Profesor Leszek Żukowski był gościem programu "Wstajesz i wiesz". Mając 15 lat brał udział w powstaniu, przyjął wtedy pseudonim "Antek". Początkowo był łącznikiem i roznosił rozkazy. Potem walczył, m.in. na placu Krasińskich i na placu Teatralnym.
Miał być ewakuowany do Śródmieścia, jednak kiedy wchodził do kanału, nastąpiła zmiana. - Jeden z oficerów dostał rozkaz zorganizowania czterech tak zwanych patroli bojowych do pozorowania obecności. Ja byłem w jednym z nich, w trójce, która została wysłana na ruiny ratusza. Po drugiej stronie placu Teatralnego byli Niemcy. Dostaliśmy dodatkową amunicję, mieliśmy oddawać strzał co jakiś czas. Wtedy był ogień na nas. O 22 miał nas ściągnąć łącznik. Sprawa się przeciągnęła do rana - wspominał wydarzenia sprzed 79 lat.
Rano dwóch jego kolegów już nie żyło, a on nie miał amunicji. Został aresztowany razem z ludnością cywilną i odprowadzony do kościoła św. Wojciecha na Woli. Po południu, drugiego września był podział na trzy grupy. Żukowski trafił do grupy, która została wsadzona do wagonu towarowego, znajdującego się między ulicą Wolską i Górczewską. Przebywający tam ludzie stali, było ich około stu. - Zamknęli wagon i otworzyli dopiero 7 września - dodał profesor.
Dwie najtrudniejsze chwile
Profesor Żukowski stwierdził, że podczas powstania dwa momenty były dla niego najtrudniejsze. Pierwszy zdarzył się 14 sierpnia. - Byłem na barykadzie, na ulicy Senatorskiej, naprzeciwko kościoła św. Antoniego i byłem z człowiekiem, który był dowódcą oddziału. On mnie przyjął jeszcze na Woli, w szeregi, jako łącznika. Powiedział: "znasz teren, będziesz naszym łącznikiem" - opowiadał profesor. Zdobył broń i wtedy został włączony do batalionu "Łukasiński". - Na moich oczach on dostał pociskiem w głowę, równocześnie strzelając do Niemca, który był w kościele św. Antoniego. Tamten Niemiec spadł z podwyższenia. Dla mnie było to przeżycie, ja byłem dzieciakiem. Myślałam, że do walki są żołnierze, a dowódca to ma kierować, a nagle dowódca dostaje pocisk w głowę. To był dla mnie pierwszy wstrząs - podkreślił Żukowski.
Drugi był, wspominanego już wcześniej, 2 września. - Poczułem (....), że to już koniec, bo nie miałem amunicji, musiałem schować karabinek i byłem aresztowany. To był dla mnie koniec, bo ja byłem raczej przygotowany, że zostanę rozstrzelany - powiedział.
"Walczyliśmy, praktycznie bez nadziei zwycięstwa"
Dla Żukowskiego każda rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego jest "przypomnieniem zrywu, w którym walczyliśmy, praktycznie bez nadziei zwycięstwa". Jak wspomniał, podczas rozmowy, od lat 70, żyjący żołnierze batalionu spotykali się i chodzili po miejscach walk na Starym Mieście. - Składaliśmy kwiaty w miejscach dla nas ważnych. Niestety, jestem ostatnim żyjącym żołnierzem batalionu "Łukasiński".
- Naród, który chce być wolny, musi pamiętać jak wolność została zdobyta. Niestety, historia jest taka, że wolności nie dostajemy za darmo. O wolność trzeba walczyć - podkreślił Żukowski.
Na pytanie, czym jest dla niego patriotyzm odpowiedział krótko. - Patriotyzmem jest miłość ojczyzny i gotowość zrobienia dla niej wszystkiego - zaznaczył.
Autorka/Autor: mg/gp
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24