Mieszkańcy Białołęki alarmują, że przy przebudowie wiaduktu na Marywilskiej wycięto wiele drzew. Zarząd Dróg Miejskich odpiera zarzut.
- Wokół ogrodzonego placu budowy przy Marywilskiej leżą zwalone drzewa, gdzieniegdzie pocięte akacje są złożone na pryzmach - opowiada pani Jolanta, mieszkanka zielonej Białołęki. I dodaje, że wzdłuż tymczasowego chodnika, wzdłuż ogrodzenia widać kilka stosów pociętych pni, a także powalone drzewa.
Zgodnie z przepisami
Rzecznik ZDM Jakub Dybalski tłumaczy, że decyzją nadzoru budowlanego ruch na wiadukcie został w całości zamknięty, więc wykonawca dostał polecenie wytyczenia przejścia przez plac budowy, obok wiaduktu, co było niezbędne dla utrzymania komunikacji na tym odcinku i należało to zrobić bezzwłocznie.
- Na potrzeby budowy tego chodnika została usunięta część zarośli, które rosną tam dość gęsto, w bezpośredniej bliskości wiaduktu. Stało się to w miejscu, w którym mamy zgodę na takie działania, wydaną przez Wydział Ochrony Środowiska dzielnicy Białołęka, dla remontu wiaduktu. Wykonawca usunął roślinność w młodym i średnim wieku, dla której nie jest wymagane osobne zezwolenie na wycinkę, bo jest zbyt mała - twierdzi.
Dodaje, że znaczna część złożonego koło budowy drewna to pozostałości wcześniej usuniętych - na potrzeby prac remontowych - drzew i zarośli, usuniętych właśnie na podstawie tej zgody.
Ważna "uważność"
"Miasto powinno skontrolować wycinkę drzew, którą dokonano przy okazji, czy to prac rozbiórkowych, czy związanych z budową tymczasowego chodnika. W Warszawie, na każdą wycinkę powinniśmy patrzeć wyjątkowo uważnie, ponieważ chcemy, aby drzew było jak najwięcej" - ocenił wiceminister sprawiedliwości, były stołeczny radny Sebastian Kaleta, który odniósł się do tej sytuacji.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl