy pytać o sprawę, policjanci jeszcze raz odwiedzili park i stwierdzili, że zakończona już droga nadal się do tego nie nadaje. - Wprowadzona organizacja ruchu w dalszym ciągu stanowi zagrożenie bezpieczeństwa. Zarządca drogi powinien rozważyć zmianę w organizacji ruchu polegającą między innymi na wyłączeniu ruchu rowerów z uwagi na bardzo stromy zjazd i dopuszczenie wyłącznie ruchu pieszego - tłumaczy Magdalena Bieniak z Komendy Stołecznej Policji.
Ostatecznej wersji drogi broni natomiast Łukasz Puchalski. - W tym kształcie droga dla rowerów nie powinna stwarzać zagrożenia dla użytkowników. Mogą z niej korzystać tylko rowery, a rower powinien posiadać sprawne hamulce, zapewniające możliwość zwolnienia i zatrzymania się w razie potrzeby. Zarówno kierowca jak i rowerzysta powinien dostosować prędkość do warunków jazdy, a w tym przypadku przypominają o tym dodatkowe znaki. W Warszawie jest kilka tras rowerowych o większym nachyleniu i sam ten fakt nie sprawia, że dochodzi tam do wypadków - ocenia.
Urząd wie lepiej
Jak dowiedzieliśmy się w listopadzie od ówczesnej rzeczniczki bielańskiego urzędu Małgorzaty Kink, dzielnica zalecenia policji zamierza... zignorować. - Zmiana ścieżki rowerowej na chodnik dla pieszych dopuściłaby możliwość jazdy na rolkach i wrotkach - przekonywała nas rzeczniczka. I dodawała: - Nie ma w polskim kodeksie drogowym znaku zakazującego poruszania się na rolkach. Ustawienie znaku B-41 oznaczałoby całkowity zakaz ruchu dla wszystkich pieszych. W tym samym mailu przyznała jednak, że taki zakaz... stoi obecnie przy alejce.
Jest to możliwe, ponieważ większa jej część nie stanowi drogi publicznej, tylko fragment parku, gdzie zakaz można wprowadzić do regulaminu. Zastosowanie się do zaleceń policji nic by w tej kwestii nie zmieniło.
Rodzice Magdy idą dalej, niż policja. - Ta ścieżka powinna zostać gruntownie przebudowana, bo postawienie znaku niczego nie załatwi. Czy naprawdę ktoś kolejny musi w tym miejscu zginąć, żeby urzędnicy oprzytomnieli? Nie jest to już bezpośrednio związane z wypadkiem Magdy, więc w zasadzie mogłoby nas to nie interesować. Jednak świadomość utrzymywania się w tym miejscu zagrożenia nie pozwala nam myśleć o tym obojętnie - tłumaczy ojciec nastolatki. Państwo Kowalakowie apelowali w tej sprawie nie tylko do byłego burmistrza Bielan. Starali się o spotkanie z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz. Nie otrzymali odpowiedzi. Gdy w październiku pytaliśmy, czy prezydent zainteresuje się sprawą, my także dostaliśmy jedynie komentarz dotyczący przebiegu inwestycji. Nasze pytanie znów zostało przemilczane.
Rodziców Magdy postanowił wysłuchać dopiero nowy burmistrz Bielan Grzegorz Pietruczuk. Spotkanie ma odbyć się jeszcze w styczniu. Kowalakowie otrzymali też zaproszenie od wiceprezydenta Roberta Soszyńskiego, któremu podlegają Biuro Infrastruktury i Biuro Polityki Mobilności i Transportu.
Prokuratura sprawdzi budowę
Tymczasem rok po wypadku śledztwo dotyczące budowy drogi dla rowerów wszczęła prokuratura. Śledczy chcą ustalić, czy nie doszło do nieprawidłowości podczas jej projektowania lub wykonywania.
- Prokurator zadecydował o powołaniu biegłego z zakresu budownictwa. Ma on ocenić, czy dołożono wszelkich dostępnych starań, by zapewnić bezpieczny przebieg tej ścieżki - wyjaśnia Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej.
Z kolei pod koniec sierpnia sąd rejonowy zadecydował o wznowieniu drugiego śledztwa w tej sprawie. Chodzi o wyjaśnienie, czy do tragicznego wypadku mógł przyczynić się kierowca volkswagena, który potrącił Magdę.
Mężczyzna miał w sprawie status świadka. Nie usłyszał również zarzutów. Rok po śmierci dziewczyny sprawa została umorzona. Śledczy uznali, że jedyną winną była 16-latka.
Z tą decyzją nie zgodzili się jej rodzice, wskazując na liczne błędy i niedopatrzenia prokurator prowadzącej postępowanie i powołanych przez nią biegłych. O ich zastrzeżeniach dotyczących między innymi rekonstrukcji wypadku i analizy nagrań z monitoringu informowaliśmy na tvnwarszawa.pl.
Po tym, jak sąd przychylił się do ich zażalenia, śledczy wrócili do sprawy. Powołany został nowy biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych. Prokuratura czeka na jego opinię. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, wnioskował on, by został też powołany nowy biegły zajmujący się analizą nagrań z miejsca zdarzenia.
Klaudia Kamieniarz