Kierowca srebrnego opla najpierw jechał ścieżką rowerową i chodnikiem, potem, przy prędkości blisko 100 kilometrów na godzinę wbił się w czekające na zielone światło samochody. Pasażerka jednego z nich zmarła. Takie są ustalenia prokuratury, które pozwoliły postawić Arturowi K. zarzut. Ale dalej może kierować samochodem.
Był późny wieczór, 5 kwietnia ubiegłego roku. Sucho, 10 stopni na plusie. Zmierzch zapadł kilka godzin wcześniej, ale skrzyżowanie Alej Jerozolimskich z Łopuszańską, czyli rondo Reagana, było dobrze oświetlone.
Kierowcy kilku samochodów, m.in. seata ibizy i subaru legacy, czekali na zmianę świateł. Mieli czerwone. Przez rondo przejeżdżały dwa inne auta: opel zafira i chevrolet spark. Srebrny opel astra pojawił się nagle. Uderzył w subaru, a to w seata, który wpadł na rondo. Kierowcy opla zafiry i chevroleta nie byli w stanie zareagować - zderzyli się z seatem. Takie są ustalenia prokuratury i biegłego zajmującego się rekonstrukcją wypadków drogowych w sprawie karambolu, o którym informowaliśmy na tvnwarszawa.pl.
Tumany kurzu
Za kierownicą opla astry siedział Artur K. Policja sprawdziła, że w chwili wypadku był trzeźwy. Podobnie jak inni kierowcy. Po wszystkim pojechał do domu. Nie został zatrzymany, nie zabrano mu prawa jazdy, nie przebadano na obecność narkotyków.
Tymczasem w trakcie śledztwa zaczęły się pojawiać nowe okoliczności. Jak zeznali świadkowie kierowca krótko przed wypadkiem jechał bardzo brawurowo: m.in. po chodniku i po ścieżce rowerowej w okolicach wcześniejszego skrzyżowania - Alej Jerozolimskich z Popularną. Mówili o unoszących się za autem tumanach kurzu, hałasie od wysokich obrotów silnika i pieszych uskakujących przed samochodem. Krótko potem doszło do zderzenia na rondzie Reagana.
Według biegłego, co potwierdziła nam Prokuratura Okręgowa w Warszawie, w chwili uderzenia opla w subaru, prędkość tego pierwszego auta wynosiła co najmniej 95 km/h. Czyli blisko dwukrotnie więcej niż dozwolona. Do szpitala przewieziono dwie osoby. Jedna z nich, młoda pasażerka subaru, zmarła dwa dni po wypadku - 7 kwietnia.
"Pirat drogowy, zagrożenie"
- Mamy do czynienia z piratem drogowym. Ten człowiek poruszał się w sposób, jaki znamy z amerykańskich filmów, był zagrożeniem - mówi mec. Marta Zakrzewska, która jest pełnomocnikiem męża zmarłej pasażerki subaru. - Takich kierowców powinno się eliminować z grona uczestników ruchu drogowego. Natychmiast. Nie mamy pewności, czy to się nie powtórzy - dodaje adwokat.
Dlatego złożyła w prokuraturze kilka wniosków. Chciała, by kierowca odpowiadał nie tylko za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ale też za sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Domagała się również zastosowania środków zapobiegawczych: dozoru policyjnego i zakazu opuszczania kraju. Ale przede wszystkim chciała, by prokuratura zobowiązała Artura K. do "powstrzymania się od prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych w ruchu lądowym".
Prokuratura jednak nie odpowiedziała na ten wniosek. Krótko przed świętami sprawa została przesłana do sądu wraz z aktem oskarżenia.
Prokuratura: nie było podstaw
Zapytaliśmy śledczych, dlaczego nie stosowali w tej sprawie żadnych środków zapobiegawczych, dlaczego nie zbadano kierowcy na obecność narkotyków oraz dlaczego nie zabrano mu prawa jazdy.
- Jeśli chodzi o środki zapobiegawcze, ich głównym zadaniem jest zabezpieczenie prawidłowego toku postępowania. Można je stosować, kiedy postępowanie prowadzone jest przeciwko osobie, w stosunku do tej osoby. Postępowanie na początkowym etapie prowadzone było w sprawie [czyli bez postawienia zarzutów kierowcy opla - red.] - wyjaśnia Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- W toku postępowania nie wystąpiły ze strony Artura K., jeszcze na etapie kiedy nie miał statusu podejrzanego, okoliczności wskazujące, iż próbuje on utrudniać śledztwo, czy też inne okoliczności wskazujące na konieczność zastosowania środka. W związku z powyższym po przedstawieniu zarzutów nie było podstaw do ich zastosowania. Powyższe nie wyklucza możliwość orzeczenia przez sąd środka karnego w postaci zakazu prowadzenia pojazdów - dodaje prokurator Łapczyński.
Pytany o przyczyny nieodebrania prawa jazdy i brak badań na obecność narkotyków, odsyła do policji. Bo na początku czynności sprawie prowadzili wyłącznie policjanci. Prokuratura włączyła się do sprawy dopiero po tym, jak zmarła pasażerka subaru. Wypadek na rondzie ze "zwykłego" stał się wypadkiem "ze skutkiem śmiertelnym".
Zatrzymanie fakultatywne
Co na to policja? - Interweniujący policjant przeprowadził badanie na zawartość alkoholu w organizmie, z którego wynikało, że kierowca opla był trzeźwy - informuje Karol Cebula z komendy policji na Ochocie. - W ocenie funkcjonariusza Wydziału Ruchu Drogowego nie wystąpiły przesłanki uzasadniające przeprowadzenia badań na zawartość narkotyków - dodaje.
Mec. Zakrzewska uważa, że policja zatrzymuje prawa jazdy w znacznie bardziej błahych sprawach.
Może to zrobić na przykład wówczas, kiedy kierowca przekroczy dopuszczalną prędkość w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h, nawet jeśli nie dojdzie choćby do kolizji. Ale w przypadku karambolu na rondzie Reagana policja tego nie zrobiła.
- Decyzja o zatrzymaniu prawa jazdy należy do policjanta, który znajduje się na miejscu zdarzenia i rozlicza konkretną interwencję. Zatrzymanie tego dokumentu jest fakultatywne - zaznacza Karol Cebula z ochockiej policji.
Do ośmiu lat więzienia
Sąd na razie nie wyznaczył terminu pierwszej rozprawy.
Artur K. nie przyznał się do zarzutu spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, który postawiła mu prokuratura. Odmówił złożenia wyjaśnień. Grozi mu do ośmiu lat więzienia. Sąd może też, ale nie musi, orzec wobec niego na okres od roku do 10 lat zakaz prowadzenia pojazdów.
Jak ocenił biegły w swojej opinii, "nie sposób racjonalnie zinterpretować" zachowania Artura K. na drodze. Z badań wynika, że jego auto nie uległo przed wypadkiem awarii.
Być może prośbą o orzeczenie środków zapobiegawczych, o które wnioskowała mec. Zakrzewska, zajmie się wkrótce sąd.
Adwokat dostała kilka dni temu pytanie z sądu, czy podtrzymuje swój wniosek złożony jeszcze w czasie trwania prokuratorskiego śledztwa.
Piotr Machajski