OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
"W związku z umieszczeniem Szpitala Klinicznego im. Ks. Anny Mazowieckiej na liście podmiotów, na które nałożono stan podwyższonej gotowości w związku z COVID-19 zwracamy się z prośbą o zwolnienie z obowiązku dokonywania opłat parkingowych w strefie przyszpitalnej tj. ul. Dobrej, Karowej, Wybrzeże Kościuszkowskiej, Bednarskiej" - dyrekcja szpitala zwróciła się z taką propozycją do prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego.
Jak wyjaśnili w piśmie, umożliwi to pracownikom placówki bezpieczne przemieszczanie się własnymi środkami transportu, w sytuacji w której muszą świadczyć pracę na terenie szpitala. "Pracowników tych wyposażymy w stosowne identyfikatory z logo szpitala, które trzeba będzie umieścić za szybą pojazdu.To jest istotny czynnik pozwalający zabezpieczyć szpital w niezbędny personel" - zwrócili uwagę.
Prawie 30 złotych dziennie tylko na parking
Pismo zostało wysłane 19 marca, dyrekcja wciąż nie ma decyzji od miasta. - Ratusz dostał pismo i je przeanalizuje i podejmie decyzje. Wkrótce podamy decyzję - mówi w czwartek rzeczniczka ratusza Karolina Gałecka.
Jak wyjaśnia zastępca dyrektora do spraw lecznictwa Robert Jarzębski, ze względu na pandemię COVID-19, wielu pracowników obecnie dojeżdża do pracy prywatnymi samochodami, żeby unikać komunikacji miejskiej. - Przecież ze względu na obecną sytuację kobiety nie przestały rodzić, wciąż wymagają opieki, musimy pracować normalnie. Osiem godzin takiego parkowania kosztuje prawie 30 złotych dziennie. Mnożąc to minimum razy 20 wychodzi bardzo duża suma miesięcznie - podkreśla Jarzębski.
"Powiedział, żebym spieprzała z parkingu"
Tymczasem w oczekiwaniu na decyzję miasta na przyszpitalnym parkingu doszło do absurdalnej sytuacji. Opisała ją "Gazeta Stołeczna" powołując się na relację Moniki Jabłonowskiej, kierowniczki medycznego laboratorium analitycznego ze szpitala przy Karowej.
Jak powiedziała gazecie, część personelu placówki obecnie jest na zwolnieniach, bo opiekuje się dziećmi. - Jedna z koleżanek w tym czasie odstąpiła mi kartę uprawniającą do zostawiania auta na strzeżonym parkingu przy ulicy Furmańskiej. Ale karta jest przypisana do konkretnego auta. Jednego dnia wytłumaczyłam pracownikowi ochrony całą sytuację i wpuścił mnie z uśmiechem, ale następnego dnia w budce był kierownik. Powiedział, żebym spieprzała z parkingu, bo to, co robię, to oszustwo. Nie miałam czasu się kłócić, bo śpieszyłam się na dyżur. Więc dalej płacę za pozostawianie auta na ulicy, ale czuję, że to niesprawiedliwe - mówiła Jabłonowska.
Autorka/Autor: mp/ran
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl