"Król dopalaczy" stanął w końcu przed sądem. "Jestem niewinny"

Źródło:
PAP
Policjanci zatrzymali Jana S. w Milanówku
Policjanci zatrzymali Jana S. w MilanówkuKSP
wideo 2/4
Zatrzymanie "króla dopalaczy"

Ruszył proces "Króla dopalaczy" Jana S., który jest oskarżony między innymi o narażanie życia i zdrowia ponad 16 tysięcy osób, z których pięć zmarło. Mężczyzna nie przyznał się do winy, podważał bezstronność prokuratora i zwracał uwagę na polityczny wydźwięk sprawy. Do zarzutów nie przyznali się także inni podejrzani w sprawie.

Piątkowa rozprawa przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga była dziesiątą - udaną - próbą otwarcia przewodu sądowego w sprawie przeciwko Janowi S., jego ojcu Jackowi S., partnerce "króla dopalaczy" Paulinie C. i mężczyźnie, który miał zakładać konta służące do prania pieniędzy z dopalaczy. Wcześniejsze terminy odraczane były między innymi ze względu na nieobecność niektórych oskarżonych lub niedyspozycję obrońców.

Zanim sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz otworzyła przewód sądowy, musiała rozpoznać wniosek obrońcy Jacka S. o umorzenie postępowania karnego w części go dotyczącej, z uwagi na - stwierdzony przez mecenasa - brak znamion przestępstwa. Jacek S., z zawodu adwokat, miał według prokuratury wziąć dla syna w leasing samochód marki Audi model RS6 Avant Performance na kwotę 567 tysięcy złotych. Raty były spłacane przez użytkownika auta Jana S., choć ten w tym okresie nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdami. Według prokuratury, ojciec pomagał w ten sposób synowi ukryć przestępne pochodzenie pieniędzy. Adwokat miał też użyczać synowi telefon komórkowy zarejestrowany na swoją kancelarię i ostrzegać go, wysyłając linki z informacjami o nowelizacji przepisów dotyczących handlu dopalaczami.

Ojciec Jana S. potwierdził, że wziął auto w leasing za namową syna, bo ich wspólną pasją jest motoryzacja, a pojazd ten był w ocenie oskarżonego "legendą". "Król dopalaczy" przez "jakieś dwa miesiące" miał robić ojcu przelewy tytułem opłaty za audi, z którego w tym czasie korzystał. Dodał, że wszystkie jego dzieci korzystają z telefonów zarejestrowanych na jego kancelarię. - Historia opisana przez prokuratora jest wyssana z brudnego palca – powiedział Jacek S. Mimo przytoczonej argumentacji sąd odrzucił wniosek obrony.

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO >>>

Nie przyznał się do winy

Prokurator Wojciech Misiewicz odczytał akt oskarżenia, po wysłuchaniu którego "Król dopalaczy" stwierdził, że nie przyznaje się do popełnienia opisanych w nim czynów. Potwierdził jedynie udział w jednym przestępstwie; w sierpniu 2020 roku, przeglądając akta wyjął z nich zdjęcie swojej partnerki i dziecka, które po chwili refleksji – jak twierdzi - oddał oddziałowemu w areszcie, a później listownie przeprosił prokuratora Misiewicza. - Incydent miał charakter emocjonalny. Zobaczyłem ich zdjęcie po ośmiu miesiącach w totalnej izolacji, w celi bez okna, bez dopływu do świeżego powietrza, z dziurą w ziemi jako latryną – wyjaśnił Jan S., opisując warunki, w jakich przebywa w areszcie śledczym w Radomiu.

S. oświadczył, że stawiane mu i jego najbliższym zarzuty "przedstawiają fałszywy obraz rzeczywistości". "Król dopalaczy" uważa też, że prokuratura i policja szantażem wymusiły od niego hasła dostępowe do portfela z bitcoinami. Miał to być warunek decydujący o tym, że jego partnerka nie będzie aresztowana. - To była zwykła kradzież, zastraszanie – stwierdził oskarżony.

