We wtorek informowaliśmy na tvnwarszawa.pl o tym, że miasto rozstrzygnęło konkurs na koncepcję parku naturalnego na Golędzinowie. Zarząd Zieleni pochwalił się wizualizacjami, które zostały skrytykowane przez mieszkańców, aktywistów czy przyrodników. Krytyczne komentarze pojawiły się między innymi na Facebooku pod opublikowanym postem na ten temat. Niektóre z zarzutów: zbyt mocna ingerencja w przyrodę, niepotrzebne wycinki czy ukłon w stronę dewelopera, który buduje w pobliżu mieszkania. Eksperci szacują, że wartość mieszkań po utworzeniu parku wzrośnie. Mieszkańcy zaznaczają, że to ostatni dziki bastion na nadwiślańskim terenie i mówią wprost: ta inwestycja nie jest potrzebna i nikt o nią nie prosił.
Inwestycja, która nie powinna być priorytetem
- Wydaje mi się, że budowa tego parku w parku nie jest priorytetem miasta, w sytuacji gdzie są braki i na inwestycje, na zieleń, jej utrzymanie, dosadzenia nowych drzew. Ja bym wybrała na pewno inne inwestycje jako priorytetowe - powiedziała Justyna Glusman, dyrektorka zarządzająca w stowarzyszeniu "Fala renowacji" i była dyrektorka-koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni w stołecznym ratuszu.
Jak zaznaczyła, w kontekście powstania parku w tym miejscu, ważne są względy przyrodnicze, o czym wielokrotnie mówili badacze - Między innymi profesor Luniak (Maciej Luniak, - red.), ale też inni przyrodnicy wypowiedzieli się dość negatywnie. Mówiąc o tym, że jednak tak duża ingerencja, która jest w tym parku przewidziana, spowoduje, że ten efekt będzie negatywny - powiedziała Glusman.
Jej zdaniem, wątek często pomijany to kwestia finansowania. - Tego rodzaju inwestycje powodują, że deweloperzy w najbliższym otoczeniu bardzo zyskują na wartości mieszkań i także w Warszawie powinniśmy korzystać z mechanizmów, które pozwalają miastu na przejęcie części zysków z tego wzrostu wartości gruntu budynków, które powstają w najbliższej okolicy - zaznaczyła. I podkreśliła: Jest to trochę inwestycja dla dewelopera. I oczywiście, niech będzie. Mieszkańcy powinni mieć dostęp do zieleni i także nowi mieszkańcy, którzy wprowadzą się do tych budynków. Natomiast ten przypadkowy wzrost wartości tych budynków – część z niego powinna przypadać miastu tak, aby miasto z tych pieniędzy mogło te inwestycje sfinansować lub też inną inwestycję, w innym rejonie miasta, gdzie takich dodatkowych dochodów nie ma.
Dystrybucja zieleni potrzebna gdzie indziej
Według Glusman, miasto nie jest w stanie zrealizować wszystkich inwestycji wyłącznie ze środków własnych. Tym bardziej w obliczu problemów z budżetem. - Ostatnie reformy rządu wprowadzane od końca 2018 roku spowodowały, że tych pieniędzy jest dużo mniej - przypomniała.
Ekspertka zwróciła też uwagę na ingerencję w przyrodę w tym miejscu. - My się szczycimy tym obszarem Natura 2000 i tym, że on pozostał w takiej formie bardzo ekstensywnej i niezagospodarowanej. Na tym terenie jest ścieżka, na pewno przydałoby się wydzielenie ruchu rowerowego od pieszego. Ale właściwie poza tym i lepszym połączeniem z nowymi osiedlami, to nie widzę tam specjalnie potrzeby do ingerencji - stwierdziła.
Zapytana o to, czy to w ogóle potrzebna inwestycja, odpowiedziała: - Myślę, że wszystkich zadziwia to, że jest taka presja na realizację tego parku, podczas gdy są rejony miasta, które bardzo potrzebują nowej zieleni. Na przykład Praga Północ ma dużo mniejsze przykrycie koronami drzew niż chociażby Mokotów. I warto byłoby się zastanowić, w jaki sposób tę dystrybucję zieleni wyrównać tak, żeby mieszkańcy wszystkich dzielnic mogli się cieszyć podobnym standardem. Bo to ma wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne. O tym mówią liczne badania.
A co z wycinką? – Przy każdej inwestycji jest planowana wycinka. Część tego terenu jest opanowana przez nawłoć. To jest gatunek inwazyjny, obcy i powinniśmy się go pozbywać, bo on wypiera te nasze rodzime gatunki. Natomiast nie widzę potrzeby, żeby akurat tam wycinać drzewa i budować wieżę widokową. To brzmi nawet absurdalnie – podsumowała Glusman.
"Park w parku", o który nikt nie prosił
Z kolei Jan Mencwel ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze uważa, że park już tam jest, a nowa koncepcja powstała tylko po to, żeby ktoś mógł "przeciąć wstęgę". - Projekt, który został wybrany, de facto oznacza przede wszystkim wycinki drzew na terenie lasu łęgowego, wycinanie łąk kwietnych i dzikich, które tam teraz są. Zastępowanie ich jakimiś sztucznie nasadzonymi kwiatami. To też stworzenie strefy rekreacji i relaksu, gdzie teren już jest świetnym miejscem na spacery. Usłyszymy odgłosy zwierząt, np. bażantów czy zobaczymy sarny - wymieniał aktywista.
Po co jego zdaniem powstaje park? - Po to, żeby ktoś mógł przeciąć wstęgę, pochwalić się politycznie, że stworzy wielki park w miejscu, gdzie już jest park. To przypomina takie malowanie trawy na zielono. Jednoznaczne są też krytyczne opinie mieszkańców. Niedaleko w Porcie Żerańskim domagają się parku, na takim zdegradowanym i poprzemysłowym terenie. A tutaj nikt o to nie prosił - zauważył Mencwel. Dodał, że nie było żadnych wniosków mieszkańców, żeby coś z tym terenem zrobić. Wręcz przeciwnie - apelowali o to, by zostawić to miejsce w spokoju. Mimo tego pomysł powstał.
- Myślę, że deweloper się cieszy i otwiera szampana, bo będzie mógł pokazywać wizualizacje i sprzedawać mieszkania drożej na tym samym dokładnie terenie - powiedział.
Zdaniem aktywisty bardziej zieleni brakuje wzdłuż ulic, chociażby na Pradze, przy Targowej. - Wystarczyłoby za część tych pieniędzy, nawet milion złotych przeznaczyć na zazielenienie tej ulicy. By przywrócić tam drzewa, które były tam kiedyś, przed wojną - zaproponował.
- Można powalczyć na Golędzinowie z nawłocią, postawić nowe ławki i kosze na śmieci czy rozdzielić ruch rowerowy i pieszy, bo z tym jest problem. To nie jest tak, że tam nic nie można zrobić. Tylko, że trudniej byłoby to sprzedać pod pretekstem, że zbudujemy nowy park - ocenił Mencwel. - Trudniej by było to PR-owo rozegrać - podsumował.
Największy zieleniec w mieście
Stołeczny Zarząd Zieleni podkreśla, że Park Naturalny Golędzinów będzie największym tego typu zieleńcem w mieście. Powstanie na Pradze Północ na terenie, który rozciąga się wzdłuż koryta Wisły na długości niemal trzech kilometrów – pomiędzy mostem Gdańskim a mostem Grota-Roweckiego i zajmuje powierzchnię około 65 hektarów. Od wschodu ograniczony będzie wałem przeciwpowodziowym, a na zachodnim skraju - stromą skarpą wiślaną.
"Idea parku jest podobna jak w parkach krajobrazowych, co oznacza, że teren będzie zachowany w takiej formie, w jakiej jest on obecnie. Nie będzie on przypominać parków typowo miejskich, gdzie np. buduje się place zabaw czy zakłada nowe rabaty. Na Golędzinowie mogą powstać elementy małej architektury, miejsca wypoczynku i edukacji przyrodniczej, które będą nieinwazyjne i wkomponowane w obecny charakter tego terenu" - podkreśliła w komunikacie stołeczna zieleń.
Co zaplanowano w parku? Na wizualizacjach projektu rzuca się w oczy bulwar z betonowych płyt usytuowany na wale przeciwpowodziowym. Obecnie również znajdują się tam betonowe płyty, ale bardzo już wysłużone. Od strony przyszłej stacji metra oraz Trasy Toruńskiej pojawiają się elementy służące do rekreacji. Mamy tu ogród sensoryczny, naturalny plac zabaw, łąkę rekreacyjną, boisko, minikosz, pump truck oraz ogrody deszczowe. Równolegle do betonowego bulwaru, bliżej brzegu, pobiegnie aleja żwirowa, która zastąpi dziką ścieżkę. Pomiędzy dwoma duktami zaplanowano między innymi drewniany pomost, siedziska i elementy land artu. Również w sąsiedztwie rzeki zaplanowano platformę widokową z udogodnieniami dla osób z niepełnosprawnościami.
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński/tvnwarszawa.pl