Jedni chcieli pasów rowerowych, drudzy miejsc parkingowych. I choć wiele samochodów na Dąbrowskiego było parkowanych nielegalnie, dzielnica stanęła po stronie ich właścicieli. Władze Mokotowa "zamroziły" realizację rowerowego projektu z budżetu obywatelskiego.
Mieszkańcy Starego Mokotowa w połowie grudnia wyszli na ulice. W proteście przeciw realizacji projektu zgłoszonego w budżecie partycypacyjnym, który zakładał uporządkowanie przestrzeni i uspokojenia ruchu. W miejscu nielegalnych miejsc parkingowych miały powstać pasy rowerowe.
Petycja w tej sprawie trafiła też na biurko burmistrza Bogdana Olesińskiego. Mieszkańcy domagali się wstrzymania realizacji projektu, choć prace już ruszyły. Mokotowski ratusz stanął po ich stronie.
Bogdan Olesiński w odpowiedzi na interpelację radnego Tomasza Szczegielniaka poinformował, że dzielnica zleciła opracowanie koncepcji ruchu rowerowego na Starym Mokotowie. W niej będzie uwzględniona "obecna infrastruktura rowerowa wraz z analizą i możliwościami jej rozwoju w przyszłości".
"Jednocześnie w Centrum Komunikacji Społecznej mają odbyć się rozmowy z autorem projektu o wstrzymanie dalszej realizacji projektów organizacji ruchu do czasu zakończenia koncepcji" - odpowiedział Olesiński.
Podstawą do zmian w tym miejscu, mają być wnioski z przygotowanej przez dzielnicę koncepcji.
Kontrowersyjny projekt
Pomysł "Stary Mokotów: chodniki wolne od rowerów" zakładał wyznaczenie nowych przejść dla pieszych wraz z azylami, budowę drogi dla rowerów na Batorego oraz dopuszczenie dwukierunkowego ruchu rowerowego (kontraruch) na niektórych odcinkach jednokierunkowych, w tym na ulicy Dąbrowskiego.
Projekt - zgodnie z zasadami obywatelskiej partycypacji - powinien być zrealizowany do końca 2017 roku. Na pomysł zagłosowało ponad 600 mieszkańców, ale kiedy drogowcy zaczęli malować pasy, postawili też słupki, które uniemożliwiły parkowanie. Wtedy zdenerwowali się mieszkańcy. Skrytykowali osłupkowanie ulic w ich okolicy i dopuszczenie kontraruchu, który ich zdaniem jest niebezpieczny. Argumentowali przy tym, że długie szukanie miejsc parkingowych generuje spaliny, a samochody są zostawiane daleko od domów.
O wątpliwości mieszkańców zapytaliśmy wtedy Zarząd Dróg Miejskich. Paweł Olek przypomniał na wstępie, że to projekt obywatelski i urzędnicy zobowiązani są, aby go zrealizować. Jednak zastrzegł, że przed wprowadzeniem projektu, urzędnicy przeprowadzili na Dąbrowskiego wizję lokalną. Ta wykazała, że kierowcy notorycznie łamią tam przepisy. Jak wyliczał, samochody zostawiane były w odległości mniejszej niż 10 metrów od przejść dla pieszych, co ograniczało widoczność. Aut nie brakowało też w pobliżu skrzyżowań.
Podobne problemy na Ursynowie
Realizację drogowego projektu zamroził też Ursynów. Chodziło o ulicę Stryjeńskich. Jeden z mieszkańców Ursynowa zgłosił koncepcję wytyczenia pasów rowerowych i ujednolicenie szerokości jezdni, co w konsekwencji oznaczałoby zwężenie jej dla aut do jednego pasa (obecnie ma po dwa).
Wybuchł konflikt. Część mieszkańców została zaskoczona planami zwężenia i ostro zaprotestowała. Przez kilka miesięcy trwała wojna. Jedni domagali się realizacji projektu natychmiast, inni - wstrzymania go do czasu skończenia budowy Południowej Obwodnicy Warszawy. Nie brakowało również tych, którzy niech chcieli realizować go wcale. Miasto zorganizowało konsultacje społeczne, realizację projektu "zamrożono".
kz/b
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl