Pierwszy dzień festiwalu będzie świętem Krzysztofa Ścierańskiego, basisty obecnego na scenie jazzowej od półwiecza. Na ten wieczór złoży się aż siedem krótkich koncertów zagranych w różnych składach. Usłyszymy najbardziej znane zespoły, które tworzył Ścierański: Laboratorium, String Connection, The Colors, a także trzy nowsze kwartety, wreszcie, na koniec solowy popis Ścierańskiego.
Wieczór basowego wodzireja
Formuła takiego mikrofestiwalu sprawdziła się podczas ubiegłorocznej edycji Jazz Jamboree, której bohaterem był Zbigniew Namysłowski. Dla znakomitego saksofonisty występ ten okazał się także rodzajem muzycznego testamentu, ponieważ trzy miesiące później zmarł.
Budowanie mostów między tradycją a teraźniejszością wydaje się wręcz obowiązkiem Jazz Jamboree, najstarszego festiwalu jazzowego w Polsce. Pierwsza edycja imprezy, zorganizowana przez pisarza i popularyzatora jazzu, odbyła się w 1958 roku, choć sama nazwa jest nieco starsza. Dziś to jedna z najbardziej zasłużonych marek festiwalowych w Europie.
- Kiedyś festiwal był jedyną okazją do spotkania całego środowiska jazzowego, dziś, w dobie licznych koncertów w całej Polsce, tę wartość straciliśmy. Chciałbym reanimować klimat spotkania towarzyskiego, powrócić do atmosfery dawnej dżemborki. Myślę, że w przypadku ubiegłorocznego dnia Zbigniewa Namysłowskiego to się udało - mówi tvnwarszawa.pl Mariusz Adamiak, szef Jazz Jamboree. - W tym roku zaprosiłem Krzyśka Ścierańskiego, bardzo barwną i lubianą przez publiczność osobę, a przede wszystkim znakomitego muzyka. Brał udział w wielu ważnych, historycznych przedsięwzięciach jazzowych i jazzrockowych, co daje mu przewagę nad innymi znaczącymi postaciami polskiego jazzu, które grały tylko z własnymi zespołami. W przypadku Krzyśka to spektrum było ogromne - tłumaczy swój wybór Adamiak.
Faktycznie, dyskografia Ścierańskiego liczy około 150 płyt i przewijają się w niej nie tylko duże nazwiska ze świata jazzu. Na długiej liście muzyków, z którymi współpracował, znajdują się tak różne persony, jak Grzegorz Ciechowski, Maryla Rodowicz, Marek Grechuta czy John Porter. - Moja propozycja bardzo go uradowała. Wieczór pomyślany jest tak, że muzycy będą się wymieniać, a on będzie wodzirejem - zapowiada nasz rozmówca.
Jazz i hop hop, hip hop i jazz
Tegoroczna edycja Jazz Jamboree to także mocne otwarcie na zespoły, w których przenikają się światy jazzu i hip hopu. Niby nic nowego, bo te gatunki wpływają na siebie od kilkudziesięciu lat. Ale do niedawna transfer inspiracji odbywał się głównie w jedną stronę - z jazzu do rapu. Przybrał przede wszystkim formę samplowania, nie zawsze legalnego, jazzowych kawałków do rapowych podkładów. Bywało, że fuzja była bardziej organiczna, kiedy jazzmani nie samplami, ale żywą grą tworzyli tło dla rapu. Tak było na płycie Guru "Jazzmatazz", której w przyszłym roku stuknie trzydziestka.
W drugą stronę to oddziaływanie nie było tak intensywne, w jazzowych produkcjach raperzy, jeśli już się pojawiali, to raczej jako dodatek, ciekawostka, ozdobnik. Dziś mamy do czynienia ze zjawiskiem, w którym światy te funkcjonują na równych prawach, a artystów można jednym ruchem oznaczyć tagami: jazz i hip hop. Weźmy choćby serię płytową opatrzoną ironiczną nazwą "Jazz Is Dead" czy występ Theo Crockera podczas ostatniego Warsaw Summer Jazz Days. Amerykański artysta grał raz na trąbce, by po chwili chwycić za mikrofon; grę płynnie mieszał z meloracytacją, w obu zadaniach czując się równie swobodnie.
Teraz na deskach Stodoły wystąpi dobry kolega Crockera - Kassa Overall, perkusista, producent i raper w jednej osobie. W tym nurcie należy umieścić także kwartet Ruby Rushton, prowadzony przez Tenderloniousa. Pod tym pseudonimem kryje się flecista i saksofonista, jedna z centralnych postaci londyńskiej sceny nowego jazzu. Między różnymi gatunkami lawiruje również Ben LaMar Gay, wokalista, kornecista, kompozytor, twórca płyt słuchowisk, związany z prężną chicagowską wytwórnią International Anthem.
