Wywłaszczani mieszkańcy: "Od roku żyjemy na kartonach"

Od roku nasze rzeczy są spakowane do kartonów - mówi pani Elżbieta - fot. Marcin Gula/tvnwarszawa.pl
Od roku nasze rzeczy są spakowane do kartonów - mówi pani Elżbieta - fot. Marcin Gula/tvnwarszawa.pl
- Ludzie myślą, że my tu blokujemy drogę, że jesteśmy jakimiś cwaniakami. A my jesteśmy zwykłymi ludźmi, którym ktoś każe zostawić dorobek życia za wirtualną obietnicę odszkodowania - mówią właściciele nieruchomości przeznaczonych do wywłaszczenia przy ulicy Marsa. Z powodu nieprzejętych działek przebudowa drogi od miesięcy stoi w martwym punkcie.

Ulica Marsa miała być do czerwca przebudowana aż do skrzyżowania z Żołnierską. Jednak urzędnicy od roku nie mogą przejąć kilkudziesięciu domów.

Pat trwa, bo część właścicieli wywłaszczanych działek zaskarżyła decyzję o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej - dokument, który pozwala niemal jednocześnie budować i przejmować nieruchomości bez zbędnych procedur.

- To bezduszne prawo, które nie dba o dobro mieszkańców - skarżą się właściciele domów.

"Żyjemy na kartonach"

W myśl specustawy drogowej proces odszkodowawczy może ciągnąć się jeszcze kilka lat po tym, jak domy zostaną zrównane z ziemią. - Od roku nasze rzeczy są spakowane do kartonów. W każdej chwili mogą nas wyrzucić z domu. Niedawno była u nas urzędniczka z Zarządu Miejskich Inwestycji Drogowych i zażądała podpisania protokołu przejęcia domu. Na nasze pytanie: dokąd i za co mamy się wyprowadzić, odpowiedziała tylko: nie wiem. A ja tu mieszkam od urodzenia. W głowie mi się nie mieści, że tak można z człowiekiem postępować – denerwuje się Elżbieta Kaczmarczyk.

Zaznacza, że nigdy nie protestowała przeciw budowie drogi.

W podobnej sytuacji jak jej rodzina są inni:

Odszkodowanie netto

Pani Irena wraz z mężem parterowy domek przy ulicy Marsa kupiła kilka lat temu.

- Zanim kupiliśmy nieruchomość, pytaliśmy o planowane inwestycje. Bez problemu dostaliśmy pozwolenie na rozbudowę domu. Wzięliśmy kredyt, który spłacamy do dziś – mówi.

- Gdy dowiedzieliśmy się o konieczności wyprowadzki było ciężko, ale pogodziliśmy się z tym. Problem polega na tym, że sposób, w jaki wywłaszczani są tu mieszkańcy, to jakiś horror. My mamy się wyprowadzić nie wiadomo dokąd i bez pieniędzy. Jeżeli za rok, dwa dostaniemy wreszcie odszkodowanie, to i tak tylko w kwocie netto. A jeśli będziemy chcieli odbudować dom, to przecież cegły będziemy kupować po cenie brutto - denerwuje się.

Czekają dwa lata

Obawy mieszkańców nie są nieuzasadnione - pokazuje praktyka. Kilkunastu właścicieli nieruchomości wywłaszczonych na mocy specustawy podczas budowy węzła Łopuszańska do tej pory nie otrzymało odszkodowań.

- Sprawa ciągnie się od 2009 roku, kiedy miejscy urzędnicy oprotestowali wysokość odszkodowania znajdującą się w operacie szacunkowym, sporządzonym przez działającego na zlecenie wojewody rzeczoznawcę - mówi Leszek Szeller. - W podobnej sytuacji są inni właściciele - dodaje.

Specustawa dla drogowców

Problem mieszkańców wynika z zastosowania specustawy drogowej, która w obecnym kształcie jest korzystna z punktu widzenia drogowców (umożliwia szybkie rozpoczęcie budowy), ale niekoniecznie dla wywłaszczanych.

Ustawodawca nie przewidział sytuacji, w której część odszkodowania może być wypłacona np. w formie zaliczki. Wysokość odszkodowania mogą oprotestować zarówno sami właściciele, jak też samorząd. Wtedy sprawa trafia do sądu i ciągnie się latami. Rozwiązaniem mogły być wykupy gruntów przez władze miasta lub zaliczki wypłacane w na mocy umów cywilnoprawnych. Jednak władze Warszawy nie są zainteresowane tego typu interwencją.

Maciej Czerski

Czytaj także: