Proces przeciwko m.in. "królowi dopalaczy" trwał od marca 2021 roku. Jan S. odpowiadał w nim za popełnienie 17 przestępstw, w tym kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą zajmującą się nielegalną sprzedażą tzw. dopalaczy, szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia lub życia środków zastępczych zawierających substancje o działaniu psychoaktywnym.
Ponadto został oskarżony o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ponad 16 tysięcy osób, wprowadzenia do obrotu ponad 350 kilogramów dopalaczy, nabycie znacznej ilości substancji psychotropowych, pranie brudnych pieniędzy, nakłanianie do pośrednictwa w obrocie dopalaczami, a także zmuszanie lub pomocnictwo do posługiwania się fałszywymi dokumentami tożsamości.
Pełnomocnicy Jana S. wnieśli o jego uniewinnienie. Podkreślali, że mężczyźnie nie udowodniono struktur grupy przestępczej. Prokuratura wniosła zaś o wymierzenie mu kary łącznej 13 lat więzienia.
Ojciec uniewinniony
We wtorek zapadł wyrok w tej sprawie. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uznał, że Jan S. jest winny i wymierzył mu karę 12 lat pozbawienia wolności oraz karę 225 tys. grzywny. Sąd zasądził również obligatoryjny przepadek równowartości korzyści majątkowej uzyskanej w wyniku przestępstwa w kwocie 28 mln 750 tys. zł.
Sąd uznał także winę partnerki życiowej "króla dopalaczy" - Pauliny C., której prokuratura zarzuciła blisko czteroletni udział w procederze wprowadzania do obrotu niebezpiecznych substancji, a także przestępstwo prania brudnych pieniędzy. Sąd skazał ją na karę 2 lat oraz 3 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywnę w wysokości 20 tys. W ocenie sądu Paulina C. miała aktywny udział w procederze i nie było to pomocnictwo, ale współsprawstwo.
Trzeciemu oskarżonemu, Tobiaszowi N., oskarżonemu o to, że na potrzeby przestępczego procederu udostępniał grupie Jana S. swoje rachunki bankowe oraz utworzył na terenie Słowacji spółkę handlową, której operacje finansowe miały ukryć stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków pieniężnych, sąd wymierzył karę 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywnę w wysokości 2 tys. zł.
Z kolei ojca Jana S. - Jacka S. - z zawodu adwokata, któremu w toku śledztwa przedstawiono zarzuty prania brudnych pieniędzy sąd uniewinnił. Sąd podkreślił, że w całości podzielił argumenty jego obrony. "Jeżeli prześledzi się całość zgromadzonego materiału dowodowego, sąd musiał się zgodzić ze stanowiskiem obrońcy. Nie sposób przypisać Jackowi S. sprawstwa w zakresie prania brudnych pieniędzy" - mówiła na sali rozpraw sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz.
Wyrok jest nieprawomocny.
"Sprawa nie ma charakteru politycznego"
W uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz podkreśliła, że "ta sprawa nie ma żadnego charakteru politycznego pomimo usilnego lansowania tego przez oskarżonego i obrońców".
Wskazała m.in. na szereg dowodów oraz zeznań świadków i podkreśliła, że powyższe ustalenia przełożyły się na przypisanie oskarżonym czynów wskazanych w akcie oskarżenia z pewnymi modyfikacjami.
Sędzia zaznaczyła również, że zorganizowana grupa przestępcza to oparta na porozumieniu grupa co najmniej trzech osób, która posiada cel polegający na popełnianiu przestępstw. Nie jest wymagany stały skład grupy, a jej członkowie mogą popełniać przestępstwa w różnych składach. - Sąd nie miał żadnych wątpliwości co do kwalifikacji czynu dotyczącego Jana S. - mówiła sędzia.
Zaznaczyła też, że jeśli chodzi o wysokość wyroku, kierowała się dyrektywami wymiaru kary tak, aby nie przekraczała ona stopnia winy i miała na celu kwestie zapobiegawcze i wychowawcze. - Niewątpliwie przestępstwa, których dopuścił się oskarżony, były przestępstwami o bardzo wysokim stopniu szkodliwośći - zaznaczyła sędzia. Dodała, że wprowadzanie dopalaczy i innych środków było przestępstwami, których oskarżony tak naprawdę dopuścił się dla zysku.
- Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego sąd miał nieodparte wrażenie, że oskarżony bawił się życiem potencjalnych nabywców i czerpał z tego ogromne korzyści. To, że te osoby nabywały i przyjmowały te środki, nie zwalnia z odpowiedzialności karalnej oskarżonego Jana S. (...) Proceder ten miał szeroki krąg. Co istotne, tak naprawdę osobami kupującymi były osoby głównie małoletnie nie potrafiące ocenić niebezpieczeństwa, które płynęło z zażywania tych środków, a oskarżony, oferując atrakcyjną cenę, korzystał z takiego braku dorosłości po stronie kupujących - powiedziała sędzia Brygidyr-Dorosz.
Zwróciła uwagę, że oskarżony mówił, że prokurator "chce mu odebrać 13 lat życia", a sam swoim zachowaniem "niektórym osobom zabrał całe życie, bo nie miały one szans wejść w dorosłe życie, rozwinąć skrzydła". - Nie ma zgody na żerowanie na pewnych dysfunkcjach tych osób. Na tworzenie fortuny poprzez wykorzystanie osób, które w jakiś sposób nie do końca są świadome, co kupują - stwierdziła sędzia.
Dodała, że jedyną przesłanką działającą na korzyść Jana S. była jego uprzednia niekaralność.
Poszukiwany dwoma listami gończymi
Z aktu oskarżenia wynika, że "król dopalaczy" pośrednio przyczynił się do śmierci 16-letniego Filipa z Warszawy, 15-letniego Damiana z Biłgoraja, 23-letniego Artura z Radomia i dwóch młodych Polaków: Mateusza i Krystiana, których ciała 12 lutego 2018 roku ujawniono w Rugby w Wielkiej Brytanii. 18-letni Bartek ze Świdnika i Ania ze Strzelec Opolskich zostali odratowani w szpitalu. Wszyscy zatruli się fentanylem zawartym w jednym ze sprzedawanych specyfików.
"Król dopalaczy" był poszukiwany dwoma listami gończymi, w tym Europejskim Nakazem Aresztowania. Ukrywał się głównie w Holandii. Był tam nawet zatrzymany w maju 2018 r., ale tamtejszy sąd nie zgodził się na jego aresztowanie i wyznaczył kolejny termin posiedzenia. W międzyczasie "król" zniknął. Został zatrzymany 3 stycznia 2020 r. w Milanówku, w okolicach domu swoich rodziców, i od tamtej pory przebywa w areszcie śledczym.
Autorka/Autor: kz
Źródło: PAP