Mariusz Adamiak zwraca uwagę, że wszechstronność i czerpanie z różnych gatunków sprawia, że koncerty tych artystów zawsze są do pewnego stopnia zagadką. - Jeśli jadą na festiwal jazzowy z ponad 60-letnią tradycją, a jestem pewien, że to sprawdzają, grają inaczej niż na festiwalu hiphopowym. Dlatego nie można do końca przewidzieć, co usłyszymy - przyznaje organizator.
Jest przy tym przekonany, że publiczności trzeba pokazywać nowe nazwiska. - Festiwal musi się zmieniać, bo gwiazdy się kończą, wielcy, powszechnie znani muzycy, odchodzą. A do tych, którzy żyją, ustawiają się w kolejce nowi organizatorzy. Nie widzę sensu w zapraszaniu po raz kolejny gwiazd, które "robiłem" już wielokrotnie. Trzeba się zmieniać, szukać rzeczy nowych, ciekawych, dziwnych. To jest siła pojęcia festiwal, to go odróżnia od pojedynczego koncertu w klubie - argumentuje nasz rozmówca.
I dodaje, że ma świadomość, że wiąże się to z pewnym ryzykiem: - Jestem bardzo ciekaw występu Bena LaMar Gaya. Co to dokładne będzie? Nie mam zielonego pojęcia. Kassa Overall wywołuje skrajne emocje, jedni są zachwyceni, inni krytyczni. Słuchacze sami będą mogli ocenić.
Krwista gitara, zmysłowy głos
Jednak ci, którzy są przywiązani do starych mistrzów, na tegorocznym Jazz Jamboree też znajdą coś dla siebie. James Blood Ulmer, mimo osiemdziesiątki na karku, nie zwalnia tempa, dzieląc się ze słuchaczami swoją wyjątkową muzyką - fuzją bluesa i free jazzu (gitarzysta nie ukrywał, że współpraca z ojcem tego gatunku Ornettem Colemanem była dla niego doświadczeniem formacyjnym). Do Warszawy Ulmer przyjedzie ze wskrzeszonym Music Revelation Ensemble, zespołem, który powołał do życia na początku lat 80. Przez kolejnych kilkanaście lat skład tworzyło wielu znakomitych muzyków, a jeden z nich - saksofonista David Murray - wystąpi w Stodole.
Lineup szanującego się festiwalu jazzowego nie może obyć się bez wokalistki lub wokalisty. W tym przypadku będzie to obdarzona zmysłowym głosem Amerykanka Lizz Wright. - Można się spierać, kto jest dziś najlepsza wokalistką, ale nie mam żadnych wątpliwości, że Lizz Wright ma najpiękniejszą barwę głosu, zupełnie nieprawdopodobną. Nie było jej w Polsce kilka lat, więc na pewno będzie to duże wydarzenie - zachwala Mariusz Adamiak.
W programie znalazło się też miejsce dla większego składu, opierającego swoje brzmienie na instrumentach dętych. Londyńczyków z Don't Problem nie należy jednak traktować jako klasycznego big bandu, odcinającego kupony od nowoorleańskich evergreenów. "Zespół rzuca wyzwanie powszechnemu postrzeganiu orkiestry dętej jako cover bandu, pisząc wyłącznie oryginalny materiał wzbogacony o elektronikę, syntezatory i smyczki, co jest odzwierciedleniem ich szerokich zainteresowań. W muzyce Don't Problem usłyszycie ciężki funk, psychodeliczny jazz i brytyjską muzykę taneczną wywodzącą się z kultury klubowej" - czytamy w zapowiedzi organizatora.
Ciekawie zapowiada się też koncert "sardyńskiego czarodzieja saksofonu", czyli Enzo Favaty. W brzmieniu ostatniego albumu Favaty jazz przeplata się z muzyką elektroniczną, krautrockiem, wpływami etiopskimi i balijskimi. I takiej różnorodności należy się spodziewać po jego warszawskim występie.
Jazz Jamboree 2022 - program
27 października - Krzysztof Ścierański i Goście 28 października - Enzo Favata "The Crossing", Rudy Rushton / Tenderlonious Quartet, Ben LaMar Gay Quintet 29 października - Kassa Overall Quartet, Lizz Wright 30 października - Don't Problem, James Blood Ulmer Music Revelation Ensemble feat. David Murray
Wszystkie koncerty odbywają się w klubie Stodoła (Batorego 10) i zaczynają się o 19.00.
Autorka/Autor: Piotr Bakalarski
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: mat. organizatora