Remont ul. Mochtyńskiej na Białołęce zakończył się kilka tygodni temu. Ale znaki ostrzegające przed utrudnieniami wciąż nie zniknęły. Kierowcy dalej są więc ostrzegani o nierównościach i muszą zwalniać do 30 km/h. Zauważył to Wojciech, który napisał na warszawa@tvn.pl.
- Dlaczego po remoncie ulicy Mochtyńskiej nie zniknęły znaki ograniczenia prędkości do 30km/h i informacyjne o złej nawierzchni? - pyta nasz czytelnik.
Zauważa również, że po zakończonym remoncie nie wrócił znak "ustąp pierwszeństwa przejazdu" na skrzyżowaniu z ul. Kobiałka. - Powoduje to duże zagrożenie w ruchu, gdyż kierowcy myślą, że mają przed sobą skrzyżowanie równorzędne. W rzeczywistości ul. Kobiałka ma pierwszeństwo przejazdu – informuje internauta.
"Przepraszam, ale to nie my"
Potwierdza to rzeczniczka Białołęki i obiecuje szybką poprawę oznakowania.
- Ze swojej strony mogę tylko przeprosić. Wykonawca nie usunął znaków po remoncie, który skończył się kilka tygodni temu. Naprawiamy ten błąd w czwartek lub piątek. Pracownik urzędu zmieni znaki - obiecała w rozmowie z tvnwarsawa.pl rzeczniczka Białołęki Bernadetta Włoch - Nagórny.
O źle ustawionych znakach mówił niedawno premier. - Głupie znaki muszą zniknąć - powiedział Donald Tusk i namawiał do zgłaszania dróg bezsensownie oznakowanych. Reporter TVN24 z pomocą widzów znalazł bardzo dużo takich miejsc.
lata/roody