Jan S. zwrócił uwagę, że prokurator Misiewicz powinien wyłączyć się z jego sprawy już na początkowym etapie. - Pan prokurator jest pokrzywdzonym w innym postępowaniu, w którym jestem oskarżony. Ilość i jakość zarzutów wzrosła z dwóch do osiemnastu od momentu, kiedy stał się pokrzywdzonym – stwierdził S.

Chodzi o toczący się przed Sądem Okręgowym w Warszawie proces, w którym "Król dopalaczy" oskarżony jest m.in. o podżeganie do zabójstwa Zbigniewa Ziobry za zaostrzenie kar za handel i produkcję dopalaczy. Namawiać miał także do zabójstwa prokuratora Misiewicza.

Policjanci zatrzymali Jana S. w MilanówkuKSP

Sędzia Brygidyr-Dorosz odczytała podczas piątkowej rozprawy protokoły z przesłuchań Jana S. po zatrzymaniu w Holandii wiosną 2018 roku. Twierdził on wówczas, że prowadzi firmę, która zajmuje się kupowaniem produktów chemicznych m.in. z Holandii i Chin, a następnie ich dalszą sprzedażą. - Moja firma robi 800 tysięcy obrotu miesięcznie – zeznał. Mówił, że planował także otwierać laboratoria "jak inni jego znajomi", ale nie uzyskał odpowiednich zgód od władz holenderskich. Zapewniał, że używane przez niego produkty są w pełni legalne i nie były z nich produkowane środki odurzające. - Nigdy się bym czymś takim nie zajął – zapewniał.

Podczas piątkowej rozprawy nie chciał ustosunkować się do tego protokołu tłumacząc, że "nie stanowi on dowodu w sprawie". Innego zdania był prokurator Misiewicz, który materiały zgromadzone przez Holendrów potraktował jako rzetelne dowody, z uwagi na "ilość pouczeń przekraczającą standardy", a w związku z tym "zapewnione oskarżonemu gwarancje procesowe".

Do zarzutów nie przyznała się także 29-letnia Paulina C., oskarżona o wprowadzanie dopalaczy do obrotu i pranie pieniędzy. Oficjalnie bezrobotna i nieposiadająca majątku kobieta miała być według prokuratury prawą ręką Jana S. Ustalono, że C. wielokrotnie dokonywała zakupu za gotówkę biżuterii, odzieży i galanterii. Pieniędzmi z dopalaczy, zdaniem prokuratury, zapłaciła także za operację plastyczną powiększania biustu, co kosztowało 15 tys. zł. - Nie zgadzam się z tymi zarzutami, nie sprzedawałam żadnych substancji i nie wysyłałam żadnych paczek – powiedziała w piątek w sądzie.

"Jesteśmy pionkami w manipulacyjnej grze jednego człowieka. Czuję się ofiarą"

Ojciec Jana S. składając wyjaśnienia stwierdził, że "z trudem przebrnął przez rokokowy styl zarzutu". - Nie przyznaję się i nie będę składał wyjaśnień, czekam na te srogie dowody urzędu prokuratorskiego – powiedział oskarżony. - Najpierw pojawia się "król dopalaczy" jako komentarz do buńczucznych wystąpień ministra Ziobro, potem w kolejnej odsłonie pojawia się zamach na ministra Ziobro, na dzień przed rekonstrukcją rządu, a przed kolejnym powołaniem gabinetu premiera Morawieckiego, ten temat jest odgrzewany. W tej sprawie zwłaszcza przecieki medialne nie są przypadkowe. Jesteśmy pionkami w manipulacyjnej grze jednego człowieka. Czuję się ofiarą – ocenił.

Do udziału w przestępstwie i prania pieniędzy z dopalaczy nie przyznał się także Tobiasz N. Pochodzący z Kędzierzyna-Koźla mężczyzna twierdzi, że był klientem sklepu internetowego "Predator", a na stronie dopalamy.pl znalazł ogłoszenie od osoby, która skupowała konta do handlu kryptowalutami. - Byłem w trudnej sytuacji finansowej. Zgodziłem się, bo według mnie kryptowaluty są legalne. Nie spotkałem nigdy osoby, która mi to zlecała. Ten człowiek pisał do mnie maile. Założyłem konta w Ostrawie i kilku polskich bankach. Czułem, że coś wisi w powietrzu – zapewniał N.

Obrońca "Króla dopalaczy", mecenas Antoni Kania-Sieniawski, wnosił o uchylenie tymczasowego aresztowania stosowanego już od 14 miesięcy. Adwokat wyjaśniał, że po uchyleniu tego środka S. nie zostanie zwolniony z aresztu, bo jest on stosowany również w sprawie, w której pokrzywdzonym jest minister Ziobro. Mecenas podkreślał, że zmiana środka zapobiegawczego pozwoli na zmianę celi oskarżonego, ponieważ obecnie "przebywa w zwierzęcych warunkach". Jan S. poparł wniosek obrońcy dodając, że gdyby jakieś zwierzę przebywało w podobnym miejscu, "obrońcy praw zwierząt wygraliby sprawę". Sędzia Brygidyr-Dorosz wniosku nie uwzględniła, "Król dopalaczy" pozostaje w areszcie śledczym.

Z aktu oskarżenia wynika, że "Król dopalaczy" pośrednio przyczynił się do śmierci pięciu osóbKSP

Zaczęło się od śmierci nastolatka

Śledztwo, które zrujnowało imperium "Króla Dopalaczy" zaczęło się od śmierci 16-latka z warszawskiego Targówka, 22 września 2017 r. Filip G. siedział przy biurku, wyglądał jakby zasnął przed komputerem z głową opartą o blat. Chwilę wcześniej dzielił się ze znajomymi przez komunikator wrażeniami po zażyciu dopalaczy. Przy zwłokach 16-latka technicy kryminalni znaleźli 1,24 g środków opisanych jako "BUC", oraz inne substancje psychotropowe.

Historia transakcji z jego konta bankowego wskazuje, że dopalacze ze strony "Predator-rc" zakupił sześć razy. Pieniądze wysyłał na konta osób powiązanych z Janem S. Po śmierci chłopca w sortowni firmy wysyłkowej ujawniono kilka nieodebranych paczek, wysyłanych od nadawcy o fikcyjnych danych. W opakowaniach znaleziono m.in. BUC-3 i BUC-8.

Prokuratura ustaliła, że pieniądze od klientów trafiały na rachunek obywatela Ukrainy, a następnie były wypłacane na stacji benzynowej w okolicach Brwinowa lub w centrum Warszawy. Tak udało się namierzyć "centrum dystrybucji dopalaczy" w luksusowym apartamentowcu, w pobliżu Centrum Nauki Kopernik. Na miejscu zabezpieczono kilkadziesiąt kilogramów substancji psychoaktywnych, sprzęt do ważenia i pakowania, a także "centrum obsługi klienta". Pracownicy "Króla dopalaczy" prowadzili szczegółową księgowość, dzienne przychody "Predatora-rc" to kwoty od kilkunastu do nawet 45 tysięcy złotych dziennie.

Ponad 16 milionów złotych w rok

Śledczy przejęli kilka przesyłek z hurtową zawartością dopalaczy z Holandii. Ustalono, że tylko za pośrednictwem jednej firmy kurierskiej "Król dopalaczy" zamówił 700 kilogramów śmiercionośnych substancji, a u chińskiego dystrybutora składał zamówienia na 100-kilogramowe dostawy substancji i prekursorów do tworzenia dopalaczy. Wartość jednego zamówienia wynosiła ponad 100 tys. dolarów. Paczki przychodziły m.in. na adres wirtualnego biura firmy założonej w 2016 roku przez Jana Krzysztofa S. o nazwie "Ball and Roll SP. z.o.o". Prokuratura ustaliła, że pieniądze z handlu dopalaczami były wypłacane bądź przesyłane między rachunkami i trafiały na holenderskie lub czeskie konta Jana S. oraz były inwestowane w kolejne dostawy chemikaliów. Później grupa korzystała z płatności kryptowalutą Bitcoin, która utrudnia ustalenie kwot przepływających przez wirtualny portfel.

Sklep "Predator-rc" był liderem na rynku dopalaczy, zaopatrywał klientów z Europy, ale także z USA, Australii, Meksyku. Z zakupów u "Króla dopalaczy" skorzystało – według prokuratury - 16 tysięcy użytkowników. Od marca 2017 do maja 2018 roku sklep zarobił co najmniej 16 mln 716 117 tys. zł, a prokuratura szacuje, że w pozostałym okresie funkcjonowania grupy, mógł zarobić kolejne 4 mln zł.

Po zatrzymaniach w 2018 roku "Predator-rc" zawiesił działalność, informując klientów o problemach technicznych i szybkim powrocie na rynek. Wkrótce wyszło na jaw, że jeszcze w kwietniu 2018 roku Jan S. zorganizował przy ul. Puławskiej kolejną "sortownię" dopalaczy, zlikwidowaną półtora miesiąca później. Według prokuratury "Król dopalaczy" zastraszał podwładnych i instruował, jakie wyjaśnienia powinni złożyć w przypadku zatrzymania przez policję. S. zapewniał im także pełnomocników, którzy mieli pilnować, żeby podejrzani nie naprowadzali śledczych na jego osobę.

Miał przyczynić się do śmierci pięciu osób

Z aktu oskarżenia wynika, że "Król dopalaczy" pośrednio przyczynił się do śmierci 16-letniego Filipa z Warszawy, 15-letniego Damiana z Biłgoraju, 23-letniego Artura z Radomia i dwóch młodych Polaków: Mateusza i Krystiana, których ciała 12 lutego 2018 roku ujawniono w Rugby w Wielkiej Brytanii. 18-letni Bartek ze Świdnika i Ania ze Strzelec Opolskich zostali odratowani w szpitalu. Wszyscy zatruli się fentanylem zawartym w "BUC-8". Po tym, jak media obiegła informacja o zatruciach sprzedawanym przez niego środkiem, sklep zmienił etykiety BUC-8 na takie, z których wynikało, że produkt nie nadaje się do spożycia. Dopalacze oficjalnie miały mieć przeznaczenie kolekcjonerskie lub doświadczalne.

Oskarżyciel publiczny zebrał dowody mające świadczyć o kluczowej roli Jana S. w dopalaczowym biznesie. Z notatek Jana S. prokuratura dowiedziała się, że planował zainwestować w stajnię oraz mieszkania "na słupa". Gotówką zapłacił za pięć luksusowych zegarków kwotę 196 tysięcy złotych. Kolejne 11 tysięcy płacił co miesiąc za wynajem mieszkania przy ul. Tamka w Warszawie.

"Król dopalaczy" był poszukiwany dwoma listami gończymi, w tym Europejskim Nakazem Aresztowania. Ukrywał się głównie w Holandii. Był tam nawet zatrzymywany w maju 2018 r., ale tamtejszy sąd nie zgodził się na jego aresztowanie i wyznaczył kolejny termin posiedzenia. W międzyczasie "Król" zniknął. Został zatrzymany 3 stycznia 2020 r. w Milanówku, w okolicach domu swoich rodziców i od tamtej pory przebywa w areszcie śledczym.

Z notatek Jana S. prokuratura dowiedziała się, że planował zainwestować w stajnię oraz mieszkania "na słupa"KSP

Autorka/Autor:mp/r

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: KSP

Pozostałe wiadomości

"Na pływalni Polonez OSiR Targówek przy ulicy Łabiszyńskiej 20 na Targówku korzystający z basenu dorośli i dzieci zatruli się chlorem. Poszkodowane są już 23 osoby" - poinformowała Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego "Meditrans" w Warszawie. Ewakuowano 60 osób. Są wstępne wyniki badania próbek powietrza i wody.

21 osób z basenu trafiło do szpitali. Strażacy pobrali próbki wody 

21 osób z basenu trafiło do szpitali. Strażacy pobrali próbki wody 

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Od trzeciego sierpnia przy ulicy Marywilskiej miało działać tymczasowe targowisko z 800 kontenerami i parkingiem na 400 samochodów. Tak się nie stanie. Nowy termin nie jest znany. Spółka Marywilska 44 zamieściła w tej sprawie komunikat.

Zła wiadomość dla kupców z Marywilskiej 44. Powstanie tymczasowego targowiska opóźnione

Zła wiadomość dla kupców z Marywilskiej 44. Powstanie tymczasowego targowiska opóźnione

Źródło:
PAP/tvnwarszawa.pl

W Siedlcach doszło do pościgu niczym z filmów akcji. Jego bilans to poszkodowany policjant i dwa zniszczone radiowozy. Kierowca bmw zatrzymał się dopiero na blokadzie. Okazało się, że miał się czego obawiać.

Nocny pościg, dwa zniszczone radiowozy i ranny policjant

Nocny pościg, dwa zniszczone radiowozy i ranny policjant

Źródło:
PAP/tvnwarszawa.pl

Łazienki Królewskie zostały częściowo otwarte, polecają się do odwiedzania. Zobaczyć można wystawę czasową, a także wysłuchać koncertów chopinowskich czy wziąć udział w Festiwalu Strefa Ciszy. Muzeum wprowadziło czasowo niższe ceny za wstęp.

Usuwanie zniszczeń trwa, ale Łazienki Królewskie są otwarte. Bilety są tańsze

Usuwanie zniszczeń trwa, ale Łazienki Królewskie są otwarte. Bilety są tańsze

Źródło:
PAP, tvnwarszawa.pl

Do stołecznego ogrodu zoologicznego zawitali nowi mieszkańcy. To dwie pary zwisogłówek koroniastych. Są jednymi z najmniejszych papug na świecie. Odpoczywają i śpią w specyficzny sposób. W kwestii żywienia nie pogardzą owocami.

Odpoczywają i śpią, zwisając głowami w dół. To jedne z najmniejszych papug na świecie

Odpoczywają i śpią, zwisając głowami w dół. To jedne z najmniejszych papug na świecie

Źródło:
PAP, tvnwarszawa.pl

Strażnicy miejscy pomogli 15-latkowi, który zatruł się alkoholem. Miał dwa promile we krwi. Po ocuceniu awanturował się, odebrała go matka.

15-latek zatruł się alkoholem, znaleźli go na ławce w parku

15-latek zatruł się alkoholem, znaleźli go na ławce w parku

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Do poważnego wypadku doszło pod Pułtuskiem. Z wraków wydobywał się dym. W jednym z aut siedziała kobieta, w drugim kilkuletnia dziewczynka. Obie były ranne i potrzebowały pomocy. Uczynili to policjanci, przejeżdżający obok.

Wraki aut dymiły. "W jednym, w foteliku siedziała ranna, płacząca kilkuletnia dziewczynka"

Wraki aut dymiły. "W jednym, w foteliku siedziała ranna, płacząca kilkuletnia dziewczynka"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Do tragedii doszło pod Płockiem. Na drodze krajowej numer 60 dachował lexus. Autem podróżowały cztery osoby. Kierowca zginął na miejscu. Troje pasażerów, w tym kobieta i dwoje dzieci, z obrażeniami trafiło do szpitala. Trasa jest całkowicie zablokowana. Prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące spowodowania wypadku komunikacyjnego ze skutkiem śmiertelnym.

Kierowca nie żyje, roczny chłopiec i siedmioletnia dziewczynka są ranni. Śledztwo w sprawie wypadku

Kierowca nie żyje, roczny chłopiec i siedmioletnia dziewczynka są ranni. Śledztwo w sprawie wypadku

Aktualizacja:
Źródło:
PAP

Wyszedł z więzienia, gdzie odbywał wyrok za kradzież i jeszcze tego samego dnia ukradł rower należący do 14-letniego chłopca i został zatrzymany.

Wolnością cieszył się kilka godzin

Wolnością cieszył się kilka godzin

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Na trasie S2, w pobliżu węzła Opacz, doszło do zderzenia busa i samochodu ciężarowego. "Jedna osoba poszkodowana" - poinformowano w komunikacie, opublikowanym w mediach społecznościowych OSP Raszyn.

Zderzenie busa z ciężarówką na S2

Zderzenie busa z ciężarówką na S2

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Podczas patrolowania rejonu ulicy Gołkowskiej strażnicy miejscy zauważyli, że ktoś skacze do Jeziorka Czerniakowskiego z mostu. Okazało się, że chętnych do kąpieli w niedozwolonym miejscu było więcej.

Weszli po obudowie drabinki, skakali z mostu do wody. Niebezpieczna zabawa nastolatków

Weszli po obudowie drabinki, skakali z mostu do wody. Niebezpieczna zabawa nastolatków

Źródło:
tvnwarszawa.pl

W miejscowości Sielice koło Sochaczewa tir z naczepą zablokował drogę krajową numer 50. Służby miały problem z usunięciem pojazdu.

Tir utknął w rowie. Był problem, by go wydostać

Tir utknął w rowie. Był problem, by go wydostać

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Cierpliwość mieszkańców Górnego Mokotowa po raz kolejny zostaje wystawiona na próbę. Tramwaje znikną z ulicy Puławskiej na cały miesiąc. To przez rozpoczynającą się budowę torowiska Rakowieckiej. W tym czasie zawieszona zostanie także oddana w maju linia na Sielce.

Męczarnia mieszkańców Mokotowa. Puławska znów bez tramwajów

Męczarnia mieszkańców Mokotowa. Puławska znów bez tramwajów

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Agresywne zachowanie 45-latka na pokładzie samolotu z Londynu do Kowna sprawiło, że kapitan podjął decyzję o lądowaniu na lotnisku w Modlinie. Interweniowali strażnicy graniczni.

Wulgaryzmy i alkohol. Nieplanowane lądowanie przez agresywnego pasażera

Wulgaryzmy i alkohol. Nieplanowane lądowanie przez agresywnego pasażera

Źródło:
PAP

Rozpoczęły się prace związane z likwidacją tunelu pod ulicą Marszałkowską. To pierwszy etap przebudowy rejonu Złotej i Zgody. Urzędnicy deklarują, że za dwa lata to miejsce zmieni się nie do poznania - auta zastąpią szpalery drzew i ogródki restauracyjne.

Zasypują tunel w centrum Warszawy

Zasypują tunel w centrum Warszawy

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Przy użyciu sztucznej inteligencji z wykorzystaniem kompilacji archiwalnych, pokolorowanych zdjęć powstał film o Warszawie. Ma pokazywać, jak wyglądało miasto przed drugą wojną i w trakcie okupacji. Eksperyment wzbudził ogromne zainteresowanie w sieci. Jednak eksperci alarmują, że produkcja może wprowadzać w błąd. Materiał Ewy Wagner z magazynu "Polska i Świat" w TVN24.

Film o dawnej Warszawie stworzony przez sztuczną inteligencję. Eksperci: to groźne

Film o dawnej Warszawie stworzony przez sztuczną inteligencję. Eksperci: to groźne

Źródło:
TVN24