Legia Warszawa pokonała Anwil Włocławek 87:77 i jako pierwsza awansowała do finału Energa Basket Ligi. Oznacza to, że po 53 latach przerwy sięgnie po medal mistrzostw Polski.
Koszykarze Legii po raz pierwszy od 1969 roku zdobędą medal mistrzostw Polski. Wówczas byli mistrzami. W tym sezonie w ćwierćfinale pokonali obrońcę tytułu Arged BM Stal Ostrów Wlkp. 3-0, a w półfinale takim samym stosunkiem wicelidera po sezonie zasadniczym - Anwil.
Trzecie spotkanie półfinału było niezwykle zacięte, zawodnicy Anwilu zagrali maksymalnie skoncentrowani, mając od początku świadomość, że porażka oznacza dla nich koniec marzeń. Gospodarze zachowali jednak zimną krew, tak jak w spotkaniach we Włocławku, i przy energetycznym wsparciu nadkompletu kibiców cieszyli się po końcowej syrenie z historycznego wyniku.
Legia zawsze o krok przed Anwilem
Anwil prowadził na początku, po rzutach z dystansu 8:5, ale legioniści grali konsekwentnie i już w połowie tej kwarty uzyskali minimalne kilkupunktowe prowadzenie. Po dziesięciu minutach prowadzili 21:16, a w drugiej kwarcie ich przewaga osiągnęła 12 punktów (32:20).
Podopiecznych Kamińskiego nie wybiła z rytmu nawet kontuzja środkowego Adama Kempa, któremu w podkoszowej walce rywale rozcięli łuk brwiowy. Amerykanin praktycznie nie pomagał drużynie w drugiej połowie, oglądając spotkanie z ławki, ale i tak "Wojskowi" mieli przewagę.
Jak stwierdzili zgodnie na konferencji prasowej szkoleniowcy obydwu ekip, Legia była zawsze o krok przed Anwilem.
W trzeciej kwarcie znakomicie spisywał się jeden z liderów Legii Amerykanin Robert Johnson, który zdobył dziewięć punktów, ale równie skuteczny był w obronie. Praktycznie ograniczył poczynania jednego ze strzelców rywali - Jonaha Mathews, który w całym spotkaniu uzyskał tylko dziewięć punktów, trafiając dwie z 10 prób rzutów.
Legia wygrywała już w trzeciej kwarcie 59:47, ale po 30 minutach prowadziła jedynie 63:60. Na dwie i pół minuty przed końcem spotkania ta przewaga wojskowych stopniała jeszcze do dwóch punktów (74:72), ale wówczas po raz kolejny w play off klasę pokazał 38-letni kapitan warszawiaków Łukasz Koszarek. Trafił zza linii 6,75 metra i Legia wygrywała 78:72. Sukces gospodarzy przypieczętował kolejny rzut z dystansu, który wykonał Muhammad-Ali Abdur-Rahkman. Na 70 sekund przed końcem zespół trenera Kamińskiego prowadził 83:74 i przyjezdni nie byli już w stanie odwrócić losów spotkania.
"Mistrzowski poziom skoncentrowania"
- Dziękuję trenerowi i zawodnikom Anwilu za wyrównaną walkę i ciekawą serię. Gratuluję swoim zawodnikom "chłodnych głów" i trzech zwycięstw. Dziękuję całej organizacji klubu i naszym kibicom. Doping był rewelacyjny. Każdy mecz miał w tej serii swoją wagę. W każdym spotkaniu byliśmy krok przed rywalami. Decydowały małe rzeczy. Robiliśmy swoje od początku do końca, graliśmy razem jako zespół. Nie była to wielka taktyka. Wprowadziliśmy małe zmiany pod tego konkretnego rywala. Robert Johnson i Muhammad-Ali Abdur-Rahkman wykonali świetną robotę w defensywie - powiedział trener Kamiński, który mimo kompletu zwycięstw w play off nie czuje się faworytem w rywalizacji o złoto.
Zdaniem szkoleniowca Anwilu Przemysława Frasunkiewicza Legia zagrała znakomicie taktycznie i pod względem psychologicznym.
- Gratuluję Legii, bo postawiła bardzo trudne warunki i zasłużenie wygrała tę walkę. Rzuciliśmy na szalę wszystko co mieliśmy, ale Legia zawsze była o ten jeden krok do przodu. Rywale wygrywali walkę nad koszami - w tym elemencie jako zespół byliśmy słabsi. Jest oczywiście żal, ale mimo porażki cieszę się, że to polski trener będzie prowadził zespół w finale, i to trener, którego znam od wielu lat. Może niektórzy z nas "nie doszacowali" Legii, która pokazała w tej serii mistrzowski poziom skoncentrowania - podkreślił Frasunkiewicz.
Źródło: PAP