Atak nożownika w sklepie, nie żyje 35-latka. Obława skończona. Policjanci odnaleźli ciało mężczyzny

Policyjna obława w Sochaczewie
39-latek miał sądowy zakaz zbliżania się do żony
Źródło: TVN24
Do ataku nożownika doszło w jednym ze sklepów w Sochaczewie. W wyniku odniesionych ran zmarła 35-letnia ekspedientka. Policyjna obława na sprawcą zakończyła się w nocy. "Policjanci przed północną znaleźli ciało 39-latka" - poinformowała mazowiecka policja.

Do tragicznego zdarzenia doszło w czwartek przed południem. - Na ulicy Płockiej w jednym ze sklepów leżała kobieta, która miała liczne rany kłute. Niestety, 35-latka nie żyje. Na miejscu pracują teraz policjanci i prokuratorzy, którzy ustalają wszystkie okoliczności tego zdarzenia - przekazała w rozmowie z tvnwarszawa.pl aspirant Agnieszka Dzik, oficer prasowa policji w Sochaczewie.

Na miejsce pojechał Artur Węgrzynowicz z tvnwarszawa.pl. - Teren sklepu jest obstawiony przez policjantów, także tych z długą bronią. Na okolicznych drogach dojazdowych do Sochaczewa spotkałem bardzo dużo policji - opisał.

Sprawcą przestępstwa był prawdopodobnie 39-letni mężczyzna, który był mężem zamordowanej 35-latki. Miał on sądowy zakaz zbliżania się do niej. - W listopadzie kobieta zgłosiła się na policję w Sochaczewie, informując, że została pobita, że mąż się nad nią znęca. Policjanci zatrzymali wówczas 39-latka, trafił on do policyjnej izby zatrzymań - relacjonował w piątek przed południem reporter TVN24 Piotr Borowski. Mężczyzna trafił przed sąd, który nakazał mu opuszczenie mieszkania, w którym mieszkał z żoną. Dostał też zakaz zbliżania się i dozór policyjny.

Przychodząc do sklepu, w którym pracowała 35-latka, złamał ten zakaz. - Wyczekał moment kiedy w sklepie nie było nikogo oprócz tej kobiety. Kiedy był już w środku wyciągnął nóż i zadał około 20 ciosów nożem - relacjonował Borowski.

Obława "na szeroką skalę"

Agnieszka Dzik mówiła w czwartek, że policjanci od razu mieli podejrzenia mieli podejrzenia, kto był sprawcą zabójstwa. Oficjalnie informowano tylko, że to "jeden z mieszkańców powiatu sochaczewskiego". - Trwa teraz szeroko zakrojona obława. Mężczyzny szukają policjanci z Sochaczewa, wspomagani są też przez policjantów z wydziału prewencji policji z Płocka - mówiła policjantka.

- Będziemy do skutku szukać zabójcy 35-latki. Policjanci nie przerwali poszukiwań. Obława trwa - zapewniła w czwartek wieczorem rzeczniczka mazowieckiej policji podinsp. Katarzyna Kucharska. Przekazała, że poszukiwania są zakrojone na szeroką skalę. Do zmroku prowadzono je między innymi z wykorzystaniem policyjnego śmigłowca. Policjantom towarzyszyły też psy tropiące.

Jak napisała w piątek rano na Twitterze Komenda Wojewódzka Policji w Radomiu, poszukiwany mężczyzna "prawdopodobnie popełnił samobójstwo". Jego ciało znaleziono około pięciu kilometrów od miejsca zbrodni.

- Wczoraj wieczorem policjanci z Radomia nad zalewem w Boryszewie znaleźli pojazd, którym poruszał się mężczyzna i około 150 metrów od tego pojazdu znaleziono zwłoki mężczyzny - przekazała w piątek aspirant Dzik. Policja jest pewna, że to on zabił kobietę. - Nie mamy wątpliwości, że to był on. Wiedzieliśmy, kogo szukamy. Na tą chwilę trwają działania, żeby wyjaśnić wszelkie okoliczności tej tragedii - dodała.

W sklepie był monitoring

Miejsce zbrodni znajduje się przy drodze wylotowej na obwodnicę Sochaczewa. Dwupiętrowy budynek, którego parter zajmuje sklep, odgrodzono taśmą policyjną. Na chodniku stał policyjny bus na sygnałach. Przed sklepem służbę pełnią policjanci ubrani w kamizelki kuloodporne i hełmy, wyposażeni są w długą broń palną.

Po drugiej stronie ulicy, naprzeciw jest cukiernia. Pracująca w niej ekspedientka opowiadała, że kiedy przyszła do pracy na drugą zmianę, policja przyjechała pod sklep, ale drzwi były zamknięte. - Musiała przyjechać współpracownica i otworzyć policjantom drzwi od zewnątrz - relacjonowała. W rozmowie z PAP ekspedientka z cukierni przyznała, że znała z widzenia zamordowaną kobietę. - Taka ładna blondynka, była właścicielką sklepu - powiedziała.

Zaznaczyła, że w cukierni była policja i pytała o monitoring. - Mamy kamery, ale one nie sięgają tam – wyjaśnia. - Ale w tamtym sklepie mają monitoring - zapewniła.

Pomoc do sklepu wezwała osoba, która była wtedy w pracy i obserwowała monitoring. Zaobserwowała, że w sklepie dzieje się coś dziwnego, że mogło dojść do przestępstwa. - Osoba, która miała podgląd do monitoringu online zainstalowanego w sklepie, pracowała zdalnie - doprecyzowała w rozmowie z tvnwarszawa.pl Agnieszka Dzik.

Czytaj także: